Artykuły

Gorzów Wielkopolski. "Życie jest snem" Calderóna u Osterwy

O ulotności naszych uczuć, wyborów czy ról i o tym, czym jest wolność. W świecie, który nie jest nasz, a jest nam tylko wypożyczony. W sobotę premiera w Teatrze Osterwy. Na rozpoczęcie kolejnego sezonu widzowi zobaczą "Życie jest snem" Calderóna.

Dariusz Barański: To nie jest pani pierwsza inscenizacja w gorzowskim Teatrze Osterwy. W 2004 r. reżyserowała pani sztukę "Wolność", współczesnego dramaturga Andrzeja Bartnikowskiego. Teraz podejmuje pani klasyczny tekst, ale poniekąd również o tym samym: o wolności, jej granicach, uwarunkowaniach.

Justyna Celeda*: - Myślę że ta praca. nad Calderonem różni się od tej mojej pierwszej pracy w Gorzowie. Tam historia polegała na tym, że właściwie tej wolności nie mamy, bo jesteśmy zniewoleni od środka poprzez namiętności, wychowanie. Tu oczywiście dotykamy podobnego tematu, ale moim zdaniem Calderon daje wbrew pozorom znacznie więcej nadziei. Mówi o tym, że ta wolność w nas jest, że każdy z nas może wyhodować tę wolność w sobie przez długą i bolesną drogę różnych doświadczeń. Ale przede wszystkim gdy zrozumie, że świat jest w nim, nie na zewnątrz i cały czas musi kontaktować się ze sobą, siebie ustanawiać i dokonywać wyborów. W zgodzie z własnymi uczuciami, a nie z tym, co mu niesie świat, co akurat jest modne, co wymuszają inni. I też o tym, że człowiek może się uwolnić od nienawiści. To uwolnienie od nienawiści, żalu, cierpienia jest tą jedyną wolnością.

I o tym będzie to przedstawienie? Pani wersja Calderona.

- Reżyserowi trudno mówić, jak odbierze widz odbierze spektakl, zwłaszcza tak wielowątkowe, wielowymiarowe dzieło. Nie mówię o samej inscenizacji ale o tekście Calderona. Tu jest całe bogactwo skojarzeń. na pewno część widzów będzie czytała tam historię o Polsce, historię władzy, inni zobaczą historię o poszukiwaniu swojej drogi życiowej, niektórzy doszukają się opowieści o walce z przeznaczeniem, takiego filozoficznego traktatu o tym, czy człowiek nie jest nad gwiazdy, czy w ogóle może być nad gwiazdy, czym jest los. A jeszcze inni znajdą opowieść o pewnej ułudzie wszystkiego, co nam się zdarza, o tej maszynie fortuny, która mieli nas wszystkich. Że raz się jest królem, a raz żebrakiem, raz tryumfatorem, a raz upadłym. Jest wiele płaszczyzn, na których można by odczytywać ten tekst.

Na co pani postawiła?

- Na pewno na tę walkę o swoją niezależność i opowieść o tym, jak przybieramy maski. Jak, będąc w grupie, zapominamy o tym, co jest dobre. O tym, że trzeba patrzeć na drugiego z empatią i jak grupa się nakręca za każdym razem przeciw czemuś, jak może raz niszczyć jednostkę, a raz ją wynosić do rangi Boga.

Występuje dwoje nowych, młodych aktorów Teatru Osterwy, Bartosz Bandura i Joanna Ginda. Sztuka trudna, duże wyzwanie dla nich?

- Ta sztuka jest o tyle trudna, że jest jak traktat filozoficzny, bardzo syntetyczna w formie. Trudno się rozbujać, zbudować postać linearnie, psychologicznie. I z tego powodu myślę, że ci aktorzy mają ciekawą przygodę na początku swojej pracy. Dodam, że cudownie jest pracować z młodymi, zwłaszcza jak zaczynają. Mają tę pasję, o której czasem się z biegiem lat zapomina. Mają taką wielką radość.

Spektakl niesie trudne treści, na dodatek autor barokowy. Będzie grany w ramach programu "Obudź się", czyli także dla młodzieży. W jaką formę zamierza pani ubrać te treści?

- Mam nadzieję, że to będzie taka poetycka wizja. Ta forma nadal powstaje, odlew ciągle jest zmieniany, Na pewno chcieliśmy to odciążyć od publicystyki i przeniesienia wprost we współczesność. Pojawiają się oczywiście różnego rodzaju skojarzenia, skróty myślowe, czasem zabawa konwencjami. Ale tak naprawdę chcieliśmy przenieść te historię w przestrzeń mniej realistyczną, bardziej symboliczną.

My zresztą trochę wycięliśmy, gwałcimy Calderona, ale nie da się tego opowiedzieć w takiej pełnej formie monumentalnej. Niektóre wątki są dziś przebrzmiałe. Dziś już nie sposób tak opowiadać o honorze, bo ten temat nie istnieje w ogóle w dialogu społecznym. Należało się tego pozbyć, bo wybory związane z honorowa postawą, etosem jeszcze rycerskim, byłyby nieczytelne. A propos młodzieży, dodam, że istotnym tematem tej sztuki są też relacje rodzic-dziecko., wychowanie, czym jesteśmy obciążeni, wychodząc z kolebki domu w świata, jak zmagamy się z rodzicem lub z brakiem rodzica przez całe życie.

Postać Zygmunta, bohatera "Życie jest snem", nasuwa pewne skojarzenia z historią Kaspara Hausera, owego tajemniczego i tragicznego "dziecięcia wieku", ,,który całe dzieciństwo spędził w odosobnieniu i dopiero jako dorosły zaczął poznawać świat.

Zdecydowanie tak właśnie czytam tę postać. Są Zygmunci intelektualnie niezwykle rozwinięci, którzy są tylko i wyłącznie skrzywdzeni. Mają jednak już te wszystkie narzędzia do poznania świata. My jednak postawiliśmy właśnie na "Kaspara Hausera", na taką czystą kartę, w pewnym sensie dzikusa. Ta biała karta dopiero nasiąka rzeczywistością, światem cywilizowanym, w który wchodzi i który w pierwszej chwili go niszczy, wykrzywia. A z drugiej strony to jest pewne współczesne odniesienie, ten nasz dzikus jest taką ofiarą z piwnicy, zza szafy, dzieckiem schowanym, odciętym i odrzuconym.

* Justyna Celeda, reżyser teatralny, Jest absolwentką łódzkiej Filmówki. W Gorzowie realizowała "Wolność" Andrzeja Bartnikowskiego (2004), "Autoreverse" Krzysztofa Bizio (2005), "Mewę" Czechowa (2008), "Norymbergę" Wojciecha Tomczyka (2012).

Pedro Calderón de la Barca "Życie jest snem", reż. Justyna Celeda, scenografia Grzegorz Małecki, premiera w Teatrze im. J. Osterwy 7 września (sobota) o godz. 19.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji