Artykuły

Wesele

Sobotni wieczór znowu potwierdził społeczną rację tegorocznego festiwalu. W "Rozmaitościach" przy aplauzie widowni Andrzej Witkowski raz jeszcze udo­kumentował swą wyjątkową zdolność odczytywania poetyki dramatycznej Tymoteusza Karpowicza i uzasadnił trafność kaliskiej nagrody za reżyserię "Zie­lonych rękawic"; w Teatrze Laboratorium Jerzy Gro­towski przypomniał swą do ostatecznych granic uwspółcześnioną wizję "Akropolis" Wyspiańskiego dowodząc, że to, co nazywamy metodą Grotowskiego nie sprowadza się tylko do badań i ćwiczeń z za­kresu techniki aktorskiej, ale łączy się z dążeniem do nadania również ideowego sensu rezultatom tych badań: Akropolis oświęcimskie to jedno z najbar­dziej wstrząsających oskarżeń ludobójstwa.

A w Teatrze Polskim? Na tej wielkiej scenie, w nastroju potęgującej się z dnia na dzień festiwalowej odświętności, obejrzeliśmy Hanuszkiewiczowskie "We­sele". Było to przedstawienie pod każdym względem frapujące. Choćbyśmy taki czy inny element tej polemicznej inscenizacji uznali za sporny, choćbyśmy mieli godzinami dyskutować nad takim czy innym szczegółowym wynikiem reżyserskiego zamysłu (już samo to zresztą, że do zawziętych dyskusji spektakl ten prowokuje, stanowi o jego wadze w historii ciągłych powrotów do najlepszego utworu Wyspiańskiego). Jedno pozostaje bezsporne: Hanuszkiewicz wyciągnął wszystkie teatralne konsekwencje z po­traktowania "Wesela" jako "narodowej szopki" i najostrzejszego, najbardziej gorzkiego pamfletu po­litycznego.

Jak szopka, to szopka. Adam Kilian więc - jako scenograf - oprawił całość obrazu scenicznego w pełną niezwykłych uroków plastycznych ramę wy­olbrzymionej szopki krakowskiej, Adam Hanuszkie­wicz - jako reżyser - umieścił aktorów na obracającej się karuzelowato podłodze jak szopkowe figurki, zamiast zjaw zaś kazał niesamowitemu Chochołowi-kolędnikowi podsuwać poszczególnym boha­terom przed oczy nadnaturalnej wielkości kukły, również utrzymane w konwencji wyobrażeń ludo­wych, a Adam Hanuszkiewicz - jako aktor - w roli Poety przesycił swą postać tym tonem ironii i autoironii, która przenikała z pewnością samego Wyspiańskiego, gdy patrząc na wesele Rydla myślał o sprawach znacznie ogólniejszych i głębszych niż tylko ludomańskie bratanie się z chłopami tego czy innego z kolegów po piórze lub pędzlu.

Nie odkrywając Ameryki sądzę, że inscenizacja Ha­nuszkiewicza stanowi bardzo istotny i znaczący, sa­modzielny i własny akcent w dotychczasowych dzie­łach interpretacji arcydramatu "czwartego wieszcza". A ileż ma ona przy tym blasku, rytmu i wdzięku barwnej teatralności!

Żal mi wprawdzie wspaniałego monologu Nosa, który w koncepcji Hanuszkiewicza został rozbity na wtrącane w przewijającą się obrotowo akcję poszczególne kwestie, ale rozumiem intencje reży­sera, które dają mu uzasadnienie również tego zabiegu.

Spośród kreacji aktorskich najdłużej - prócz sa­mego Hanuszkiewicza - zapamiętam Pannę Młodą - Zofii Kucówny, Gospodarza - Seweryna Butryma, Żyda - Mirosława Wojtulanisa i Radczynię - Mał­gorzaty Lorentowicz. Nie zapamiętam Czepca, bo nawet znając jego kwestie na pamięć jeszcze z za­mierzchłych czasów lektury szkolnej, nic nie zdo­łałem zrozumieć z tego, co Ludwik Michałowski nieartykułowanie wykrzykiwał.

Wszyscy natomiast z wdzięcznością zapamiętamy po prostu to, że festiwal umożliwił nam obejrzenie tego pięknego "Wesela".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji