Artykuły

Kryzys wieku średniego

"Do Damaszku" w reż. Jana Klaty w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Wycieczka Jana Klaty w mroczne głębiny duszy nieszczególnie się powiodła. Ani Strindberg na tym nie zyskał, ani teatr Klaty.

Powodem (programowym) wystawienia tego właśnie dramatu był początek sezonu, który według założeń nowej dyrekcji ma być poświęcony Konradowi Swinarskiemu.

Swinarski myślał - jak wspominała jego żona - o zrobieniu "Do Damaszku", nawet w rozmowie z Peterem Weissem udowadniał wyższość tej sztuki nad "Grą snów". Puenta: "W samolocie przyznał mi się, że Do Damaszku nie czytał". Znał je z dzieciństwa, opowiadane przez nauczycielkę. Puenta druga: Swinarski zginął w katastrofie lotniczej pod Damaszkiem.

Nawiązanie do twórczości patrona sezonu jest więc dość wątłe, chodziło chyba raczej o nawiązanie do legendy Swinarskiego, co też wypadło niezbyt przekonująco. W przedstawieniu bowiem słabo jest z tym, co Klatę - według jego słów - ciekawi u Swinarskiego. Z energią, wywrotowością, odkrywczością. "Do Damaszku" Klaty to spektakl stateczny, zdumiewająco pokorny wobec tekstu. Mimo że Sebastian Majewski przepisał na nowo Strindberga, nie mamy do czynienia z wywrotową czy choćby wyrazistą interpretacją. Przebywamy w podobnych jak u Strindberga rejonach, na pograniczu między realnością a nierealnością, światem zewnętrznym a wewnętrznym, tyle że ten rejon został nieco powierzchownie przystosowany do naszych czasów.

Klata stara się to pogranicze pokazać atrakcyjnie, operuje mocnymi znakami; najbardziej z nich wyrazisty to ossuarium z siedmiu tysięcy czaszek w ażurowych metalowych skrzynkach, tworzących coś pomiędzy kaplicą a zaułkiem (to, że z pewnej odległości instalacja ta wygląda raczej jak magazyn kalafiorów, jest efektem ubocznym i nieprzewidzianym). Czaszki i szkielet spoczywający w szklanej skrzyni-ołtarzu rymują się z sytuacją głównego bohatera, artysty w kryzysie. U Klaty nie jest pisarzem, ale muzykiem i performerem, zapewne sławnym, skoro nazwano go Idolem.

Idol przeżywa kryzys wieku średniego - porzucił żonę i dzieci, myśli o śmierci, czy też raczej flirtuje ze śmiercią. W tej pustce życiowej i duchowej, w jakiej się znalazł, spotyka kobietę, młodą blondynkę, której nadaje imię Ewa i którą stwarza od nowa dla siebie. Ten wątek wybrzmiewa w spektaklu najbardziej przekonująco, także dzięki Marcinowi Czarnikowi i Justynie Wasilewskiej. Czarnik jest odpowiednio charyzmatyczny, ale też chłopięco pogubiony i kabotyński, Wasilewska uwodzicielska, straceńcza i ironiczna.

Ale "Do Damaszku" to nie tylko straceńczy romans. Duchowe poszukiwania Idola, który napotyka na swej drodze realno-nierealne znaczące postaci, grzęzną w powierzchownych dziwnościach, śpiewach, tańcach i wygibasach. Trudno to brać poważnie, a jeśli powaga miała być podszyta ironią, to dobrze byłoby ją ukierunkować, a nie bawić się poszczególnymi rozwiązaniami w nadziei, że spektakl nabierze dzięki tej zabawie i lekkości, i głębi.

Owszem, Klata ma poczucie humoru, niektóre dowcipy są rozbrajające, inne ostre i trafne, jak finałowy - ukochana Ewa przerywa ekspresyjny taniec Idola na trumnie-ołtarzu, gasząc zdecydowanym gestem światło. Ale mimo drobnych przyjemności tego rodzaju spektakl nie tyle pozostawia niedosyt, ile pozostawia z pytaniem o cel i powód całego przedsięwzięcia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji