Artykuły

Radość dawania

Przez siedem lat działalności przejechali ponad 150 tys. km. Dali blisko 1200 spektakli dla prawie 130 tys. widzów - dzieci, młodzieży i dorosłych. Nazywają się Pogotowiem Teatralnym, bo często grają w szpitalach, i są na każde zawołanie.

Po korytarzach wymalowanych pastelowymi kolorami spacerują młodzi pacjenci szpitala onkologicznego w Szczecinie. Dzieci, młodzież. Jedni z nadzieją. Inni już nie. Niektórzy z nich mają brutalną świadomość rychłego końca. Opowiadają więc nowo przybyłym, jak za chwilę będą wyglądać. Że po chemii zaczną im wypadać włosy. Że nowotwory nie oszczędzą ufryzowanych na afro, przyciętych na panka. Zapewniają, że jakiś czas później odpadną im rzęsy i brwi. Niektórym po latach odrosną. Innym już nie będą potrzebne. I dzieci, i młodzież opisują sobie okropności bólu. Czasem tak strasznego, że tylko sam Bóg może pomóc. I nie widzą w tym nic okrutnego. Po prostu uprzedzają innych, żeby później nie przeżyli szoku. Z czasem takie radykalne opowieści stają się dla wielu formą samopomocy. Samoobrony. W tę atmosferę strachu, zwątpienia, ale i nadziei wchodzi ze swoimi spektaklami Pogotowie Teatralne [na zdjęciu]. Z "Koziołkiem Matołkiem" czy "Przyjacielem Koziołka Matołka". Bądź "Ekologicznymi przypadkami pana Agatki".

- Dzieci w naszym szpitalu nie nazywają ich pogotowiem, bo pogotowie kojarzy im się na ogół źle. Nazywają ich po prostu teatrem - tłumaczy Bartosz Arłukowicz, lekarz onkolog w Szpitalu im. św. Mikołaja w Szczecinie. - Spotkałem się z Pogotowiem kilka lat temu. Przyszli na oddział onkologii. Zaproponowali pokazanie swojego spektaklu naszym dzieciom. Oczywiście, zgodziłem się. Leczenie chorób nowotworowych trwa wiele miesięcy. Często lalka lat. Dzieci nierzadko znajdują się przez ten czas na oddziale. Każde działanie, by je zabawić, jest bardzo potrzebne. Mówiąc w skrócie, mamy dwie drogi leczenia choroby nowotworowej: chemioterapię i terapię psychologiczną. I tę terapię Pogotowie w dużym stopniu prowadzi. Szczególnie wielką rolę odgrywa wówczas, kiedy na oddział przychodzi nowa grupa dzieci. One bardzo ciężko przeżywają rozstanie z rodzicami i trudno adaptują się w nowej sytuacji.

Pani Grażyna Hrycyna od lat pracuje na onkologii jako nauczycielka w szpitalnej szkole, prowadzonej od zerówki po liceum. W Szczecinie rokrocznie przez takie szkoły przewija się prawie 3 tyś. osób. - Zdarzają się przypadki, iż mali pacjenci nie chcą wychodzić do domu, kiedy ma przyjechać teatr. Bo dzieci najbardziej cieszą się wtedy, gdy dowiadują się, że ktoś je odwiedzi. A Pogotowie Teatralne przyjeżdża na każde nasze wezwanie - opowiada nauczycielka. - Dzieci często są unieruchomione na łóżkach, ciężko chore. Ale czekają.

Bywa, że po spektaklu dla wszystkich dzieci aktorzy przychodzą jeszcze do sali, by zagrać dla jednego malca. Bo on nie jest już w stanie poruszać się o własnych siłach. Zdarza się, że oczekiwanie na spektakl jest ostatnim oczekiwaniem. Do dziś pani Grażyna wspomina chłopca, któremu lekarze rokowali najwyżej kilka godzin życia. Ale on czekał. Na teatr. Czekał kilka dni. Zmarł dzień po spektaklu.

- Nigdy nie zapomnę jego radości i rozmowy o przedstawieniu - wspomina dalej nauczycielka. - Mówił nam bardzo dużo o swoich przeżyciach... Ale nie ukrywam, że bardzo mi trudno bywać na tych oddziałach. Bo dzieci czasem pytają: "Po co się urodziłem, skoro tak szybko umrę?".

SPEKTAKLE NA ONKOLOGII TO NAJTRUDNIEJSZA CZEŚĆ NASZEJ PRACY artystycznej - uważa Tomasz Jankiewicz, współzałożyciel Pogotowia, aktor i reżyser. - Często się zdarza, że płaczemy wspólnie z rodzicami tych dzieci. Nie zapomnę zdarzenia, jakie miało miejsce niedawno w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Po bajkach opowiadanych przez "ciocię Fafę" wyszła mama małego pacjenta, przytuliła ją do siebie mocno, rozpłakała się i powiedziała: "Niech pani Bóg da zdrowie. Mój synek po raz pierwszy od tygodni się uśmiechnął".

W Pogotowie Teatralne zorganizowali się przed siedmioma laty. Dwoje aktorów - Tomasz Jankiewicz i Grażyna Nieciecka-Puchalik - postanowiło stworzyć własny teatr dla dzieci. Dla dzieci, którym się nudzi. Którym jest źle. Bo leżą w szpitalach. Mieszkają w domach dziecka. Bądź maleńkich wioskach popegeerowskich, gdzie nikogo nie stać na wyjazd do miasta na spektakl. Widzieli wiele przedstawień dla dzieci - chałtur. Postanowili, że ich teatr będzie traktował widza z szacunkiem. Pracując w teatrach szczecińskich, już wcześniej jeździli z darmowymi spektaklami dziecięcymi. Głównie do szpitali. Założyli sobie, że będą stosować terapię przez śmiech. I naukę przez zabawę.

Wpadli na taki pomysł, kiedy do ich macierzystych teatrów zaczęły dzwonić dzieci ze szpitali i domów dziecka. Z prośbą, aby ktoś do nich przyjechał. Dali więc w 1988 roku anons do miejscowej gazety: Jeśli się nudzisz, jest ci źle, leżysz w szpitalu, zadzwoń do nas. Przyjedziemy natychmiast, bo jesteśmy Pogotowiem Teatralnym... Podali numer telefonu i od razu posypały się zamówienia. Ze szkół, przedszkoli, ale przede wszystkim ze szpitali i domów dziecka. - Teatr dla małych dzieci to też zasługa mojej wówczas dwuletniej córki Zuzi. Nie było spektaklu dla tak małych dzieci w teatrze, więc napisałem sztukę "Tańcowały dwa Michały". I później właśnie ten spektakl graliśmy z Grażynką po zaprzyjaźnionych teatrach, szkołach - wspomina Tomasz Jankiewicz.

NIEBAWEM DOŁĄCZYŁA DO NICH ŻONA TOMASZA JOANNA, MENEDŻER, plastyk, aktorka. - Z czasem nasz dom stał się domem-teatrem. Tutaj odbywają się wszystkie premiery - tłumaczy Joanna Jankiewicz. - Ja sama w Pogotowiu jestem zajęta od rana do wieczora. Organizuję kalendarz przedstawień. Dzwonię. W domu pracujemy nad kostiumami. Wymyślamy scenografię, którą potem sama szyję. A przed spektaklem zawsze jeszcze ją prasuję. Czasem to jest niebo, czasem słońce.

Wkrótce po pierwszych spektaklach zespół powiększył się o kilka kolejnych osób. Dziś w Pogotowiu występuje zamiennie kilkunastu aktorów, w repertuarze mają osiem spektakli. W połowie dydaktycznych, mówiących na przykład o prawidłowym zachowaniu na drodze, o potrzebie utrzymywania czystości, rezygnacji z narkotyków, alkoholu i palenia papierosów. Ostatnio o uzależnieniach, jakie niesie telewizor i komputer. Bohaterowie sztuk ostrzegają też przed zabawami z ogniem. I przed nieznajomymi. Przedstawienia Pogotowia można zobaczyć w całej Polsce. Ale przede wszystkim na Pomorzu. Te ich śpiewające wykłady przyciągają setki dzieci i dorosłych.

Czasem przypadkowe sytuacje i zobowiązanie, że Pogotowie nie odmawia przyjazdu na wezwanie, są dla teatru inspirujące. - Przed kilku laty zadzwoniła do mnie dyrektorka przedszkola i powiedziała, że jest wielki dramat, bo zamówiona wcześniej grupa aktorów z "Koziołkiem Matołkiem" nie przyjedzie. Ktoś się rozchorował - opowiada Tomasz Jankiewicz. - "Musicie przyjechać", wołała dramatycznie do słuchawki przedszkolanka. Coś tam tłumaczyłem, że to zbyt krótki termin. Na co ona: "Ależ panie Tomku, pan musi przyjechać, bo wy jesteście pogotowiem". Spytałem, co mamy zagrać. A ona na to, że dzieci powiedziały, że jeśli nie będzie Koziołka Matołka, to niech przynajmniej przyjedzie przyjaciel Koziołka Matołka. I w ten sposób napisałem sztukę z piosenkami "Przyjaciel Koziołka Matołka".

Droga Jankiewicza do aktorstwa nie była typowa. Najpierw został adeptem i grał na scenach, później zrobił dyplom. Zanim wyszedł na scenę, poznawał teatr od kulis. Obcował z nim od maleńkiego dzięki mamie, która prowadziła amatorskie zespoły, grające zresztą właśnie w szkołach i szpitalach. - Ojciec też działał społecznie i mama miała czasem do mego pretensje, że więcej poświęca czasu innym niż rodzinie - wspomina Jankiewicz. - Ale ja miałem to szczęście, że spotkałem w życiu dobrych ludzi. I był to wspaniały, zaraźliwy przykład. Pokazywali mi, jak czerpać radość z czynienia innym dobra. I siłę do ciekawego życia. Jankiewicz zapewnia, że w tym, co robi, nie ma nic nadzwyczajnego. Ot, kiedyś ktoś mu pomagał, a teraz on pomaga innym. Podobnego zdania jest inny popularny w Szczecinie aktor Wiesław Łągiewka. W zespole Pogotowia Teatralnego prawie od początku. Znany także jako Pan Rybka z telewizyjnego serialu o niesłyszących dzieciach "Zrozumieć świat". - Są ludzie, którzy patrzą na nas, na mnie z politowaniem. Że robię coś nie dla pieniędzy. Więc zazwyczaj odpowiadam, że w ten sposób spłacam dług. Bo w istocie tak jest - wyjaśnia Łągiewka. - Kiedy studiowałem w PWSTiF w Łodzi, byłem bardzo biedny. Ale miałem wspaniałego profesora Eugeniusza Szynkarskiego. Kiedy po śmierci mamy popadłem w jeszcze większe ubóstwo, on mnie wspomagał, dając pieniądze. I zawsze przy tym powtarzał: "Jak będziesz je miał, to oddaj komuś innemu. W taki czy inny sposób". I staram się oddawać. Ale czasem mam problem. Bo tak naprawdę

zastanawiam się czasem, kto komu daje. Pamiętam scenę sprzed lat, kiedy po spektaklu niewidomy chłopczyk zapytał, czy może podotykać wszystkich pluszowych postaci. Miał piękne wyobrażenie świata bajki. Bardzo mnie to poruszyło i wzbogaciło. A w tym roku byliśmy ze spektaklem w Szklarskiej Porębie. Na ulicy podszedł do mnie chłopiec z domu dziecka, w którym graliśmy. Wziął mnie za rękę i zapytał, czy może ze mną pójść. Ot tak, po prostu, przez kilka minut. I to była dla mnie największa zapłata. Ale ci, którzy pytają, ile z tego mamy, nigdy chyba tego nie pojmą.

PO CZTERECH LATACH TEATR ZNALAZŁ SIĘ w KRYZYSIE. Okazało się, że aktorzy nie mają pieniędzy na dekoracje, nowe kostiumy, ale przede wszystkim - na benzynę. Angażując się w Pogotowie Teatralne, Tomasz i inni aktorzy coraz mniej grali na miejscowych scenach. Rodzina Jankiewiczów popadła w długi, zaciągnęli więc u znajomych pożyczki. Ale trzeba je było w końcu spłacać. - I stało się to trochę przygnębiające, przykre - wspomina Tomasz. - Tym bardziej że wcale nierzadko zdarzały się sytuacje, kiedy niektórzy koledzy gdzieś na ucho pytali: "Tomek, no powiedz mi tak szczerze, co wy z tego macie? Bo coś musicie mieć. Bo żeby za darmo grać, to jest niemożliwe...". Odpowiadałem wtedy: "Stary, mamy radość, satysfakcję. Lubimy grać dla dzieci. Kiedy widzimy ich uśmiechnięte twarze, to nam daje napęd". Nie wierzyli i powtarzali swoje.

Do tej pory wiele osób nie wierzy, że można grać za darmo, że coś jeden drugiemu może dać w prezencie. Było wiele telefonów, kiedy zaczęły się ukazywać artykuły o nas w miejscowej prasie. Ludzie dzwonili z niedowierzaniem. Mówili: niemożliwe, aby ktoś w ciężkich czasach chciał grać za darmo. Dopiero kiedy przyjeżdżaliśmy i nie wystawialiśmy rachunku, słyszeliśmy, że to jest cud w obecnych czasach.

Bernadeta Komiago, aktorka popularnego programu telewizyjnego "Od niedzieli do niedzieli", w którym gra z Tomaszem Jankiewiczem, uważa, że więcej zyskuje od dzieci, niż im daje. - Przede wszystkim dzięki nim mam wewnętrzny spokój - podkreśla. - Owszem, bywało, że czasem w domu musiałam odreagować po grze w szpitalu. Płakałam. Ale dziś te dzieci dają mi siłę. Bo czymże są moje kłopoty wobec tego, co je spotkało? Czy nie bardziej one mnie pomagają niż ja im?

- Dzieci stawiają olbrzymie wymagania. Nie wystarczy gra. One muszą jeszcze czuć zaangażowanie emocjonalne. Szczególnie te z obciążeniami zdrowotnymi. Dzieci wyczują każdy fałsz. I to jest doskonała nauka aktorstwa - przyznaje Olga Adamska, absolwentka krakowskiej PWST, na co dzień w Teatrze Polskim w Szczecinie, a od lat w zespole Pogotowia. - Więc pytanie: kto co komu daje, jest bardzo zasadne.

Po czterech latach działalności teatru Joanna i Tomasz Jankiewiczowie postanowili założyć fundację Pogotowie Teatralne. By móc dalej działać bez dewastowania własnych budżetów domowych. Pomogli im w tym prawnicy: Andrzej Milczanowski i Rafał Chmura, którego aktorzy nazywają "nadwornym prawnikiem" Pogotowia. W cele fundacji wpisano nie tylko pozamedyczną terapię dla dzieci, lecz także zbieranie funduszy na pomoc dla tych pokrzywdzonych przez choroby czy inne wypadki losowe. I dzięki temu przed dwoma laty fundacja Pogotowie Teatralne wyposażyła małych pacjentów w szczecińskim szpitalu onkologicznym w telewizory, gry, kasety wideo z bajkami, książki. Zebrali również pieniądze na inteligentne protezy rąk dla kilkunastoletniego Marka. - Dziś już nasze Pogotowie jest znane w Szczecinie i województwie - informuje Tomasz Jankiewicz. - Bywa, że kiedy kupujemy w sklepach jakieś materiały scenograficzne, to dostajemy je za półdarmo. Ostatnio Dom Dziennego Pobytu Niesłyszących w Szczecinie podarował nam kilkadziesiąt pluszowych zwierzaków dla dzieci w szpitalach i domach dziecka. Kiedy już założyliśmy fundację, okazało się, że wiele osób chce nam pomóc w naszej działalności. Otrzymaliśmy środki od Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa w Szczecinie. Również od Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki. Pomogło nam miasto. I dzięki temu możemy jeździć do dzieciaków w całym województwie.

ZACZĘŁY SIĘ TEŻ POJAWIAĆ NAGRODY ZA PRACE ARTYSTYCZNĄ I CHARYTATYWNĄ. Między innymi w 2003 roku zespół Pogotowia został laureatem V edycji konkursu Pro Publico Bono za najlepszą inicjatywę obywatelską. Rok później Tomasz Jankiewicz został wyróżniony nagrodą Brzdąca przyznawaną przez dzieci z Pomorza Zachodniego.

Przed dwoma laty Pogotowie Teatralne zaczęło odwiedzać wioski popegeerowskie. Małe, zaniedbane, gdzie widzowie często po raz pierwszy mają okazję spotkania z "żywym" teatrem. Zarówno maluchy, jak i ich dziadkowie. Czasem na spektakle przychodzą całe wioski: matki z dziećmi przy piersi, młodzież, elegancko ubrani w garnitury i wieczorowe suknie. Bo idą do teatru. - Przed dwoma laty na spektaklu w Babinku były rodziny trzypokoleniowe - wspomina Tomasz. - Są cudowne chwile, kiedy przyjeżdżamy po południu do wioski. Sceneria powszechnie znana: kiepski asfalt, kurz albo błoto, puste pola. I nagle się okazuje, że już od rana czekają na nas przy drodze dzieci. I kiedy przyjeżdżamy, wyrywają sobie wszystkie nasze sprzęty. Koniecznie chcą nam pomagać. Być jak najbliżej nas, prawdziwych aktorów. A gramy w różnych miejscach. Na plebaniach i w małych wiejskich kościółkach, jak nie ma sali. Przed sklepem na podwórku. Zdarzyło się nawet, że graliśmy w barze, który na ten czas został zamknięty. Gospodynie wiejskie specjalnie przygotowały go na nasz przyjazd. A mężczyźni po spektaklu zadeklarowali, że gotowi są częściej rezygnować z baru. Bylebyśmy tylko częściej przyjeżdżali z teatrem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji