Królowa odchodzi we czwartek
Tak dobrego tekstu współczesnej autorki dawno już nie podawano ze sceny. Tak celnie dobranej odtwórczyni roli głównej nie spotyka się często. "Królowa i Szekspir" to świetna sztuka niemiecko-argentyńskiej pisarki i lekarki Esther Vilar oraz wyśmienita kreacja Iwony Bielskiej.
Autorka balansuje na granicy filozofii, historii i estetyki. Wszystko rozgrywa się nocą z 23 na 24 marca 1603 r. na zamku w Richmond. 70-letnia królowa Anglii Elżbieta jest chora. Tylko kolejne dawki przywożonego przez marynarzy białego proszku dodają jej sił ("kiedyś wystarczali tylko marynarze" - ironizuje). Ale ta noc jest wyjątkowa. Będzie ostatnia. Władczyni postanawia sama wyznaczyć kres swej drogi. Elżbieta jest wielką i mądrą królową. Świetnie rozumie, że w kraju blisko do niepokojów religijnych. Wie, że już nie zdoła zatrzymać biegu zdarzeń, a ponieważ władcy Anglii umierali we czwartek, wybrała sobie ten królewski dzień tygodnia. Teraz po raz ostatni chce wyglądać jak monarchini i spędzić ostatnie chwile z tymi, których obecność szczególnie znaczy w momencie wielkiego finału. Jest więc nie bardzo jej przychylny arcybiskup Whitgift (Ireneusz Kaskiewicz), Lady Southwell (Katarzyna Krzanowska) egzaltowana dama dworu, czy raczej pokojówka marząca o aktorskiej karierze, jest playboy - następca tronu Jakub VI, król Szkocji (Tomasz Karolak), który zdaniem królowej nawet porządnie listu nie potrafi napisać. I jest Szekspir (Mariusz Saniternik). Dlaczego on? Dlaczego ktoś, kto reprezentuje pogardzany wówczas krąg ludzi teatru? Tylko mądra Elżbieta wie, że właśnie on i jego dzieło ma szansę na nieśmiertelność, dlatego chce, by i o niej napisał (nigdy jednak nie powstał dramat o Elżbiecie). W tej sztuce Szekspir nie powie ani słowa. To o nim się mówi - królowa z atencją, pozostali z pogardą. Saniternik miał trudne zadanie - wypełnił je z wyczuciem sytuacji i rangi postaci. Był najważniejszy dla królowej i jednocześnie zepchnięty na daleki plan, z którego tylko gestem, pochyleniem sylwetki mógł zaznaczyć swoją obecność i postawę skromnego obserwatora, który jednak okaże się arbitrem oceniającym klasę, z jaką odchodzi królowa... Na pozostałe postacie reżyser Grażyna Dyląg nie miała chyba pomysłu.
W tej sztuce tak naprawdę liczy się tylko Elżbieta. To właściwie monodram, w którym wszyscy inni są tylko rekwizytami. Bielska to aktorska osobowość, umiejąca poruszyć widownię. Jest groteskowa i władcza, śmieszna i wzruszająca, dostojna i prostacka. Gra na wszystkich piętrach emocji - atakuje i szuka oparcia. "Królowa i Szekspir" to swoisty monolog o sile i słabości, o godności i heroicznej mocy pozwalającej ją zachować.
Surowa oprawa plastyczna (scenografia Tomasz Polasik) i strój królowej (kostiumy Elżbieta Terlikowska) dopełniają wizerunku królewskiego rozstania z marnym światem, w którym wielka jest tylko sztuka...