Artykuły

Małe co nieco z Szekspira

17. Festiwal Szekspirowskiego w Gdańsku ocenia Katarzyna Fryc z Gazety Wyborczej - Trójmiasto.

Gdyby nie upały na zewnątrz i straszna duchota na widowni, można by sądzić, że oglądaliśmy jesienne spektakle gdyńskiego Festiwalu Sztuk Współczesnych R@port. Podstawowy wniosek, jaki można wyciągnąć po obejrzeniu tegorocznych przedstawień, to ten, że prawdziwego Szekspira w sztukach szekspirowskich zostało już naprawdę niewiele. Małe co nieco.

- Szekspir zostawił nam alfabet, który my po upływie wieków układamy na nowo w słowa i znaczenia dla nas istotne - mówił Łukasz Drewniak, selekcjoner tegorocznego konkursu o nagrodę Złotego Yoricka za najlepszą szekspirowską inscenizację w minionym sezonie, wręczając ją Agacie Duda-Gracz za inscenizację "Każdy musi kiedyś umrzeć, Porcelanko" (na zdjęciu) w wykonaniu artystów Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie.

Spektakl ten, inspirowany wyjątkowo rzadko wystawianym dramatem "Troilus i Kresyda", jest znakomicie zainscenizowanym onirycznym widowiskiem z konfliktem między Grekami a Troją w tle, ale samej historii Troilusa i Kresydy jest w nim jak na lekarstwo.

To samo tyczy się innych spektakli, które widziałam, z których aż trzy inspirowane są krwawym i apokaliptycznym "Tytusem Andronikusem". Do Gdańska przywiozły je Narodowy Teatr Stary z Krakowa ("Anatomia Tytusa Fali of Rome" w reż. Wojtka Klemma), polsko-niemiecka koprodukcja Teatru Polskiego z Wrocławia i Staatschauspiel w Dreźnie ("Titus Andronicus" w reż. Jana Klaty) i "Na końcu łańcucha" w reżyserii Evy Rysovej Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie.

Z tych trzech najlepiej wypada wrocławski spektakl Jana Klaty, który decydując się na koprodukcję, postawił na dodatkowe znaczenie, wzbogacając antyczny dramat władzy o wątki współczesne, chwilami wyjątkowo zabawne, dotykające kwestii stereotypów i relacji polsko-niemieckich. Dwujęzyczność (aktorzy grają w ojczystych językach), odwołania do tragicznej historii obu narodów i współczesna estetyka, momentami świadomie brnąca w kicz i groteskę, w interpretacji Klaty znakomicie wpisują się w apokaliptyczną wizję świata zmierzającego w przepaść. Reżyser i jego wyśmienici aktorzy z obu teatrów przez 150 minut trzymają uwagę widzów na wodzy, prowadząc nas przez świat, w którym jedna zbrodnia pociąga za sobą kilka następnych. Mocna rzecz, pełna energii i napięcia. Dla mnie to był najmocniejszy tegoroczny tytuł i mój faworyt do statuetki Złotego Yoricka.

Niska zawartość Szekspira w jego najnowszych odczytaniach to nie zarzut. Na rzeczywistość trudno się obrażać. Widać w tym jakiś znak naszych czasów. Klasyczne historie są nam potrzebne tylko po to, byśmy mogli opowiedzieć je po swojemu, a przede wszystkim o sobie samych. O naszej brutalności, zdziczeniu, o tym, czym są dla nas stereotypy, rasizm, przemoc, homoerotyka. Jeśli to Szekspir jest iskrą do takich refleksji, to świetnie.

Na tym tle ogromną rzadkością są wierne duchowi Szekspira inscenizacje pełne wdzięku i lekkości, jak pokazany w Gdańsku gruziński spektakl "Jak wam się podoba" w wykonaniu artystów Kote Marjanisłwili State Drama Theatre z Tbilisi. Taka dawka finezji i klasy wykonania zdarza się we współczesnym teatrze coraz rzadziej. Gruzini udowodnili, że biorąc na warsztat klasyczną komedię, dodając do niej nawias w postaci scen z życia aktorskiej trupy i kładąc nacisk na elementy bukoliczne, nadal można być wiernym duchowi pierwowzoru. To dziś naprawdę nieczęste.

Tegoroczny festiwal z okrojonym budżetem (zaledwie 800 tys. zł) zaprezentował się widzom w wersji oszczędnościowej. Jak mówi prof. Jerzy Limon, dyrektor artystyczny festiwalu, ze względu na koszta nie przyjechało do nas wiele ważnych przedstawień. Powiedziałabym także, że również na kształcie niektórych zaprezentowanych sztuk zaważył brak pieniędzy. Mam na myśli performance "Ofelie. Ikonografia szaleństwa", w którym dziewięć aktorek odtwarzało finałową scenę szaleństwa z "Hamleta" (wśród nich gdańskie akcenty: Krystyna Łubieńska i Marta Kalmus-Jankowska). Ale ponieważ grały bez nagłośnienia i na terenie budowy Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego, widzowie siedzący w tylnych rzędach niewiele widzieli i niewiele słyszeli. Goście zagraniczni wychodzili po kilku minutach, bo o tłumaczenie na język angielski nikt nie zadbał.

Za rok Gdański Teatr Szekspirowski ma być gotowy i w jego murach ma odbywać się spora część festiwalowych przedstawień. Jak będzie wyglądać kwestia finansowania teatru, jeszcze nie wiadomo. Prof. Limon liczy na środki samorządowe, z Ministerstwa Kultury i od sponsorów. Już teraz trzeba rozmawiać o odpowiednim budżecie, który pozwoli zbudować mocny zespół artystyczny i spójny, rozpoznawalny repertuar. Tak aby Gdański Teatr Szekspirowski był najnowocześniejszą sceną w kraju nie tylko pod względem technicznych możliwości

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji