Artykuły

Sławomira Mrożka wspomina Bartosz Szydłowski

Podziwiałem go za to, że nie ulegał presjom z zewnątrz, np. modzie, by zbyt wiele mówić o własnej sztuce, by ją komentować, jak to dziś robi wielu artystów. Nie akceptował sytuacji, w której wszystko jest nieustannie komentowane. Nie chciał uczestniczyć w tym procesie. A przecież był to artysta, którego sztuki wystawiały teatry na całym świecie - Bartosz Szydłowski, reżyser i dyrektor Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie.

Po raz pierwszy odwiedził nas jeszcze w naszej poprzedniej siedzibie na ul. Paulińskiej na Kazimierzu. Przychodził dość często, kibicował, gdy byliśmy jeszcze jako teatr w embrionalnej formie - pamiętam, że kiedyś siedział na widowni w kożuchu, bo w zaadaptowanej na teatr piwnicy była bardzo niska temperatura.

Pewnego razu podszedł do mnie i zaproponował, byśmy zorganizowali jego 70. urodziny. To było po jego powrocie do Polski, wiedział, że będą chcieli mu urządzić huczne urodziny, że nie wywinie się od tego, wolał więc, by zrobił to taki teatr jak nasz, bez pompy właściwej np. jubileuszom w Teatrze Słowackiego. Przygotował nawet dla mnie specjalne pismo, w którym zapewniał, że to właśnie nam powierzył organizację imprezy. Postawiliśmy na kameralne spotkanie z jego przyjaciółmi. Chyba wypadło nieźle, skoro zlecił nam potem uczczenie 75. urodzin. Cieszył się wówczas z ustawionej na krakowskich Plantach wystawy z jego rysunkami. Z zachwytem patrzył jak oglądają ją dzieci.

Podziwiałem go za to, że nie ulegał presjom z zewnątrz, np. modzie, by zbyt wiele mówić o własnej sztuce, by ją komentować, jak to dziś robi wielu artystów. Nie akceptował sytuacji, w której wszystko jest nieustannie komentowane. Nie chciał uczestniczyć w tym procesie. A przecież był to artysta, którego sztuki wystawiały teatry na całym świecie. Bogactwo jego osobowości nie wyrażało się poprzez potoki słów. Jeden jego krótki komentarz potrafił ustawić jednak wszystko we właściwym miejscu. Wierzyłem mu. Spotkanie ze Sławomirem Mrożkiem traktuję jako dar od losu. Nie tylko dlatego, że przed laty to właśnie naszemu małemu wówczas i awangardowego teatrzykowi powierzył organizację swych urodzin.

On generalnie miał swój własny wewnętrzny rytm - przyjaźnił się np. z kolegami ze szkolnej ławy, jeden z nich - szewc bywał na jego urodzinach.

Gdy wystawialiśmy jego sztuki, nie ingerował w sposób interpretacji. Jedne z realizacji mu się podobały, do innych był bardziej sceptyczny, ale zostawiał reżyserowi wolność, akceptował cięcia tekstu, nawet radykalne, ważne było dla niego, by zachować rytm.

Jaki był? Jak każdy - raz dowcipny, raz refleksyjny. Lubił proste potrawy, proste rzeczy. Widać to w zapiskach dotyczących jego dzieciństwa - najsilniejsza emocjonalność związana jest w nich z prostymi doświadczeniami na poziomie smaku, zapachu potrawy, którą się jadło.

Łączyła mnie z nim potem prywatna znajomość i zażyłość, ale nie chcę teraz, w dniu jego śmierci opowiadać o tym. Nie zamierzam dołączać do chóru przyjaciół czy znawców Mrożka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji