Artykuły

Warszawa. Czarny rynek wiedzy

To był prawdziwy tygiel wiedzy. W sobotę [8 października] wieczorem aula Wydziału Fizyki Politechniki Warszawskiej zamieniła się w "czarny rynek", na którym można było kupować wykłady u oryginalnych ekspertów. Na Politechnice pojawiło się kilkaset osób gotowych wykupić spotkanie z Redbadem Klynstrą, Grzegorzem Jarzyną [na zdjęciu] czy Kingą Dunin.

Już dawno w jednym miejscu nie spotkało się tak wielu ludzi kultury i nauki. A przyszli po to, by wziąć udział w akcji niemieckiej artystki Hannah Hurtzig pod tajemniczo brzmiącym tytułem "Czarny rynek użytecznej wiedzy i niewiedzy: o wiedzy niewidzialnej, nieznanej i upiornej".

W małej auli Politechniki stanęło 40 stolików, przy których siadali zaproszeni przez Niemkę wykładowcy. Dosiadali się do nich słuchacze - zwykli ludzie, którzy wykupili wykład za 2 zł. Ekspertów było w sumie 108, dlatego po każdej 30-minutowej rundzie rozmów odzywał się gong i wykładowcy na nowo zajmowali miejsca albo zmieniali się przy stolikach. Na rolkach jeździły wolontariuszki kierujące słuchaczy do odpowiednich stanowisk. A chętnych nie brakowało. Na Politechnice pojawiło się kilkaset osób gotowych wykupić spotkanie z Redbadem Klynstrą, Grzegorzem Jarzyną czy Kingą Dunin. - Bałam się o frekwencję, ale jest świetnie - cieszyła się Hannah Hurtzig, krążąca pośrodku tego galimatiasu.

Tłum napiera na recepcję

Najpierw trzeba się zapisać na z góry upatrzony wykład. A nie jest to proste zadanie. Tu potrzebne są dwa metry wzrostu i dobre gardło. Przydałoby się też doświadczenie na Wall Street. "Zaklepuję Althamera!", "Biorę Chacińskiego!" - krzyczą wszyscy naraz. A młodzi recepcjoniści przyjmują zamówienia i na wielkiej korkowej tablicy przyczepiają karteczki z nazwiskami szczęśliwców, którzy zaklepali sobie wykład. - Marzę o rozmowie z Anką Grupińską, bo żydowska kultura to mój wielki konik - mówi licealista Krzysiek Dąbrówka. - W ogóle świetni ludzie są tu wykładowcami. Można się z nimi spotkać osobiście i porozmawiać twarzą w twarz bez ścierny, i to jest super.

Gong. Zaczynamy pierwszą rundę

Pierwsza czterdziestka ekspertów zasiada na swoich miejscach i czeka na słuchaczy. Tu panuje większe skupienie niż w zatłoczonym holu. Salę spowija półmrok, przy małych stoliczkach palą się tylko kolorowe lampki. Wreszcie o godz. 19 Hannah Hurtzig uderza w gong i zaczyna się pierwsza runda wykładów, i nagle robi się głośno jak w ulu. W końcu 40 osób mówi naraz. Widzowie oglądają wszystko zza linek otaczających "salę wykładową" lub z galerii na piętrze. Większość pobrała w recepcji małe radyjka, przez które można podsłuchiwać kilka wybranych wykładów. Między stolikami krążą dziennikarze, którzy robią zdjęcia, filmują, nagrywają. - Trudno się skupić i w takich warunkach mówić o uczuciach - śmieje się fotograf Mikołaj Grynberg, który opowiada właśnie swojej rozmówczyni o tym, jak poczuć coś, czego nie widać na zdjęciu, l mówi nie tylko do niej. Przez słuchawki jego wykład śledzi kilkudziesięciu widzów.

Oryginalni słuchacze

Ksiądz w sutannie popijający nalewkę? Proszę bardzo. To zdarza się nie tylko w "Zlotopolskich". W takim kostiumie przybywa na "Czarny rynek" artysta Robert Kuśmirowski (na zdjęciu po prawej). I wykonuje niezły performance. Zanim wystąpi w roli eksperta-wykładowcy, sam bierze udział jako słuchacz w kilku wykładach. Dosiada się np. do Wiktoryna Grąbczewskiego, właściciela Prywatnego Muzeum Diabła Polskiego "Przedpiekle", i słucha opowieści o polskim diable Borucie. - Spotkali się przy tym stole anioł i diabeł - podsumowuje Robert Kuśmirowski. - Ale ja tak naprawdę potrafię być i jednym, i drugim. Założyłem sutannę, bo księża w dawnych wiekach chyba niespecjalnie przepadali za nauką, dlatego chciałem dziś naprawić ten błąd. Najewka jest dla moich rozmówców na przełamanie lodów. A cały "Czarny rynek" traktuję jako zbieranie materiałów do mojego następnego artystycznego projektu.

Wykładowcy - jedyni w swoim rodzaju

Żadna uczelnia w Polsce nie ma takiego grona pedagogicznego składającego się z aktorów, reżyserów, pisarzy, naukowców, ekonomistów, a nawet fryzjerów i wróżek. A na "Czarnym rynku" tak jest. Są też oryginalne pomoce naukowe. Pisarka Dorota Masłowska przyniosła maszynę służącą do szycia polskiej flagi (niestety przez moment pod obstrzałem fotoreporterów zapomina, jak podnosi się w niej stopkę). Malarz Jan Mioduszewski, opowiadając o złym smaku w naszych domach i otoczeniu, posługuje się rekwizytami w postaci paprotki i figurek z muszelek. A najmłodszy wykładowca - 12-letni Bruno Jasieński (na zdjęciu po prawej), absolwent szkoły muzycznej I stopnia w klasie perkusji - wykorzystuje sprzęt grający. - Opowiadam o subkulturze hiphopowej, dlatego bez muzyki się nie obejdzie. A poza tym to dobry sposób na krępujące milczenie podczas rozmowy - przyznaje.

Akcję przygotowały: Mobile Academy i TR Warszawa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji