Artykuły

Teatralna wiosna

"Edmond" w reż. Piotra Jędrzejasa w Stowarzyszeniu Teatralnym "N50,18 E18,46" w Zabrzu. Pisze Aleksandra Czapla w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Moda na postindustrialne i niesceniczne przestrzenie teatralne trwa. Śląska publiczność od dawna przyzwyczaiła się do działań Teatru Tańca w bytomskiej Parowozowni, zaś w minionym sezonie festiwalowe "Made in Poland" zagrano w katowickim szybie Wilson czy Muzeum Górnośląskim w Bytomiu. W sobotę pod markownią kopalni Ludwik w Zabrzu ustawiła się kolejka po bilety na "Edmonda" - po raz pierwszy na Śląsku zagraną sztukę Davida Mameta.

Czas, by zmienić utrwaloną opinię, iż teatralne Zabrze to jedynie Teatr Nowy. Nowo powstałe Stowarzyszenie Teatralne "N50,18 E18,46" zadebiutowało w weekend "Edmondem" Davida Mameta. Niewątpliwie jest im czego zazdrościć: zapału, energii, determinacji i odwagi w realizowaniu własnej inicjatywy, bez stałego budynku i zapewnionych miejskich dotacji.

Markownia kopalni Ludwik to przestrzeń wyjątkowo trafiona dla sztuki współczesnej - surowa, brudna, z łuną światła od spawalniczych maszyn i dźwiękiem ciętych blach w budynku obok. Zderzenie tego miejsca z ludzkim dramatem przeciętnego trzydziestolatka miało porażać z zdwojoną siłą.

Czytając "Edmonda" po raz pierwszy, stało się jasne, że ten współczesny, brutalny, choć nie pierwszoligowy tekst wśród innych dramatów Mameta, będzie wyzwaniem dla reżysera (wszak ze średnich dramatów powstają inscenizacyjne dzieła, a z genialnych tekstów przedstawienia marne - reguły nie ma).

Jak po przetoczonej się fali brutalizmu w teatrze opowiadać kolejne historie ludzkich upadków? Szczęśliwie Piotr Jędrzejas zrezygnował z krwawej poetyki i cielesnego, realistycznego kontaktu, proponując w zamian spektakl z dystansem w brechtowskim stylu. O ile świetnie wypadła mozaika scenicznych rozwiązań sygnalizowanych słowem pisanym czy detalem, o tyle zabrakło wyraźnego komentarza odreżyserskiego, odaktorskiego do odgrywanych sytuacji. Jeśli historia Edmonda (współczesnego everymana, który porzuca wszystko, trafia na ulicę, sięgając dna, uporczywie szuka prawdy) miała być w założeniu pretekstem do dyskusji o sensie życia - pożądanego dialogu nie udało się nawiązać. Zabrakło drapieżnego stanowiska, wyraźnej puenty, zaś filozoficznych kwestii zapisanych przez Mameta trzeba skrzętnie szukać pomiędzy potokiem słów (Mamet wyraźnie odnosi głównego bohatera do Edmonda Burke'a - XVIII-wiecznego myśliciela i polityka).

Czy zatem warto wybrać się na "Edmonda"? Warto. Dla klimatu starej markowni, dla teatralnej świeżości, dla energii, którą emanuje zespół, dla ironicznych kobiecych ról Ilony Wrońskiej i Anety Wirzinkiewicz, dla ekspresji Grzegorza Kwasa, dla drugoplanowej perełki aktorskiej Tomasza Orpińskiego oraz dla muzycznej oprawy na żywo. N50,18 E18,46 to nowa artystyczna jaskółka zapowiadająca wiosnę w teatralnym Zabrzu, choć na prawdziwie gorące emocje przyjdzie jeszcze poczekać. Liczę na to, że cierpliwość zostanie niebawem wynagrodzona.

Zdjęcie z próby przestawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji