Artykuły

Biedni ludzie

To był wieczór dwóch debiu­tów. Po raz pierwszy została zapre­zentowana publiczności nowa scena Starego Teatru. Scena ta, mieszcząca się w piwnicach do­mu przy ulicy Sławkowskiej 14 jest wprawdzie bardzo mała, ale jak wiadomo... piwniczny klimat krakowskiego podziemia służy sztuce (Piwnica pod Baranami, Krzysztofory...), tak więc może­my się spodziewać, że zespół Starego Teatru wykorzysta duże możliwości swojej małej sceny.

Debiutowała więc nowa scena, a wraz z nią młody reżyser Ta­deusz Bradecki. Dotychczas zna­ny był on szerzej publiczności jako aktor (grający np. w filmie K. Zanussiego "Constans" czy w "Łgarzu", sztuce z aktualnego repertuaru Teatru Kameralnego). Obecnie jest Bradecki także stu­dentem III roku reżyserii w PWST. Dopiero studentem! Tym bardziej zdumiewa jego dojrza­łość, sprawność reżyserska i do­bry warsztat. Cieszy bogata in­wencja, świeżość i dobry smak. Zasługuje na uznanie staranne dopracowanie detali.

Przedstawieniem, które rozpo­częło działalność nowej sceny, była powieść Fiodora Dostojewskiego "Biedni ludzie" w adap­tacji Tadeusza Bradeckiego.

Był rok 1846, kiedy 25-letni Dostojewski ogłosił drukiem "Biednych ludzi" w "Almanachu Petersburskim" wydawanym przez swego rówieśnika i kolegę poetę Nikołaja Niekrasowa. W trzy lata później Dostojewski wraz z innymi działaczami gru­py Pietraszewskiego będzie are­sztowany i skazany na rozstrzelanie. Już na miejscu straceń car Mikołaj I zamieni karę śmierci na katorgę. A dopiero w ok. 20 lat później powstaną najwybit­niejsze dzieła genialnego pisarza: "Zbrodnia i kara", "Idiota", "Biesy" i "Bracia Karamazow". "Biedni ludzie" zaś reprezentu­ją wczesny tzw. gogolowski okres twórczości Dostojewskiego. Brak tu jeszcze charakterystycz­nego klimatu późniejszych po­wieści, choć oczywiście odnajdu­je się zapowiedź genialnej umie­jętności oscylowania między bez­litosnym szyderstwem i targającą serce tkliwością, między mro­cznymi emocjami nie do poskro­mienia i przekorną drwiną.

Ta pierwsza powieść Dostoje­wskiego to seria wzruszających i pięknych listów pisanych przez dwoje oddanych i kochających się gorąco platoniczną miłością ludzi: ubogiego urzędniczyny Makarego Diewuszkina i równie jak on ubogiej sieroty Warwary Dobrosiełowej. Historia ta jest co prawda bardzo rozrzewniają­ca, ale w jej scenicznym przed­stawieniu, bardzo łatwo o banał i pretensjonalność. Tego jednak reżyser uniknął zupełnie m.in. dzięki szczęśliwemu pomysłowi ujęcia łzawej korespondencji w cudzysłów: Bradecki zamknął bohaterów powieści Dostojewskiego w jarmarcznym teatrzyku na wozie. Izdebki Warwary i Makarego, w których piszą oni do siebie wzajemnie listy, mieszczą się w dwóch częściach kolorowego wozu wędrownej trupy aktorskiej. Aktorów jest czworo. Dwoje z nich (Magda Jarosz i Kazimierz Borowiec), niczym posłuszne lalki, odgrywają kolejne sceny pisania listów. Dwaj inni (Marek Litewka i Jacek Roma­nowski) prezentują, komentują i uzupełniają historię z owych li­stów odtworzoną.

Tekst Dostojewskiego jest sta­tyczny. Życie Warwary i Maka­rego posuwa się naprzód małymi kroczkami. Powoli mijają blade, jednakowe dni wypełnione bła­hymi zdarzeniami, gorzkim smu­tkiem i nikłymi jak iskierki ra­dościami. Jakże łatwo o nudę w teatrze, w którym nic ponadto znaleźć nie można! Ale tu znów działa zasadniczy pomysł adap­tacji Bradeckiego: komentarze i żarty dwóch "prezenterów" jar­marcznego teatrzyku rozbijają jednostajny rytm głównego, "ko­respondencyjnego" wątku.

Znaczącą częścią komentarzy tychże prezenterów (poza bezpo­średnimi zapowiedziami kolej­nych listów, odczytaniem fragmentów pamiętnika Warwary, ilustrowanych prześmiesznymi rysunkami Urszuli Kenar w sty­lu jarmarczno-makatkowym, oraz parodystycznym... odegraniem kilku stron powieści niejakiego Ratazjajewa, przyjaciela Makare­go) są pieśni: trafnie dobrane wiersze Niekrasowa (tego same­go, który wydał Dostojewskiemu "Biednych ludzi") wsparte świe­tną, stylową muzyką Stanisława Radwana (i bardzo muzykalnym wykonaniem!) pogłębiają spektakl tworząc nastrojowe tło.

Myślą przewodnią, a zarazem rodzajem pretekstu do takiej właśnie, a nie innej adaptacji "Biednych ludzi" jest taki oto fragment wiersza Niekrasowa (przekł. T. Nyczka):

"Muzo, choć życie to teatr

czysty.

Tylko w teatrze usłyszysz

śmiech".

I owszem. Rzeczywistość z li­stów "Biednych ludzi" jest ogro­mnie smutna. Ale ustawiona na jarmarcznej scenie, staje się groteską. Nie odbiera jej to przy tym wcale lirycznego uroku co jest zasługą dobrej i pełnej wy­razu gry aktorów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji