Artykuły

Teatr w mieście średniej wielkości

- Kultura jest potrzebna głowom i duszom ludzi z różnych miejsc - dużej, średniej i małej wielkości - pisze były dyrektor Teatru im. Solskiego w Tarnowie Ryszard Smożewski polemizując z Jackiem Melchiorem.

W tygodnik "Wprost" włożono kiedyś artykuł pt. "Teatr niezaspokojonego pożądania", w którym red. Jacek Melchior doniósł, że "codzienne życie teatralne, na tzw. prowincji rzadko jest godne uwagi i raczej nie zaprząta głów mieszkańców. Grając lepsze czy gorsze przedstawienia liczy się czas do święta, kiedy to(...) miejscowy teatr przypomina o swoim istnieniu, organizując przegląd, festiwal czy inną fetę"... Tarnowski teatr ma taką "fetę", hucznie zatytułowaną Festiwal Komedii Talia, ale i ma pomysły na skromniejsze, lecz bardziej pożyteczne pomysły i działania, bardziej pomagające chudej kulturze obecnej, aniżeli w czasach PRL, kiedy - jak mało przytomnie stęknął Melchior - urodzono "utopijny pomysł, by każde miasto średniej wielkości miało swój stacjonarny teatr", pomysł, który "splajtował ekonomicznie i ośmieszył się artystycznie(...)

Nie będę długo opukiwał splajtowanego publicystycznie artykułu Jacka Melchiora, który rzetelne badanie żywota teatrów w "czerwonych latach" dzisiaj podmienił na powierzchowną publicystykę na ten temat. W Tarnowie, mieście średniej wielkości, ludzie tłumnie zaglądali do teatru. Była cenzura zakładająca kajdanki nielicznym utworom mówiącym Moskwie "Nie!". Wrażliwie natomiast słuchało się Hamleta, bo jego słowa i głos odbiegały od hałaśliwej, codziennej propagandy, jaka nas otaczała. Szekspir teraz nie wsącza w widza takich dodatkowych wrażeń, odczuć, jak w tamtym ustrojstwie, co wcale nie oznacza, że nie warto Szekspira wpraszać na scenę. Należy jednak rozhuśtać umysł i wyobraźnię i długo zastanawiać się nad repertuarem.

Na tarnowskiej dużej scenie, która jest kręgosłupem teatru, w ubiegłym sezonie zaistniały tylko dwie nowe premiery: ot, taka sobie słowacka sztuczka "Wszyscy moi krewni" i zgrabna, ale bałaganiarsko zainscenizowana komedia Moliera "Skąpiec". Pewnie ów mizerny repertuar sceny dużej zaistniał z braku pieniędzy, których teatr nie wyżebrał w urzędzie miasta. Skoro jednak mają to być zaledwie dwie premiery, niech będą dobrze wymyślone, aby były długo przez widzów podpatrywane. Dla przykładu: gdyby to była np. "Opera za trzy grosze" o spółkowaniu gangstera z policją i "Turoń", pokazujący, jak Szela obiecuje lepsze życie chłopom, którzy pomogą mu zdobyć dwory, ale gdy mu się taki dwór opanowało nie spełnia obietnic i pokazuje im gdzie się ręka zgina.

Plusem natomiast sporym teatru (poza głupio zmajstrowanym przedstawieniem pt. "Fraszka cnota!") były spektakle warte zapamiętania: "Sceny z Umarłej klasy" (wg Tadeusza Kantora, scenariusz i reżyseria Krzysztofa Miklaszewskiego); "Krynicki ostaniec", poetycki wieczór, w którym Wojciech Markiewicz i Henryk Cyganik trochę ujawnili rysopis duchowy krynickiego Nikifora; no i monodram Moniki Kufel pt. "Szafa", gorąco oklaskiwany nie tylko w średniej wielkości Tarnowie, ale nagradzany tu i tam. Spektakle kameralne, choć są dzieciakami sceny dużej, jednak dobrze wpisują się w biografię Tarnowskiego Teatru. Tym bardziej, że mają one pewną wartość, rzadko spotykaną w miastach średniej wielkości.

Oj, może "wartość" jest zbyt wygórowanym słowem! Podmienię je więc na słówko "smak". Sąsiadują one smacznie z Tarnowem: przedstawienie o umarłej klasie grane jest w szkole, w której uczył się Tadzio Kantor, zaś "Szafa" [na zdjęciu], opowiadająca o młodziutkiej Żydówce, ukrywającej się przed hitlerowskimi siepaczami przypomina pierwszy w Polsce opanowanej przez Niemców transport Żydów do komór gazowych Oświęcimia. Wspomnienia zainscenizowane prędzej wsączają się w mieszkańca tego miasta niż kontakt z nimi poprzez książkę lub gazetę. Widać, iż teatr, wpadając czasem w różne dołki, szuka rozwiązań, jakie można i trzeba dzisiaj realizować. Ma tarnowska scena kontakty z trzema teatrami (Elbląg, Kielce, Kraków) i bardzo rzadkie wyjazdy poza Tarnów do miejsc poniżej średniej wielkości. Mało jeżdżą, ale jeżdżą. Jest też sporo pożytecznych odskoków od sceny, ocieplających plotkowanie o teatrze, podpierających inne obszary kultury: Tarnowski Salon Poezji w sali Ratusza, ozdobiony znanymi osobistościami scenicznymi (Anna Dymna, Monika Niemczyk, Anna Polony i inni); koncerty poezji śpiewanej w "Cafe Galeria"; Czytanie Dramatu Współ-' czesnego w sali kameralnej - teatru (np. twórczość Hłaski, czy Brandstaettera); spotkania z ludźmi kultury, sztuki (Andrzej Seweryn, Krzysztof Miklaszewski). Z pewnością takie ścieżki teatru poza sceną są obecnie - powtarzam - bardzo potrzebne! Zwłaszcza w miastach średniej wielkości, gdzie trudno kulturze się oddycha, co wcale nie musi oznaczać, że nie da się jej uzdrowić jutro albo pojutrze. Kultura jest potrzebna głowom i duszom ludzi z różnych miejsc - dużej, średniej i małej wielkości.

Aha, artykułowi Jacka Melchiora o tym, że w miastach średniej wielkości teraz "życie teatralne rzadko jest godne uwagi", raptem towarzyszy fotos ze spektaklu teatru lubelskiego pt. "Do piachu". Fotos podpisany: "... jedno z najlepszych przedstawień" w Polsce. Cholera, jak w średniej wielkości Lublinie udało im się wleźć na wyższe piętro od Warsiawy, czy Krakówka?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji