Artykuły

...i niepowodzenie z Janackiem

"Jenufa" Leośa Junacka zo­stała pierwszy raz wykonana 21 stycznia 1904 w Brnie. W stu­lecie premiery dzieło przypo­mniała Warszawska Opera Kameralna. Oglądając insceni­zację Jitki Stokalskiej ma się jednak wrażenie, jakby czas stanął w miejscu.

Za takim przedstawieniem lepiej za­mknąć drzwi. Nie buduje własnej rzeczy­wistości (ledwie odtwarza zamierzchłą, zwłaszcza w strojach), nie czyta dzieła na nowo, nie wchodzi z nim w dialog. Domi­nuje martwe myślenie o muzyczno-teatralnej materii, bezbarwny gest i emocjonalna pustka. A szkoda, bo opera Janaćka stawia kilka ważnych pytań, buduje intrygujący świat, kreśli zawiłe ludzkie charaktery, porusza serca. Dotyka kwestii miłości, wolności i odpowiedzialności, zbrodni, winy i kary.

Oto Jenufa kocha Śtevę, który wydaje się odwzajemniać jej uczu­cia, ale zwykle jest zbyt pijany (nie dociera nawet do niego, że Jenufa jest w ciąży). Obok zakochany i za­zdrosny Laca: gdy Jenufa po raz ko­lejny go odtrąca, on tnie jej twarz nożem.

Jenufa w ukryciu rodzi dziecko. Jest sama, słaba i bezbronna (opie­kuje się nią Kostelnićka, jej maco­cha). Śteva nie chce się związać z Jenufa; macosze mówi, że będzie łożył na dziecko, ale zakazuje ujaw­niać prawdę (zaręczył się z Karel­ką, córką sołtysa). Laca wciąż ko­cha Jenufę. Kostelnićka mówi mu wszystko. Kłamie, że dziecko nie żyje, potem idzie nad jezioro i topi Stevuszkę. Pasierbicy tłumaczy, że noworodek zmarł, kiedy ona leżała w gorączce.

Jenufa i Laca przygotowują się do ślubu. Wśród składających im życze­nia są także Karolka i Śteva. Nagle w jeziorze wiejscy parobcy znajdu­je martwego noworodka. Jenufa roz­poznaje w nim swojego chłopczy­ka. Wieśniacy chcą ją ukamienować, opuszczony przez narzeczoną Śteva zapomina języka w gębie. Zaczyna się bolesne publiczne wyznanie win:

Kostelnicki (ze zabiła, bo chciała szczęścia pasierbicy), Lacy (że oszpecił ukochaną)... I przebaczenie, i pogodzenie.

Gdyby opera była tylko muzyką, prawie wszystko byłoby w porządku. Na warszaw­skiej scenie mogliśmy usłyszeć dobre i ład­nie brzmiące głosy (zwłaszcza młodzi: Mar­ta Wyłomańska jako Jenufa, Rafał Bartmiński jako Śteva, Monika Ledzion jako Karolka). Niedostatki i drobne fałsze w grze orkiestry równoważyła przyjemność słucha­nia muzyki Janaćka - dramatycznej, silnie emocjonalnej, chwilami przedziwnie abs­trakcyjnej. Rzadko grywanej (a szkoda).

Ale opera to także słowo. Sala Warszaw­skiej Opery Kameralnej nie posiada ekranu do wyświetlania polskich napisów. Oczy­wiście, w przypadku "Jenufy" problem jest mniejszy, bo język czeski jest bliski polskiemu. Ale...

Opera to wreszcie, a może przede wszystkim, scena. Na niej, nieste­ty, nic ciekawego się nie działo. Dobrze, że Grażyna Niesobska wy­stępuje w programie jako autorka ruchu scenicznego, nie choreogra­fii. Na niewielkiej scenie nie moż­na tańczyć. Nie można tu także bu­dować wielkich scenografii. Miej­sce akcji wyznaczają drewniane drzwi i tkanina (z Matką Boską z dzieciątkiem) służąca za ścianę wiejskiej chaty. W tej przestrzeni minimalizm jest wskazany, ale dla­czego całość musi być brzydka i tandetna?

I nielogiczna. Kiedy Jenufa wraz z Kostelnićką obierają ziemniaki, przerzucają je tylko z koszyka do koszyka. Kiedy pijany Śteva z gru­pą rekrutów pojawia się na scenie, trzyma w ręku zieloną butelkę. Pu­stą, ale śpiewak udaje, że z niej pije. Kiedy wiejskie dziewczęta przycho­dzą z życzeniami, w ręku trzymają wyglądające na sztuczne kwiaty, "chodzą" taniec, wychodząc biorą coś z talerza, chyba ciastko. Wszyst­ko jest na niby, ni takie, ni owakie. Niby: -realizm, -naturalizm, -ekspresjonizm, -surrealizm... Niby uczucia, niby śmierć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji