Kabaret Młodszych Pań
Srogo mnie zawiódł Adam Hanuszkiewicz. Sądziłem, że na 50-lecie swojej pracy na scenie, jak za dawnych lat, zburzy jakąś tradycję, odkryje wieszcza na nowo albo, co najmniej, zakręci obrotówką. Nic z tego.
Adam Hanuszkiewicz w swoim jubileuszowym przedstawieniu "Piąty pokój, czyli tęsknota do dobrych obyczajów" pokazał się z nie znanej dotąd strony - jako artysta kabaretowy.
Dekolty i dygi
Scenariusz widowiska oparł na nieśmiertelnych skeczach i piosenkach z "Kabaretu Starszych Panów" Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego. Zamiast literackich odkryć na scenie Teatru Nowego ujrzałem mnóstwo pięknych firanek, wiele głęboko wydekoltowanych dam w perukach, kilku eleganckich panów, jak również dygi, szarmanckie ukłony, konwersacje, umizgi i bruderszafty - wszystko, czego podobno uczono w Galicji w tytułowym piątym pokoju, czyli kindersztubie, a co Przybora z Wasowskim przełożyli przed laty na swój lekko staroświecki kabaret.
Sam reżyser zadawał szyku we fraku, z laseczką i cylindrem. W drugim akcie wystąpił w roli erotologa porównawczego, docenta Kurniewicza, a następnie wcielił się w bohatera tytułowego piosenki "Wesołe jest życie staruszka".
Gdzież dawni herosi
Chciało się zawołać: a gdzież niegdysiejszy Fantazy? Konrad, gdzież? Za całą odpowiedź musiała starczyć cyfra 50, wyhaftowana na skarpetce dla reżysera. Nie da się ukryć: Starsi Panowie wygrali z jubilatem. Od siebie Adam Hanuszkiewicz dorzucił niewiele, jak na swoje możliwości: pamiętnych dwóch Starszych Panów zmienił tylko na dwie młodsze panie. Reszta pozostała z grubsza bez zmian. Były "Tanie dranie" (w wersji damskiej) i "Adios pomidory", "SOS dla miłości", "Romeo" (na drabinie), "Smutny deszczyk", Dosmucacz, Odrażający Drab oraz niezapomniana inwokacja do herbatki.
Teksty Przybory, jedne z najznakomitszych w historii polskiego kabaretu, bez specjalnego wysiłku aktorów bronią się same, mimo upływu czasu. Nie zabił ich nawet kapitalizm. Chociaż nie ma już dozorców, którym płaciło się za otwieranie bramy nocą, nadal śmieszą słowa, którymi mgr Biodrowicz (Robert Tondera) przed wyjściem ucina małżeńską kłótnię: "Kończmy, bo trzeba będzie dopłacać do tej tragedii". Rubryka "pochodzenie społeczne" też poszła w zapomnienie, lecz pozostał arcykomiczny "inteligent prasujący" (w pralni).
Granie wprost do publiki
Okazało się również, że metoda aktorska i reżyserska Adama Hanuszkiewicza, która w regularnych dramatach przyprawia o długotrwałą migrenę, w kabarecie pasuje jak ulał. Granie wprost do publiki, śpiewanie znienacka piosenek i wszystkie te gwałtowne zwroty akcji były na miejscu.
Niespodziewane efekty komediowe osiągali także aktorzy, szczególnie ucharakteryzowany na Frankensteina Andrzej Niemirski (Dosmucacz, Blady), Edyta Jungowska jako zalotna Matka oraz szereg panien z wyeksponowanymi dekoltami, z Małgorzatą Dudą i Brygidą Turowską na czele. Wszyscy na scenie są zresztą tak z siebie zadowoleni, że bez certolenia się i czekania na oklaski dają po finale nawet do czterech bisów naraz.
Adam Hanuszkiewicz niegdyś intensywnie odkrywał literaturę i tym zdobył sobie miejsce w historii polskiego teatru. Dziś odkrywa dekolty. Te ostatnie odkrycia są bardzo interesujące, lecz trochę mi żal tamtych gorących sporów o czytanie klasyki, o efekty i efekciarstwo, o prawo do kiczu w teatrze. "Piąty pokój..." szczególnych emocji nie wzbudza. Czy nie za wcześnie na kapitulację?