Artykuły

Niewielka, lecz na dobrej drodze

Stefan Sutkowski, założyciel i dyrektor Warszawskiej Opery Kameralnej, roztacza wokół siebie aurę niezmąconego niczym spokoju. Będzie go bardzo potrzebował aby przebrnąć przez "Odę do Europy", którą wspólnie z zespołem uczci przystąpienie Polski do Unii Europejskiej. W ciągu najbliższego roku Warszawska Opera Kameralna zaprezentuje muzykę wszystkich dwudziestu pięciu narodów wchodzących w skład Unii, w dodatku poświęcając więcej niż jeden wieczór na każdy z nich. Na przykład Austria będzie uhonorowana festiwalem oper Mozarta - wszystkich dwudziestu - oraz licznymi koncertami; Włochy zostaną przedstawione poprzez cykl wszystkich dzieł scenicznych Monteverdiego, "Euridice" Periego oraz Verdiowskiego "Falstaffa". Nie mniej ambitne było ostatnie przedsięwzięcie mające na celu uczczenie słowiańskich sąsiadów - sześć spektakli "Jenufy" Janacka w stulecie powstania dzieła.

To wyjątkowe zadanie dla tego niewielkiego lecz wyśmienitego zespołu, grającego w teatrze wielkości bombonierki gdzie znakomicie mieści się orkiestra potrzebna do wykonywania oper Mozarta, dla Janacka rozszerzona do ostatecznych granic. W spektaklu brało udział czterdziestu jeden muzyków (co i tak przewyższało liczbę dwudziestu dziewięciu osób pierwotnie wykonujących dzieło). Konieczna okazała się prosta inscenizacja oraz staranne wykorzystanie miejsca na scenie, by dopasować ją do potrzeb chóru i tancerzy. Bliskość sceny potęgowała wrażenie intensywności i klaustrofobii, co czasami było wręcz nie do zniesienia.

Wystawienia "Jenufy" na niewielkich scenach są zawsze bardziej interesujące. W tym wypadku zespół wykonywał oryginalną wersję z 1904 roku, nie słyszaną od roku 1906, kiedy to Janacek wycofał partyturę i zaczął ją poprawiać. Do niedawna opera grana była rutynowo w wersji skróconej i przeorkiestrowanej przez Karela Kovarovicia - taka była cena jaką musiał Janacek zapłacić by po dwudziestoletnim oczekiwaniu jego dzieło mogło zostać wystawione w Pradze. To z kolei sprawiło, że popularność zyskała wersja "Brno 1908" Kovarovicia, o wiele bardziej zbliżona do późniejszych oper Janacka. Wersja z roku 1904 jest całkiem inna. "Jenufa" pozostaje jedynym przykładem tego jakie korekty wprowadził Janacek po zobaczeniu opery na scenie; porównanie partytury z roku 1904 i 1908 dostarcza nam wspaniałego wglądu w to, jak rozwijała się jego maestria w tworzeniu dzieł scenicznych. Jednakże zaobserwowanie tego nie było możliwe aż do teraz, bo wersja z 1904 roku została zredukowana do pojedynczej kopii z naniesionymi późniejszymi poprawkami. Potrzeba było aż dziesięciu lat żmudnej detektywistycznej pracy (m. in. przy użyciu światłowodu dzięki któremu można było dotrzeć do najwcześniejszych zapisów) by brytyjski muzykolog Mark Audus zdołał odtworzyć wersję z roku 1904. Półprofesjonalne wykonanie w Notthingham w 2000 roku drugiego aktu zrekonstruowanego przez Audusa zachęciło go do pracy nad pozostałymi. W Warszawie mieliśmy okazję usłyszeć wszystkie trzy akty.

Tym, co od razu uderza słuchacza, jest wielka regularność harmonijnych i zazwyczaj śpiewnych fraz, które zdradzają dziewiętnastowieczne korzenie kompozytora. Przez całą operę przewijają się mini arie, które potem Janacek skrócił lub całkowicie usunął. W wersji 1904 Rychtar wychodząc na scenę śpiewa powtarzające się i miłe dla ucha frazy, które w wersji z 1908 roku skurczyły się do zaledwie jednego taktu, co jest bardzo charakterystyczne dla późniejszej twórczości Janacka. Chociaż w "Jenufie" z 1908 roku pozostały ślady konstrukcji opery składającej się z odrębnych numerów muzycznych, to jednak w tej z 1904 roku są one o wiele bardziej widoczne. W pierwotnej wersji, kiedy w drugim akcie Laca i Jenufa składają sobie przysięgę, fragment ten składa się z osiemdziesięciu kilku taktów; w 1908 roku Janacek skasował cały ustęp z wyjątkiem pierwszych czterech i dwunastu ostatnich taktów (w których włącza się Kostelnicka). W operze z 1904 roku concertato "Kazdy parek" miało część środkową; króciutki obecnie ensamble Starej Buryjovki i chóru wcześniej zajmował wiele stron, a kiedy pod koniec aktu pierwszego Laca kaleczy policzek Jenufy, to na początku towarzyszył temu znacznie obszerniejszy fragment muzyczny niż kilka werystycznych taktów, które ostatecznie pozostały.

Ale Janacek zrobił znacznie więcej niż tylko skrócił operę poprzez usunięcie z niej pewnych fragmentów. Praktycznie każda strona partytury uległa zmianie, i to zarówno w partii orkiestrowej jak i w części wokalnej. Nawet numery chóralne brzmią inaczej: refren w chórze rekrutów kiedyś miał słyszalne wsparcie dla basów i tenorów w nisko brzmiących instrumentach; chór druhen z aktu trzeciego zyskuje inny charakter dzięki ciekawej linii melodycznej, która przez cały czas jego trwania przewija się w sopranowej partii Bareny.

Jitka Stokalska - reżyser i jedyna osoba mówiąca po czesku wśród biorących udział w przygotowaniu premiery - skoncentrowała się w swojej wolnej od nowoczesnych chwytów produkcji na ożywieniu sieci wzajemnych powiązań pomiędzy postaciami dramatu. Wokaliści z kolei prezentowali pełnię formy i w obsadzie nie było słabych punktów. Niedobrym międzynarodowym zwyczajem jest angażowanie do roli Kostelnicki emerytowanych wagnerowskich sopranów, które brak głosu nadrabiają grą sceniczną. Obydwie Kostelnicki z Warszawskiej Opery Kameralnej ( Agnieszka Kurowska i Dorota Całek) które miałem okazję widzieć są młode, obdarzone bogatymi głosami i prezentują odmienne sposoby interpretacji, podobnie zresztą jak obaj panowie śpiewający partię Stevy: Zdzisław Kordyjalik - lekki tenor, jakiego zwykle angażuje się do tej roli - okazuje się kontrastowo różny od Rafała Bartmińskiego, o wysokiej sylwetce i głosie, który bez wątpienia rozwinie się w kierunku tenora bohaterskiego. Laca (Krzysztof Machowski) podobno trafił do tej roli prosto z chóru - ciekawe, jakie niespodzianki kryje jeszcze zespół chóralny. Jenufa (Marta Wyłomańska), szczupła i nerwowa, śpiewała wzruszająco i przepięknie kreowała postać. Niezapomniana była także Eugenia Rezler jako Stara Buryjovka - dysponuje ona przepięknym i bogatym dolnym rejestrem, lecz jednocześnie potrafi się wznieść na wysokie dźwięki, które nieopatrznie przewidział dla niej Janacek. Kierownik muzyczny spektaklu, boliwijczyk Ruben Silva, podobno dyrygował pierwszą w swej karierze operą Janacka. Nikt by się tego nie domyślił słysząc jak ciepłe i pewne dźwięki udało mu się wydobyć ze swojej niewielkiej orkiestry.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji