Artykuły

"Wrogowie" we Wrocławiu

Jest coś symbolicznego w topografii kolejnych sztuk Gorkiego. "Mieszczanie" - obraz rozkładającej się od środka rodziny, szamoczącej się bezsilnie w kręgu przeżytych konwencji obyczajowych i socjalnych - rozgrywają swój dramat wśród czterech ścian zawalonego gratami, dusznego wnętrza drobnomieszczańskiego domu; "Na dnie", gdzie katastrofa, przerywająca ponurą monotonię bytowania wydziedziczonych, jest tylko zbrodnią, nie mogącą nic zasadniczo zmienić, która nic istotnego nie wyzwala - ramy sceniczne wykreśla nora nędzarzy i kwadracik podwórka. "Wrogowie" - pisani w 1906 r. - mają za teren zamożny ogród przed dworem ziemiańskim, sąsiadujący iż obszarem zajmowanym przez fabrykę. W miarę upływającego czasu, w którym dojrzewa rewolucja, Gorki przenosi akcję swych utworów z zaplecza wciąż bliżej linii frontu. Wrogowie zderzają się ze sobą bezpośrednio - "fabryka" wkracza na teren dworów i posiadłości prywatnych. I chociaż w sztuce zwycięstwo - krwawo zresztą okupione - odnoszą jeszcze posiadacze, nie ma już żadnych wątpliwości: "fabryka" zwycięży, piękny ogród i dom zmienią właścicieli, przejdą we władztwo Grekowców, Sincowów, Lewszynów, albo tyich, co po nich przyjdą.

Topograficzna linia podziału stanowi zarazem ostrą granicę dwu jawnie nieprzyjacielskich obozów. Konstrukcja ideologiczna "Wrogów" przekreśla wszelkie możliwości istnienia jakiegoś "no man's landu". Ludzie ,"od strony ogrodu", niezależnie od swych dyspozycji psychicznych, swych upodobań, sympatii, muszą się wyzbyć wszelkich złudzeń co do możliwości zajęcia przez siebie neutralnej pozycji. Parkan ograniczający ich posiadłości staje się - pewnego dnia ścianą barykady; - każde przejście poza nią przestaje być niewinnym spacerem i grozi bezpośrednim zetknięciem się z "wrogami" - jak tego doświadczają w I akcie dwie przedstawicielki obozu "posiadaczy". Mają przed sobą dwie tylko ewentualności: albo powrót do domu, który tymczasem przestał istnieć jako ich wyodrębniona, prywatna siedziba, lecz stał się twierdzą określonego, i autokratycznego porządku rzeczy; albo wyjście zeń i niepowrotne, bezapelacyjne przejście na drugą stronę barykady. W sztuce Gorkiego, spośród wszystkich zgromadzonych "po stronie ogrodu" osób - jawnych reakcjonistów, nędznych donosicieli, pseudoliberałów i nawet szczerych sympatyków postępu - na taki krok definitywny zdobędzie się zapewne tylko Nadia, siostrzenica właścicieli, nie bez powodu najmłodsza ze wszystkich mieszkańców dworu.

"Topografia", pomyślana jako punkt wyjścia do rozważań nad realizacją "Wrogów" we wrocławskim Teatrze Polskim, wynikła z faktu, że rozwiązanie tej właśnie sprawy budzi pewne niepokoje i zastrzeżenia w przedstawieniu, o poważnym poza tym i wyrównanym poziomie. Scenografia nie stanęła tym razem na wysokości zadania - w każdym razie nie w tym stopniu, do jakiego przyzwyczaił nas Aleksander Jędrzejewski, niewątpliwie jeden z bardziej utalentowanych i twórczych dekoratorów polskich. Ogród u Bardinów w dwóch pierwszych aktach i salon, w którym odbywa się śledztwo w akcie trzecim, nie mają żadnego wyraźnego oblicza; mogłyby stanowić mniej lub więcej poprawne tło dla każdej mieszczańskiej sztuki. A na tym właśnie polega specyfika twórczości Gorkiego, że jej elementy, zachowując zawsze ścisły realizm i "życiową" konkretność, wyrażają zarazem pewne prawdy nadrzędne, sugerują jakąś syntezę zjawisk. Scenografia wrocławska nawiązuje do tradycji rosyjskich inscenizacji "Wrogów" w punkcie najbardziej przebrzmiałym, to znaczy poprzez tendencje naturalistyczne; nie sugeruje się natomiast tym, co w tych tradycjach, a przede wszystkim w realizacji MCHATu - wydaje się słuszne i trafne z punktu widzenia głębszej analizy tekstu; to jest w takim uformowaniu przestrzeni scenicznej, które by ukazywało willę w ogrodzie, jako pewien przyczółek w walce. To, że drzewa w ogrodzie Bardiinów mają liście "jak żywe", albo że na tyłach domu leżą ."prawdziwe" kłody drzewne - to nie jest ważne; ważna byłaby natomiast ewokacja sąsiedztwa fabryki. Oczywiście nie chodzi o to, by fabryka została konkretnie ukazana: chodzi o nasze odczucie jej bliskości. Być może, że nie mielibyśmy wrażenia takiego niedosytu, gdyby nie wspomnienie świetnych dekoracji Jędrzejewskiego do granej niedawno na tejże scenie sztuki Ostrowskiego "I koń się potknie" - dekoracji niezwykle twórczych, wyrazistych, a przy tym oszczędnych i lakonicznych, tym bardziej uderzających w tak skłaniających się do naturalizmu ramach utworu Ostrowskiego.

Pewne zastrzeżenia budzi również decyzja - tak wybitnego skądinąd inscenizatora jak Jakub Rotbaum - rozbicia jedności miejsca dwu pierwszych aktów: u Gorkiego rozgrywają się one w tym samym punkcie - w ogrodzie od strony frontonu dworu. W spektaklu wrocławskim akt II przeniesiony został na stronę "oficyny", na tyły domu. Reżyser kierował się tutaj względem na prawdopodobieństwo życiowe, uważając że robotnicy, wyznaczeni do pilnowania domu po zabójstwie właściciela fabryki, nie mogliby tak swobodnie poruszać się w reprezentacyjnej części domu. Ale wydaje mi się, że takie przeniesienie akcji osłabia ów symboliczny akcent nadrzędny sztuki - to właśnie, co stanowi o randze dramaturgii Gorkiego.

Poza tymi zastrzeżeniami przedstawienie ma wysoką klasę. Reżyseria nadała mu tempo i rytm - nie tylko w wymiarze poszczególnych dialogów i scen ale w sensie ogólniejszym. - ów rytm wewnętrzny, który decyduje o idei utworu. Gra aktorska jest na ogół bardzo wyrównana, z kilku poważanymi osiągnięciami. Na pierwszym miejscu należałoby chyba tutaj postawić Józefa Pierackiego w roli Jakuba Bardina. Tę bardzo charakterystyczną dla danego środowiska i epoki postać inteligenta - humanisty, którego wszystkie przyrodzone dyspozycje serca i rozumu nie mogą ostać się wobec wszechwładnej inercji i bezsiły woli - Pieracki zarysowuje delikatnymi, subtelnymi kreskami, tworząc sylwetkę bardzo "czechowowską". Ładnie i wzruszająco wydobyty został konflikt osobisty - Męska Jakuba na płaszczyźnie jego stosunku do żony. Uderza również celność a zarazem dyskrecja środków aktorskich, ukazujących nieustanne zamroczenie alkoholem; Bardin Pierackiego nie jest nigdy bez reszty pijany, jest tylko w stanie ciągłego "rozluźnienia" i nadmiernego unerwienia, typowego dla kogoś, kto stale zagląda do kieliszka.

Interesująco poprowadziła swą rolę Janina Martynowska w roli aktorki Tatiany, żony Jakuba. Wydaje mi się, że Martynowska świadomie stworzyła swą Tatianę bardziej "pozytywnie" niż to miało miejsce w dotychczasowych wystawieniach "Wrogów". Przy tym ujęciu mamy do czynienia nie tyle z wybitną, trochę rozkapryszoną aktorką, która nią urlopie stworzyła jeszcze jedną kreację - tym razem "socjologiczną" - idę z poważną intelektualistką, idącą naprzeciw zagadnieniom społecznym nowej epoki, i właściwie już potencjalnie przygotowaną do ich przyjęcia. Niezależnie od merytorycznej oceny takiego stanowiska, uznać trzeba, że założenie to zostało przeprowadzone w roli konsekwentnie, z umiarem i kulturą środków aktorskich.

Przekonywającą postać współwłaściciela fabryki, pseudoliberała,, w gruncie całkowicie pozostającego w sieci instynktów masowych i swego przyrodzonego egoizmu - Zachara Bardina, daje Stanisław Igar, bardzo inteligentnie podkreślając nie tylko zakłamanie wewnętrzne, ale i chaos myślowy i bezradność intelektualną tego rozdeklamowanego pięknoducha. Sugestytwną sylwetkę jawnego czarnosecińca tworzy Artur Młodnicki (prokurator Mikołaj Skrobotow).

Duży walor wnosi do przedstawienia świeżo i twórczo potraktowana rola działacza rewolucyjnego, Sincowa. To, że ta postać, zarysowująca się w tekście sztuki raczej szkicowo, oddycha w spektaklu wrocławskim pełnią człowieczeństwa, że pozwala myśleć o sobie nie tylko jako o reprezentancie i nosicielu pewnych idei, ale jako o konkretnej i żywej indywidualności - to zasługa w pierwszym rzędzie świadomej koncepcji reżyserskiej, ale także i świadectwo pracy i możliwości zupełnie jeszcze młodego wykonawcy - Zbigniewa Wójcika. Osiągnięcie to nie tylko pomnaża ilość pozytywów aktorskich, ale w pewnym sensie decyduje o właściwych proporcjach ideologicznych przedstawienia. Również Tadeusz Skorulski jako robotnik Grekow tworzy żywą i ciepłą postać.

Młodziutka aktorka Irena Szymkiewicz wychodzi na ogół obronną ręką z trudności, piętrzących się w roli Nadi. Nie jest łatwo zagrać dziewczynę szczerą a egzaltowaną, naiwną a udręczoną wewnętrznymi sprzecznościami, spontaniczną, a pełną podświadomych niedomówień. Szymkiewiczówna ma dużo świeżości, podbija pewną czystością emocjonalną i wdziękiem; na osiągnięcie pełnej prostoty nie pozwalają jej jeszcze chwilami braki techniki - o paradoksy rzemiosła aktorskiego! - ale w sumie stwarza postać prawdziwą i przekonywającą. Tak więc w ogólnym rozrachunku pozytywy spektaklu zdecydowanie przeważają: "Wrogowie" na scenie wrocławskiej to dobre, poważne przedstawienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji