Norwid współczesny
Jesteśmy uczestnikami znamiennych przemian takie w tej dziedzinie: wielki poeta, "czwarty wieszcz", który przez dziesięciolecia był najpierw zapomniany a potem - po odnalezieniu i wydaniu jego ocalałych utworów - uważany za szczególnie trudnego i w dużym stopniu niezrozumiałego, dziś okazuje się nie tylko "czytelny", ale po prostu bliski współczesnej wrażliwości odbiorczej. Przyjęcie, z jakim "Pierścień wielkiej damy" spotkał się na wrocławskiej premierze, stanowiło tryumf zarówno samego Norwida, jak i teatru, który spróbował te właśnie przemiany sprawdzić.
Rozszyfrowywanie "Pierścienia wielkiej damy" jako utworu z "kluczem" pozwalającym domyślać się, że biedny Mak-Yks to sceniczny odpowiednik samego autora a wyniosła Hrabina Maria Harrys jest wzorowana na wielbionej przezeń Marii Kalergis, to zajęcie na pewno interesujące i oparte na domyśle niewątpliwie trafnym, ale ma ono dziś charakter tylko ciekawostki i oczywiście ułatwienia przy badaniu genezy tego dramatu. Bardziej istotny jest fakt, że choć "rzecz dzieje się w dziewiętnastym wieku w willi Harrys i jej pobliżu", widzowie odczuwają ją nie jako tylko romantyczny obrazek z przeszłości, lecz jako współcześnie pasjonujący dramat psychologiczny.
Zawarty w nim konflikt ma wprawdzie źródła przede wszystkim historyczne (różnice społeczne między zubożałym krewniakiem luksusowej arystokratki a nią samą i wynikające z nich dyskryminacje obyczajowe), ale finezyjność dialogu wyrażającego skomplikowaną rozgrywkę psychologiczną w czworokącie Hrabina Harrys - Graf Szeliga - Magdalena Tomir i Mak-Yks wyposaża go w walor żywo angażującej widza świeżości. Nic więc dziwnego, że do oswojonej już z awangardową poezją i nowatorskim dramatem współczesnym publiczności dialog ten trafia bez trudu.
Poważna jest w tym zasługa aktorów, którzy prowadzeni bardzo świadomymi i trafnymi sugestiami reżyserki, Marii Straszewskiej, operują tekstem Norwida doskonale. Widać to szczególnie w akcie drugim, w którym na scenie zaczyna się słowna nie tyle może batalia, ile zawoalowana spokojem serdecznej na pozór rozmowy dyplomatyczna gra między Hrabiną (Irena Remiszewska) a jej powiernicą, Magdaleną Tomir (Antonina Girycz) o Szeligę.
W oczach widowni wygrywa Antonina Girycz - nie tylko dlatego, że sam Norwid każe zwyciężyć kreowanej przez nią postaci, ale dlatego, że artystka, której prace już kilkakrotnie mieliśmy okazję nagradzać zasłużonymi pochwałami, tym razem odsłania zupełnie nowe strony swego - jak się okazuje - wielostronnego właśnie talentu.
Poziom aktorstwa w tym przedstawieniu jest w ogóle wysoki. Określenie to odnosi się zarówno do wymienionej już wykonawczyni roli Hrabiny Harrys, Ireny Remiszewskiej, jak i do popularnej seniorki naszej sceny Ireny Netto (Salome); do Stanisława Michalika (Graf Szeliga) i do Andrzeja Wykrętowicza (Komisarz Policji).
Szczególne zaś uznanie i sympatię widowni zyskuje nowy aktor wrocławskich teatrów Romuald Michalewski, który w najtrudniejszej chyba roli Mak-Yksa z wdziękiem, umiarem i swobodą wykorzystuje swoje sprzyjające warunki zewnętrzne, z autentyczną kulturą słowa interpretuje poetycki tekst Norwida i pozwala spodziewać się po sobie dalszych ciekawych osiągnięć aktorskich.
Tadeusz Skorulski tworzy pełnokrwistą postać komicznego Sędziego Durejki, Halina Buyno - idąc nieco dalej w kierunku komediowej charakterystyczności - wyraziście rysuje sylwetkę Sędziny, Jerzy Fornal zdobywa poklask w potraktowanej jeszcze bardziej komediowo roli Majstra Ogni Sztucznych, Krystyna Mikołajewska i Halina Piechowska ofiarnie statystują w spektaklu jako Panienki z Pensji, a Kazimierz Herba i Janusz Ostrowski - jako Słudzy.
Najmniej dobrego można powiedzieć o scenografii. Na szczęście nie odgrywa ona zbyt wielkiej roli w przedstawieniu, w którym zwycięża przede wszystkim Norwid, prawdziwie zbliżony do współczesnego widza przez sprawną reżyserię i rzetelną robotę aktorską.