Artykuły

Pokazywać różnorodne zjawiska

- Daleki jestem od zapraszania na Festiwal spektakli jakiegoś określonego nurtu. Pod tym względem staram się realizować ideę Macieja Nowaka, który, gdy pracowałem jeszcze w Instytucie Teatralnym po prostu krzyczał na mnie i na cały zespół, że Warszawskie Spotkania Teatralne nie mogą być odzwierciedleniem naszego gustu, ale pokazywać różnorodne zjawiska. I co? I mimo tych wysiłków do Nowaka przylgnęła łatka ideologa. Dlaczego? Bo wspierał młodych artystów? Bo dawał różnorodnym ludziom szansę rozwijać ich talenty? - rozmowa z Pawłem Sztarbowskim, dyrektorem artystycznym Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy.

Z Pawłem Sztarbowskim [na zdjęciu], Zastępcą Dyrektora d/s Programowych w Teatrze Polskim w Bydgoszczy, rozmawia Wiesław Kowalski:

W minionym sezonie swoje prapremiery mieli Lupa, Warlikowski, Garbaczewski, Kleczewska, Zadara, Strzępka, Liber, Passini, Rubin, czy z młodszych - a o których mówi się i pisze nie mniej - Kowalski, Marciniak, Kmiecik, Faruga, Twarkowski, Świątek, Miklasz. Zatem łatwiej czy trudniej było Tobie, jako szefowi artystycznemu Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy, skompletować tegoroczny repertuar?

- Skala tych nazwisk i stojących za nimi tytułów była w tym roku rzeczywiście niezwykła i było z czego wybierać. Nie udało się spełnić wszsytkich marzeń. Bardzo zależało mi na pokazaniu w Bydgoszczy "Miasta snu" w reżyserii Krystiana Lupy. Niestety, zabrakło w tej sprawie jakiegokolwiek odzewu i zainteresowania ze strony TR Warszawa. Mam nadzieję, że nie jest to wynikiem złej woli, ale zapewne wynika ze skomplikowanej sytuacji finansowej i organizacyjnej, w jakiej znalazł się ten teatr, w związku z czym nie było komu zająć się organizacją wyjazdu skomplikowanego, dużego spektaklu. Jak masz pożar w domu to rzadko wybierasz się w gości. Inna sprawa, że przy tak bogatym artystycznie sezonie, budżet, którym Teatr dysponuje, okazał się bardzo wątły. Dlatego też zamierzamy od razu po Festiwalu rozpocząć z Pawłem Łysakiem rozmowy o jego przyszłości, bo pomysłów na rozwijanie tej imprezy mamy sporo, ale w ramach posiadanych środków nie ma szans na ich realizację. Byłoby szkoda, gdyby Festiwal o wyrobionej już marce karlał, poczciwiał i tracił wagę tylko dlatego, że nie stać go na zaproszenie dużych i ważnych spektakli.

Wiele spektakli prapremierowych jest wynikiem współpracy reżysera z określonym dramaturgiem - Garbaczewski/Cecko, Kleczewska/Chotkowski, Rubin/Janiczak, Strzępka/Demirski, Marciniak/Buszewicz, Kowalski/Holewińska i inni. Czasami Witkacy, Słowacki czy Molier są tylko inspiracją do napisania zupełnie nowego tekstu i z oryginałem niewiele mają wspólnego.

- To dobre pytanie, bo pokazuje, że sens słowa "prapremiera" jest stopniowo podważany i "prapremierowość" danego wystawienia nie ma już takiej wagi, jak w czasie, gdy dwanaście lat temu Adam Orzechowski tworzył Festiwal Prapremier - gdy na scenę wdzierały się nowe teksty z kręgu brutalizmu - Sarah Kane, Mariusa von Mayenburga, Marka Ravenhilla z Zachodu, czy teksty z nurtu tzw. "czernuchy" z Rosji - choćby "Marylin Mongoł" czy "Terroryzm". Dziś coraz więcej adaptacji klasyki również ma posmak prapremierowego wystawienia, na bazie starych tekstów pisane są ich dzisiejsze odpowiedniki, pojawiają się kompilacje tekstów lub zabawy dawną stylistyką. Odkąd programuję Festiwal Prapremier, zależy mi, by był on przede wszystkim przeglądem nowych tekstów. Ale czym jest nowy tekst? Tekstem napisanym przez dramatopisarza? Tekstem powstającym w wyniku aktorskich improwizacji na bazie klasycznego tekstu? Autorskim komentarzem reżysera? Mieści się tu wiele możliwości. Być może do rozważenia jest stopniowa zmiana formuły Festiwalu, która staje się coraz bardziej sztuczna?

Mówi się, że publiczność najchętniej wybiera się na spektakle, w których na scenie może zobaczyć popularnych z telewizji czy filmu aktorów. Bierzesz to pod uwagę konstruując festiwalowy repertuar, czy też tego typu rodzaj uczestnictwa widza w życiu teatralnym zupełnie Cię nie interesuje?

- Staram się unikać takiego myślenia. W tym roku pokażemy "Kalinę" z Katarzyną Figurą czy "Klub miłośników filmu Misja" z Janem Peszkiem, ale to nie obecność gwiazd była kryterium w tym przypadku, choć oczywiście Figura i Peszek to cudowni aktorzy i darzę ich oboje wielkim szacunkiem i sympatią. Ale jeśli masz na myśli objazdowe chałtury, to dla nich nie ma i dopóki mam w tym względzie coś do powiedzenia, nigdy nie będzie miejsca w ramach programu Festiwalu Prapremier. Mam poczucie, że pokazywanie takich pseudospektakli tylko dlatego, że znane twarze przyciągnęłyby szeroką publiczność, byłoby oszukiwaniem naszych widzów i w jakimś sensie zdradą linii programowej i celów, które stawiamy sobie w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Festiwal nie może obniżać lotów, ale być konfrontacją z tym, co robimy przez cały rok.

Festiwal Prapremier odbywa się w październiku, kiedy znane są już rozstrzygnięcia i werdykty wielu festiwali i konkursów, choćby na wystawienie polskiej sztuki współczesnej, gdzie prapremier nie brakuje. Bierzesz pod uwagę laureatów innych konkursów w doborze repertuaru, czy też starasz się budować program czysto autorski?

- Dotykasz tu szerszego zagadnienia, które mnie od jakiegoś czasu nurtuje, a mianowicie tego, że właściwie wszystkie festiwale pokazują w dużej mierze to samo. Często wynika to oczywiście z jakości artystycznej spektakli, ale mam poczucie, że równie często istotną rolę odgrywa w tym wszystkim lanserska aura wytwarzana wokół niektórych wydarzeń. Dlatego też mam nadzieję, że tegoroczny program Festiwalu Prapremier nie jest przewidywalny. Bardzo mi na tym zależało. Strzępka obok Passiniego czy Kleczewskiej, Talarczyk obok Kempy czy Dworakowskiego, Faruga obok Głuchowskiej czy Górnickiej - całe bogactwo estetyk, tematów, pomysłów na teatr. Fani teatru opowieści mogą iść na "Piątą stronę świata", fani ostrej wypowiedzi politycznej na "Firmę" Strzępki i Demirskiego lub "Betlejem polskie" Farugi, fani teatru formy na "Morrisona" albo "Balladyny i romanse", fani nowych form na "Requiemaszyna". Myślę, że każdy odnajdzie coś fascynującego dla siebie.

Co roku Festiwal stara się rozszerzać swoją formułę, organizując działania okołoteatralne. Na co możemy liczyć w 2013 roku?

- W tym roku będzie to bogata oferta, bo zrezygnowaliśmy z formuły Aneksu, urozmaicając Festiwal pokazami spektakli poza konkursem i licznymi działaniami okołoteatralnymi. Pokażemy dwie koprodukcje - pierwszą z nich jest "Against", czyli koprodukcja polsko-szwajcarska, druga to "Europa", czyli koprodukcja teatrów z Bydgoszczy, Zagrzebia, Birmingham i Drezna. Poza tym pokażemy spektakl "Zachem. Interwencja" w reżyserii Aleksandry Jakubczak i Małgorzaty Wdowik, studentek wydziału reżyserii Warszawskiej Akademii Teatralnej. Podjęły się bardzo trudnego zadania zmierzenia się z gorącym tematem polskiej transformacji na przykładzie likwidacji największego zakładu w Bydgoszczy. Sprawa jest świeża, już teraz wywołuje wielkie emocje i pytania, czy nie powinno sie jednak z tym tematem poczekać, aż się "jak tytoń uleży". Po spektaklu odbędzie się debata "Późne ofiary transformacji" prowadzona przez Michała Wybieralskiego z "Gazety Wyborczej". Swój spektakl zaprezentuje również pracujaca przy naszym Teatrze Młoda Scena. Będzie to "Skąpo" w reżyserii Doroty Ogrodzkiej, które stanie się osobistą wypowiedzią młodych artystów o szansach ich pokolenia na wejście w dorosłe życie zawodowe. Oprócz spektakli, czytać będziemy też w ramach Nocy Dramaturgów dramaty pisane w naszym Teatrze pod okiem Artura Pałygi w ramach Szkoły Dramatu. Odbędzie się też spotkanie dramatopisarzy pod hasłem: "Świat nieprzedstawiony we współczesnym polskim dramacie", poświęcone białym plamom, tematom, które aż proszą się o opisanie, a które dramatopisarze z różnych powodów pomijają. Dużym problemem wydaje mi się to, że pojawiają się pewne mody, za którymi nagle wiele osób próbuje nadążyć, wyłączając krytyczne myślenie i uważność na masę innych tematów, które są do podjęcia. Mam wrażenie, że od kilku lat jesteśmy przytłoczeni całą falą tekstów dotyczących tematów tożsamościowych, odnoszących się do polskiej historii i polityki. Nie potrafimy wychylić nosa poza polski zaścianek, spojrzeć na rzeczywistość szerzej, dostrzec, że nie tylko te jakże ważne i jakże przeklęte polskie problemy istnieją na świecie i mają wpływ na nasze życie. Niby wiele dobrego się w polskim teatrze dzieje, a z drugiej strony trudno uciec od myśli, że jesteśmy strasznym zadupiem, zakompleksionym, niepewnym swoich pomysłów, zapatrzonym na czubek własnego nosa, gdzie dysproporcja pomiędzy twórczością a odtwórstwem jest nie tyle zauważalna, co wręcz bolesna.

Jaki zatem będzie tegoroczny Festiwal Prapremier - zideologizowany, genderowy, queerowy, feministyczny Pytam nie tylko w związku ze zbliżającym się festiwalem, ale również w kontekście dyskusji, która toczy się wokół polskiego teatru i kontrowersyjnych haseł, które rzekomo w naszym teatrze i teatrologii dominują?

- Mam nieodparte wrażenie, że oskarżenia o uleganie modom czy też ideologizację polskiego teatru padają najczęściej z ust osób, które same niewiele robią, bądź niewiele mają do zaoferowania i które same są najmocnej zideologizowane i zaskorupione we własnej, jedynie słusznej wizji teatru. Zamiast gadania głupot, może lepiej zaczęliby robić porządne spektakle, pokazujące, na czym ów niezideologizowany teatr polega?

Akurat daleki jestem od zapraszania na Festiwal spektakli jakiegoś określonego nurtu. Pod tym względem staram się realizować ideę Macieja Nowaka, który, gdy pracowałem jeszcze w Instytucie Teatralnym po prostu krzyczał na mnie i na cały zespół, że Warszawskie Spotkania Teatralne nie mogą być odzwierciedleniem naszego gustu, ale pokazywać różnorodne zjawiska. I co? I mimo tych wysiłków do Nowaka przylgnęła łatka ideologa. Dlaczego? Bo wspierał młodych artystów? Bo dawał różnorodnym ludziom szansę rozwijać ich talenty? Ci, którzy najbardziej krzyczą o ideologizacji polskiego teatru, zapominają, że sami są największymi ideologami, w prowadzonych przez siebie pismach dobierają zwykle jedynie słusznych autorów i promują właściwe zjawiska, w prowadzonych przez siebie teatrach zatrudniają jedynie słusznych reżyserów, czyli głównie samych siebie. Z drugiej strony, nie ma się co oburzać i dziwić. To środowisko podzielone było zawsze. Dejmek nienawidził Hanuszkiewicza, kpił z Axera, Holoubek naśmiewał się ze Swinarskiego, Łapicki publicznie lżył twórczość Kantora, o reakcjach ich wszystkich razem wziętych na Grotowskiego nie wspominając. Może to dobrze, że się kłócimy, bo przynajmniej tworzy to dynamikę tego bardzo wątłego żyćka teatralnego w Polsce? Zawsze ci, którzy nie idą utartym torem, którzy próbują eksperymentować, muszą wydeptywać sobie własną ścieżkę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji