Artykuły

"Miałeś odegrać rolę Brutusa"

DEKABRYSTA - Michał Łunin - aresztowany w Warszawie 9 kwietnia 1826 roku wyrokiem Najwyższego Sądu Kryminalnego zaliczony został do więźniów II kategorii, czyli tych, których skazano na śmierć polityczną z dożywotnim zesłaniem na katorżnicze roboty. Ponowne aresztowanie w roku 1845 kończy się wyrokiem śmierci. Protokół z tego wydarzenia mówi o śmierci na apopleksje - tak "delikatnie" określano wówczas uduszenie przez dwóch oprawców.

Na dotychczasowej scenie kilka rzędów twardych, niewygodnych i wręcz brzydkich zielonych krzeseł. Na dotychczasowej widowni zaś - ciemność. Przypomina się "Śmierć w starych dekoracjach" zrealizowana swego czasu przez Jerzego Grzegorzewskiego. Czy ten sam zamysł sytuacyjny jest przypadkowy? Jaką więc rolę przeznaczono w tym widowisku nam, widzom? Aktorów, świadków czy... sędziów? A może współwinnych, współodpowiedzialnych za śmierć takich ludzi, jak Pestel, Rylejew, Łunin?

W zupełnej ciemności z taśmy rozlega się monodyczne murmurando cerkiewnego chóru elektryzuje wszystkich ostry głos dobiegający gdzieś ze sceny. Światła powoli, jakby niechętnie, wydobywają z czerni postacie, plany. W tle stół, porucznik Grigoriew i pisarz więzienny. Z przodu barłóg-katafalk, na którym w strzępach futra siedzi skulona postać. "W moim grobie..." - zaczyna Łunin. Aktor siedzi twarzą w twarz z widzami. Wzajemnie słyszymy swój oddech... Napięcie wzrasta.

Trwa ta tragiczna opowieść o ostatnich godzinach życia Michała Łunina. Przez scenę przewijają się mieszkańcy więzienia Akatuj, zjawy nawiedzające Łunina w celi. Łunin pisze, wspomina, rozmawia, umiera. Nie ma w tym tekście w zasadzie nic oryginalnego, powtarzają się znane motywy, znane chwyty teatralne, a tym samym i znane zabiegi inscenizacyjne. Chwilami denerwuje wręcz statyka scen, nużą słowa, drażni niedookreślenie postaci (np. zbyt majestatyczna i jednakowa Natalia i Maria w wykonaniu Anny Koławskiej; nie wiadomo, czy są to dwie kobiety z życia Łunina, czy jedynie symbol kobiety), niejasność paraleli, jej niedopowiedzenia (np. wspomniane już odwrócenie funkcji scena-widownia czy problem Kubuś-Łunin), dodatki nie mające swych konsekwencji teatralnych czy dramaturgicznych (np. walenie w drzwi przez Księdza, strzał za sceną po wyjściu Zawaliszyna).

Gdy Grigoriew odczytuje Łuninowi wyrok śmierci, w głębi, za sceną Marfa ,,tłamsi się" z pisarzem. Namiętność i śmierć... obie w tym miejscu jednako wstrętne i nieludzkie. A może właśnie ludzkie?... Niezwykle dramatyczna, ekspresyjna jest scena spotkania Łunina z dwójką oprawców. Łunin długo i w skupieniu ogląda ich kwadratowe dłonie, sprawdza siłę w pojedynku "na rękę", który zresztą przegrywa. "Chciałeś odegrać rolę Brutusa, a przeznaczono ci role kozła ofiarnego..." Owo przeznaczenie, to Kubusiowe "zapisane w górze". Bóg? - nie, tu w górze, na balkonie stoi car. Pan ze swoim sługą, car z oficerem. Jak sługa tak i oficer są mądrzejsi od pana. Kubuś Pana bawi, za niego myśli, za niego nadstawia karku, aż i tu kończy się Kubuś - staje się pretendentem do roli Brutusa. Kubuś - Brutus - Łunin metamorfoza niedopełnień, każdemu jej stadium czegoś brak, ale śmierć Kubusia Fatalisty i śmierć Łunina kryją w sobie zalążek nadziei na przyszłość.

Konwencja zbliżenia aktorów i widzów zastosowana w przedstawieniu wymagała określonych środków aktorskich. Toteż aktorzy wyposażyli swych bohaterów przede wszystkim w "zwyczajność". Car Bogusława Danielewskiego nie stroi się w monarsze pozy, jest symbolem cara i caratu. Zawaliszyn - Bogdan Koca - mały, tchórzliwy młodzik, który nie sprostał swej roli, całą agresję, nienawiść wylewa na tych, którzy mieli tyle siły, by nie zdradzić. Właśnie przez nich, przez takich jak Pestel czy Łunin, Zawaliszyn czuje się nikczemny. Michałem Łuninem był Andrzej Hrydzewicz.

Na nim spoczywał cały ciężar spektaklu, on utrzymywał jego tempo i napięcie. Czas, postacie, które przychodzą i odchodzą, cała zasada kompozycji ogniskuje się wokół niego. Łunin i car. Łunin i Rosja. Łunin i świat. Nie czeka na Wielką Ideę, nie jest heroiczny ani tragiczny. Teraz, tu przed nami, chce ostatnie godziny życia przeżyć w skupieniu zatapiając się we wspomnienia, zatrzymując przed oczami ulotne chwile z przeszłości. Na końcu nie sili się na żadną wielką mowę, żaden wykrzyknik. Pogrąża się w ciemność trzymany rękami za gardło przez sprawnych katorżników.

Zastanawiam się, co w wymowie spektaklu, jego symbolice zmieniłoby pozostawienie przez reżysera - Piotra Paradowskiego - sceny i widowni na swoich miejscach? Czy była to próba przekonania nas, że "cały świat jest sceną", a my aktorami, którzy odgrywają lepiej lub gorzej to, co "zapisane w górze"? Na scenie świata zachodzą ważne wydarzenia, a my siedząc - tylko sobie patrzymy? Czy... może gramy? Ale co gramy?

Zabrakło mocniejszego teatralnie uzasadnienia koncepcji. Łunin i Kubuś Fatalista - te dekoracje już umarły czy... odżyły wchodząc na widownię... Niepokój niesiony przez spektakl wzmogła ascetyczność scenografii Urszuli Kenar, która całość rozwiązała głównie przy pomocy czerni, bieli i kilku akcentów kolorystycznych w kostiumach, dominującym elementem czyniąc ów barłóg - katafalk w pustej przestrzeni.

Edward Radziński: "Łunin, czyli śmierć Kubusia Fatalisty". Przekład: Grażyna Strumiłło-Miłosz. Reżyseria: Piotr Paradowski. Scenografia: Urszula Kenar. Muzyka: Bogusław Klimsa. Teatr Polski - Scena Kameralna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji