Krystyna Sienkiewicz - i inni
PO pierwszej - za nowej dyrekcji - premierze "Syreny" pisałem, że "Wielki Dodek" to spektakl Bohdana Łazuki. Po drugiej - "Czołowe zdarzenie" wg scenariusza i w reżyserii Jana Pietrzaka - podobnie wypada napisać o Krystynie Sienkiewicz. Mimo iż na scenie są Bohdan Łazuka i Tadeusz Pluciński, obaj w znakomitej formie, że z widowni groźnie wdziera się na podest sceny "magister Gawron" (Andrzej Gawroński), że godne uwagi wartości estradowe wnoszą Ilona Kuśmierska, Ewa Miodyńska, Izabela Scheutz, Zdzisław Leśniak i Jerzy Fijałkowski, to przecież rzecz całą należy sprowadzić do wyrazów uznania dla tej naprawdę znakomitej artystki estrady.
Świetny słuch, charakterystyczny głos i niepowtarzalna intonacja - to powszechnie uznane wyróżniki jej sztuki.
Nie one jednak decydują o sukcesie. Nie decyduje o nim także ów nieco łobuzerski wdzięk, ani też zdolność mimiczna, pozwalająca dziś grać rozkoszne idiotki w kabaretach Olgi Lipińskiej, a jutro bezlitośnie parodiować tę samą Olgę Lipińską w celnej szarży aktorskiej. Myślę, że klamrą, która spina wszystkie te wartości, a jednocześnie stwarza całą Krystynę Sienkiewicz, jest jej przenikliwa, bystra inteligencja. Po prostu - myślę, że jest pisarzem, że jest autorką, która w aktorstwie znalazła skuteczniejszy, niż pióro, środek wypowiedzi. Krystyna Sienkiewicz jest dziś wybitną indywidualnością naszej estrady aktorskiej, a osiągnęła to wielką pracą.
ZAŚ nowa premiera "Syreny"? Jeszcze lepsza, dowcipniejsza od poprzedniej. Trochę przy tym inna w formule; to już bliżej kabaretu - jako szczęśliwe zbliżenie kawiarnianej, intymnej formy zabawy z wymaganiami dość dużej widowni. Teksty Pietrzaka - i dziesiątka innych autorów - celne, cięte, często bolesne, nigdy patetyczne, zawsze dowcipne. Nowa "Syrena" nie atakuje kelnerów. Chce mówić o realnych wybojach na realnej drodze życia, nie lęka się kłuć, a przy tym nie zapomina, że powinna także bawić. "Czołowe zdarzenie" zasłużyło na komplement.