Artykuły

Walentyna - o miłości bezradnej wobec systemu

"Walentina. The Last Human Dog" w reż. Natalii Sołtysik we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Pisze Agnieszka Kołodyńska w portalu wroclaw.pl.

Świetny początek sezonu we Wrocławskim Teatrze Współczesnym

Była młoda i zakochana, nie widziała świata poza swoim mężem. On miał zaledwie 45 lat, gdy w dniu jej urodzin, musiał pojechać do Czarnobyla. Żadne z nich nie zastanawiało się nad skutkami wybuchu.

Natalia Sołtysik sięgnęła po prozę Swietłany Aleksijewicz, realizując, pierwszą w tym sezonie, premierę we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. "Walentina. The last human dog" jest adaptacją jednego rozdziału z książki "Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości". Tekst, sam z siebie jest mocny i nasycony emocjami, jednak w świetnej interpretacji Ireny Rybickiej tytułowa Walentyna przestaje być postacią z książki. Staje się jedną z wielu kobiet, których mężowie, synowie, bracia, narzeczeni, kochankowie z żywych mężczyzn zmienili się w obiekty radioaktywne. Umierając, nieśli swoim najbliższym, ból, cierpienie i także śmierć. Walentyna, jak wiele innych kobiet, była przy swoim mężu do końca. Całowała go, gładziła, przytulała, karmiła, ocierała krew, trzymała za rękę w ostatniej chwili jego życia. Nie winiła systemu, nie miała żalu do towarzyszy, którzy jej męża - likwidatora skutków wybuchu reaktora jądrowego w Czarnobylu - wysłali na śmierć. Wierna, współczująca, ale też zraniona i samotna zamknęła się w swoim świecie wspomnień. Pogrzebała się za życia. Widzimy ją w symbolicznej klatce-kontenerze. Opowiada swoją historię w przestrzeni oświetlonej ostrym, fabrycznym światłem. Kontener jest jej bezpiecznym schronieniem i jednocześnie pułapką, z której nie ma wyjścia.

Przejmująco brzmi fragment, który Walentyna wypowiada po rosyjsku. Wcześniej słowa te padają po polsku, więc widzowie nieznający rosyjskiego powinni tekst zrozumieć. To skarga kobiety, która była częścią sowieckiego systemu i jednocześnie jego ofiarą. Mężowi nie przywróci nagroda - dyplom w czerwonej teczce z głową Lenina. Teczka nadaje się wyłącznie do tego, by zabijać nią muchy. Mąż Walentyny, okaleczony przez śmiertelne promieniowanie, zamienia się w potwora - jego twarz nie ma już znajomych rysów. Na jej widok mdleją kobiety, które podkochiwały się w nim.

Za moment mąż pojawi się na scenie w masce potwora. Ten obraz mówi wiele o nieludzkim wymiarze Związku Radzieckiego - o zbrodniach systemu i ludziach za nim stojących, którzy nie liczyli się z pojedynczym człowiekiem. Nie zdradzę, jaką maskę ma na sobie Tomasz Orpiński, wcielający się w rolę męża Walentyny, ale jego silikonowa twarz w symboliczny sposób uświadamia nam stosunek dawnych obywateli ZSRR do ich kraju. Kochają i nienawidzą, przeklinają, ale tez potrafią być z niego dumni. Walentyna, jak wiele kobiet dotkniętych Czarnobylem, uświadomiła sobie, że i ona jest ofiarą - nie tylko wybuchu, ale przede wszystkim systemu. Zaczęła mówić - najpierw opowiadała o swoim bólu obcym ludziom, potem dziennikarce Aleksijewicz, która sprawiła, że głos Walentyny słychać na całym świecie.

Spektakl uzupełnia wystawa miniatur kontenera - w każdej z nich znajduje się fragment tragedii Czarnobyla - ludzi, zwierząt, przyrody. Oglądając uświadamiamy sobie, że rana po Czarnobylu nie zagoiła się, że wybuch w 1986 roku zniszczył znacznie więcej niż reaktor atomowy i położone wokół niego wsie. Zniszczył porządek świata, a wielu obywateli ZSRR uświadomiło sobie, że niewidzialna śmierć jest dużo bardziej potężna od niezniszczalnego imperium.

"Walentina. The last human dog" to mocny i dobry początek sezonu. Oby zapowiadał kolejne dobre produkcje we Wrocławskim Teatrze Współczesnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji