Artykuły

Witkacy zbiłby majątek u Berlusconiego

Kolejna premiera TEATRU EXODUS

Przypada mi w udziale przyjemność opisania premiery nietuzinkowej sztuki Witkacego "Janulka, córka Fizdejki" w wykonaniu TEATRU EXODUS, która miała miejsce w poniedziałek na deskach Sali Widowiskowej Centrum Kultury i Sztuki im. M. Konopnickiej w Ciechanowie. Pisanie, że twórczość Witkiewicza do łatwych w odbiorze nie należy, byłoby zwykłym truizmem, banałem, komunałem i frazesem.

Stwierdzenie, że dra mat "Janulka, córka Fizdejki" należy do najbardziej skomplikowanych sztuk Witkacego, jest oczywistością, ale już tylko dla pewnego kręgu jego wielbicieli i znawców. Jednak na refleksję, że do zobaczenia premiery tej sztuki, kogokolwiek skłonić może chęć dostrzeżenia konotacji z "Terminatorem", ubiegło wiecznym klasykiem filmowym Jamesa Camerona nie odważyłaby się chyba nawet Katarzyna Dąbrowska, reżyser i scenarzysta dramatu. A dla mnie była to właśnie jedna z wielu przyczyn (choć nie najważniejsza) nieodpartego pożądania, by nasycić zmysły tą ucztą szaleństwa, strachu, niepewności i humoru, w której tak trudno doszukać się reguły. Dlaczego? Otóż w zapowiedzi spektaklu czytamy: z dymu i zgliszcz na chwiejnych nogach wyłoniła się "Janulka, córka Fizdejki". Razem z nią przyszło zagubienie. W odpowiedzi mój wychowany na pop kulturze lat 80-tych i 90-tych umysł wygenerował wyłaniającego się z ognia i dymu spalonego (ale tylko na pozór), osłabionego (lecz jedynie na chwilę) i straszliwego terminatora model T-1000, który po przerażającej katastrofie powstaje, by dokończyć dzieła.

Sztuka tym razem nie rozpoczęła się już przed drzwiami Sali Widowiskowej. Wstępna, hipnotyczną odliczanka w ciemnościach płynnie przeprowadziła widzów z realnego świata niewyłączonych telefonów komórkowych aż do snu zapomnienia o przeszłości i przyszłości, do tego jedynego stanu, w którym możliwe było dostrzeżenie i przeżycie dziejącej się na scenie transformacji. Bo transformacja była dla mnie osią obrotową tego spektaklu. Wszystko inne było przygotowaniem do niej i konsekwencjami, jakie nastąpiły później. Transformacji ulegli aktorzy i to już od początku, nawet w garderobie, odgrywając rolę po sta ci o płciach odmiennych od swoich. Transformacji uległy barbarzyńskie obyczaje Litwinów, ale jeszcze bardziej dworskie maniery ich cywilizowanych najeźdźców Neo-Krzyżaków. Transformacji ulegali wszyscy bohaterowie - zdziczały kniaź Eugeniusz, który chciałby żyć własnymi trzewiami i pożreć się do ostatniej kości, jego zdegenerowana żona Elza, zdemoralizowana kniaziówna Janulka, chcąca być jednocześnie świętą, aniołem i rozdartą przez milion uścisków nieznajomych mężczyzn, którzy by się zarzynali o jej ciało, stary baron Bernard, z pozoru zasadniczy, ale na miecz swój przysięgający nieprawdę i aż piszczący za uciechami pogańskich obyczajów Wielki Mistrz Gottfiried wraz z państwem de La Trfouille, przebiegły Joel Kranz i demoniczny Der Zipfel. Nie da się w tak krótkim tekście opisać co transformacja zrobiła lub raczej uczyniła każdemu z nich. Ważne jest, że prze grał każdy. Dlaczego? Ponieważ każdy zastanawiał się jak żyć, żeby przeżyć najwięcej doznań. Każdy szukał w anarchii źródła nihilistycznej, hedonistycznej przyjemności. Ta scena była kulminacyjnym momentem snu, który obserwowali i śnili widzowie.

Natomiast realistyczne było to, co realistyczne jest również w życiu - przebudzenie, kiedy cały ten sen legł w gruzach do prowadzając wszystkich do zguby. Co by ich uratowało? Może słowa de La Trfouille: dawniej ludzie nie pytali o to jak żyć. Po pro stu żyli jak musieli. I tu odnajduję swojego Terminatora T-1000. On jako cyborg, nie-człowiek, nie mu siał się za sta na wiać jak życie przeżyć, że by nie uronić zeń ni kropli z szerokiej palety doznań. Podobną dewizą kierował się kolumbijski pułkownik Jose Arcadio Morales z komedii Machulskiego "Killerów 2-óch", który zwykł mawiać z hiszpańska: muszszie zabijać - i to mu wystarczało. Takim ludziom pewnie jest łatwiej - żyć, przeżyć i umierać.

W pewnym sensie Katarzyna Dąbrowska wyciska jednak z nie odgadnionych meandrów umysłu Witkacego dość realistyczne przesłanie. Owszem, można pogrążyć się w anarchii i dzikiej rozkoszy z pogranicza jawy, narkotycznego lub pijackiego snu, obłędu i tej bałamutnej ułudy panowania nad ludźmi, Bogiem, światem, a nawet wszechświatem, którą daje bogactwo, upojenie, wiedza i władza. Można to robić, by przez chwilę poczuć się tym kimś, kto osiągnął szczyt drabiny totalnej wszechewolucji, jeśli miałbym znaleźć nowe i autorskie określenie. Myślę nawet, że gdyby Witkacy żył dziś, zapewne zarobiłby krocie jako scenarzysta i reżyser spektakli "bubga-bunga" i całego żywota Silvio Berlusconiego. Trzeba jednak mieć świadomość, że stan taki prędzej czy później się skończy, a po nim nastąpi upadek oraz zniszczenie. I to niezależnie od tego, czy pija się wódkę z butelki i w barłogu, jak Fizdejkowie czy przechodzi się na popijanie kawy z filiżanek na wzór de La Trfouille. Niezależnie od tego, czy szczytem marzeń jest bycie królem, czy nad leśnym. To zasada uniwersalna. Żyjący na Litwie Fizdejko mówi na początku dra ma tu: ja sam nie wiem, w którym wieku żyję: w XIV czy w XXIII. Widz może się dodatkowo zastanawiać, czy rzecz nie dzieje się w wieku XXI i to zupełnie bliżej, na przykład gdzieś na Północnym Mazowszu w kilkudziesięciotysięcznym mieście.

Na zakończenie nie można nie pochwalić pomysłu kilkukrotnego przedstawienia bohaterów po finale. To ważny zabieg i ukłon Katarzyny Dąbrowskiej w stronę publiczności w przypadku tak niełatwej inscenizacji. Nie da się nie docenić wkomponowania w całość utworu "Pa pa ra Americano" w wykonaniu Yolanda Be Cool.

Witkiewiczowskie dzieło trudne, inscenizacja bardzo ambitna, bo starająca się przedstawić wszystkie chyba wątki (co jest wyczynem karkołomnym) poza pominięciem kilku, niepoprawnych politycznie dialogów i mniej istotnych osób dramatu. Całość ze wszech miar udana. To co robią panie Dąbrowska i Goszczyńska oraz cały zespół aktorski TEATRU EXODUS nie jest na pewno "Witkacym dla początkujących", czy "Witkacym Light". I choć może niektórzy by czegoś takiego oczekiwali, ja gromko krzyczę: I dzięki Bogu! Ponieważ Witkacy żył i tworzył jedynie w wersjach dla zaawansowanych. I to mocno.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji