Artykuły

Pijana śmierć w martwym domu

"Wiśniowy sad" to kolejne przedstawienie Pawła Miśkiewicza świadczące o jego reżyserskiej dojrzałości i wrażliwości.

Dom, do którego wraca Raniewska, sprawia wrażenie opustoszałego: wszędzie pełno zakurzonych mebli. Są przykryte prześcieradłami ni­czym ciała zmarłych. To prze­strzeń obumarła i należąca do przeszłości. Przypomina obnażo­ny, uschnięty ludzki szkielet. Wy­kreowany przez reżysera martwy świat ożywia tylko delikatny, wy­idealizowany obraz wiśniowego sadu. Pojawia się na chwilę z tyłu sceny i natychmiast znika, nie­możliwy do uchwycenia. W pust­ce między pięknem marzenia a marnością realnego życia roze­gra się dramat Lubow Raniewskiej (wspaniała kreacja Haliny Skoczyńskiej), którą Miśkiewicz uczynił najważniejszą postacią spektaklu.

Przenikliwość i piękno odczy­tania przez reżysera dramatu Cze­chowa skupia się w odpowiedzi na jedno z kluczowych pytań tek­stu: po co Raniewska wróciła do opuszczonego niegdyś przez sie­bie majątku?

Halina Skoczyńska gra kobie­tę, która nie przyjechała tu w po­szukiwaniu wspomnień, lecz po to, by umrzeć. W oswojeniu prze­czucia śmierci pomaga jej tylko alkohol. Pijana - ze śmiechem opowiada o śmierci synka, baga­telizuje groźbę bankructwa. Wbrew tradycji scenicznej roli Raniewskiej bohaterka Skoczyńskiej nie jest dziecięco naiwna ani beztroska. Balansuje raczej między rozpaczą a udawaną radością, bo chce w ten sposób odegnać od siebie nieuchronny koniec życia. Nieustanne przechodzenie oży­wienia Raniewskiej w nagłą bez­silność wyznacza niespokojny rytm całego spektaklu. Reżyser mistrzowsko operuje kontrapunk­tem, każdą emocję miesza z jej przeciwieństwem: w erotycznym tańcu Raniewskiej tli się rozpacz, ponieważ zmysłowość nie zagłu­sza lęku.

Śmierć jest obecna na scenie cały czas: na powitanie Raniew­skiej wybiega kobieta w bieli i fi­glarnie obsypuje bohaterkę kwiat­kami wiśni. To Szarlotta (Krzesisława Dubielówna), która w spektaklu Miśkiewicza jest ucieleśnieniem nieuchronności losu. Długo, milcząco wpatruje się w oczy tych, którzy odej­dą - Raniewskiej i Firsa. Śmierć ma twarz obłąkanej kobiety, zarazem sta­ruszki i dziewczynki. Żyje między ludźmi, którzy czasami ją wzruszają, czasami śmieszą. W czwartym akcie, żegnając Raniewską, Szarlotta z koły­sanego jak dziecięcy becik tobołka wy­sypuje ziemię, jakby pieczętowała grób. W tym przejmującym obrazie śmierć bohaterki łączy się ze śmiercią jej synka.

W świecie Miśkiewicza śmierć po­wraca w postaci różnych symboli. W kulminacyjnym momencie sztuki, kiedy Raniewska dowiaduje się o wy­niku licytacji jej posiadłości, porywa ją krąg zahipnotyzowanych tancerzy. Bo­haterka zatraca się w tańcu, który ma wszelkie cechy danse macabre.

Miśkiewicz wypełnił historię Cze­chowa tragizmem o sile potężniejszej, niż zaplanował to autor: w dramacie umierał tylko Firs, we wrocławskim przedstawieniu umiera także Raniew­ska. Traci po kolei wszystko, co miało dla niej wartość: nadzieję, wspomnie­nia, wiśniowy sad... To jej dotyczą ostatnie słowa Firsa: "Życie minęło, jakbym nigdy nie żył". Raniewska, umierając, nie pamięta - i nie chce pa­miętać - że w ogóle żyła. Jej pamięć jest martwa - jak dom, jak Firs, jak świat. Jak wszystko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji