Artykuły

Nie ma zwierząt dzikich

"Samuel Zborowski" w reż. Szymona Kaczmarka w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.

Od małpy do współczesności i jeszcze dalej, z wypisanym kredą przy każdej dacie epifanijnym symbolem K+M+B, w oparach kadzidła, toczy się dyskurs o wolności sporządzony według niedokończonej sztuki Juliusza Słowackiego "Samuel Zborowski" oraz ducha i litery książki Marka Rymkiewicza "Samuel Zborowski".

Dla realizatorów - Szymona Kaczmarka (reżyseria) i Żelisława Żelisławskiego (dramaturg) - XVI-wieczna historia buntownika, albo jak też jest określany -warchoła, rotmistrza królewskiego Zborowskiego i kanclerza Zamoyskiego, który doprowadził do uznania go za zdrajcę i ścięcia, jest płaszczyzną sporu o swobody i prawo do buntu. W interpretacji Rymkiewicza Zborowski to znak wolności i siły charakteru.

Jak mierzyć się z historią, by jej doświadczenia służyły dziś? Kto tak naprawdę jest prawem i demiurgiem mającym rząd dusz?

Jeśli szukać wykładni w scenicznej wizji, jest nim wyłącznie Lucyfer (gościnnie Mateusz Król - przekonujący i przejmujący, świetnie podaje tekst). To on okazuje się "natchnieniem dla świata". A my? Nie rozumiemy, że "jesteśmy stworzeni z marzeń", że "cudem jest to, co do was należy"...

Proste prawdy o ludzkim zagubieniu, o pojmowaniu winy i kary rozłożone zostały na "obrazki z życia". Robi wrażenie scena rozprawy między umierającym na szpitalnym łóżku, szukającym wybaczenia Zamoyskim i zakrwawionym Zborowskim, rozegrana emocjonująco przez Gracja na Kielara i Huberta Kułacza. W narkomanię wpuszczają realizatorzy młodzieżową parę bez miejsca w zagmatwanej rzeczywistości, próbują też zakpić z dzisiejszego blichtru i fetyszy. Amafitryta (niezawodna Mirosława Olbińska) wygłasza matczyny monolog, siedząc w wannie; tylko czy da się zmyć pokoleniowe błędy i zaniechania? Sterty książek "śpią" pod ścianą, a tylko stos ułożony z telewizorów ożywa błyskiem ekranu. Zresztą już przed wejściem na widownię mijamy monitory, pokazujące miotających się ludzi, którzy za chwilę zjawią się jako bohaterowie scenicznych zdarzeń. Teatralne strzeliste wizje mieszają się z łopatologią. Zabójczy dla wyobraźni i wrażliwości okazuje się końcowy monolog z ekranu. Lucyfer/Adwokat rozprawia o wolności, że oni, ci sprzed wieków, byli dzielniejsi, zastanawia się, co jest dane w genach, by dojść do konkluzji: "nie ma zwierząt dzikich, są tylko wolno żyjące".

Plątanina złotych myśli, jaką okazuje się "Samuel Zborowski" wystawiony w Dużej Sali Teatru Nowego, trwa na szczęście tylko 70 minut.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji