Trochę daliśmy się zwariować
Rynek się zmienił - mówi Jacek Wójcicki, aktor i pieśniarz, w rozmowie z Pauliną Zgrzebnicką. - Ogromna w tym rola telewizji, która kreuje popularność. I to ona stworzyła wizerunek gwiazdy pląsającej, mizdrzącej się, przymilającej do publiczności... Chodzi już nie o talent, ale o samą popularność.
- Ostatnio coś pana nie widać...
- Rynek się zmienił. Ogromna w tym rola telewizji, która kreuje popularność. I to ona stworzyła wizerunek gwiazdy pląsającej, mizdrzącej się, przymilającej do publiczności... Chodzi już nie o talent, ale o samą popularność. Sukces stał się miarą talentu. A ludzie wierzą w to, co widzą.
- Pan mówi o tym z goryczą.
- Nie, ale trochę daliśmy się zwariować. Kiedyś sytuacja ekonomiczna nie miała takiego przełożenia na pozycję artysty Ale, z drugiej strony - tacy są artyści, jakich publiczność sobie wybierze. Głośne badziewie zawsze się przebije na górę.
- A może pana zniknięcie wynika z tego, że nie ma pan już o czym śpiewać. Wcześniej był pan kojarzony z opozycją. Chodzi o piosenki, które oddawały klimat protestów wobec władzy i ustroju PRL; na przykład "Światełko w tunelu", "Modlitwa
o wschodzie słońca" czy "Miejcie nadzieję"?
- Ale tamtego to już nie ma po co śpiewać! Te patriotyczne teksty, te pieśni "przeciwko" - to już minęło; wtedy i dziś - to dwa różne światy. Teraz mój repertuar jest zrozumiały dla każdego, niezależnie od miejsca zamieszkania. I to dobrze. Już nie ma po co epatować historią, choć wielu jeszcze się tego domaga.
- Tęskni pan za tamtą przeszłością?
- To przecież była moja młodość, a to dla każdego najpiękniejszy okres! Niezależnie od okoliczności. Wtedy czuliśmy taką niezwykłą więź, czekaliśmy
na zmiany, mieliśmy tyle nadziei! To, co teraz mamy, sami wybraliśmy.
- Ciężko było się panu odnaleźć w nowej rzeczywistości?
- No właśnie, tak się zdarzyło, że ja tę rynkową, kapitalistyczną rzeczywistość trochę wyprzedziłem. Całkiem zresztą przypadkiem - pracowałem już kilka lat w teatrze i zacząłem się bać, że sczeznę w świecie, który był uporządkowany między pogwarkami w bufecie, a wieczorną wódką. I zwolniłem się. Był rok 1986, ja bez etatu, bez pieniędzy. Tak zostałem prywaciarzem. A gdy przyszło nowe, dla mnie tak bardzo nowe nie było.
- A ciężko było podjąć decyzję o występie w reklamie?
- Wcale nie tak bardzo. Przecież aktor to człowiek do wynajęcia. I ja właśnie się wynająłem, dałem ciało... czy może raczej glos. A poza tym - zawsze lubiłem śpiewać.
Rozmawiała: Paulina Zgrzebnicka
Jacek Wójcicki - urodził się w 1960 roku w Krakowie, tam też skończy! Państwową Wyższa Szkołę Teatralną. Od 1982 roku był aktorem Teatru Słowackiego w Krakowie. W 1981 roku związał się z Piwnicą pod Baranami; na początku grał wyłącznie krótkie scenki i nie pozwalano mu śpiewać. Szybko jednak zaistniał w masowej świadomości. Popularność przyniosła mu rola Świra w filmie Magdaleny Łazarkiewicz "Ostatni dzwonek". Ten film przyczynił się do ukształtowania wizerunku Jacka Wójcickiego jako zaangażowanego w walkę z systemem. Jacek Wójcicki nagrał dotąd 2 płyty.