Artykuły

Konkursy to często fikcja

Konkursy są fikcją nie tylko w kulturze. Jak pokazuje nowy raport NIK, procedury wyłaniania kandydatów na stanowiska urzędnicze w samorządach nie spełniają standardów przejrzystości i merytoryczności - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.

Przez wiele lat broniłem konkursów w instytucjach kultury, uważałem, że tylko otwarta procedura konkursowa może być alternatywą dla arbitralnych i nieprzejrzystych decyzji urzędników, które narobiły wiele szkód w polskiej kulturze. Jednak ostatnio mam w ręku coraz mniej argumentów. Bo coraz częściej konkursy są fikcją, zwycięzcy dawno są znani, a cała procedura ma na celu tylko uzasadnienie podjętej już decyzji.

Najbardziej skandalicznym przypadkiem był zeszłoroczny konkurs na szefa Warszawskiej Opery Kameralnej, który jeden z komentatorów porównał do wyborów prezydenta Białorusi. Kryteria formalne ustawiono tak, że w przedbiegach odpadli menedżerowie z takich instytucji jak Teatr Wielki w Poznaniu czy Narodowy Instytut Fryderyka Chopina. Mało brakowało, a na placu boju zostałby tylko kandydat mazowieckiego urzędu marszałkowskiego Jerzy Lach, były dyrektor wydziału kultury. Dla zachowania pozorów do drugiej tury dopuszczono zastępcę dyrektora WOK, ale dyrektorem został Lach.

Zawężanie kryteriów stażu pracy i wykształcenia pod konkretnego kandydata, ogłaszanie konkursów w ostatniej chwili z krótkim terminem zgłoszeń - to tylko niektóre ze stosowanych chwytów. Nawet w przypadku prawidłowo przeprowadzonych konkursów wynik jest często znany z góry - o tym, że Robert Talarczyk zostanie szefem Teatru Śląskiego w Katowicach, środowisko wiedziało, zanim jeszcze pojawiło się ogłoszenie o konkursie. W części instytucji konkurs jest obligatoryjny, co rodzi absurdy: nawet jeśli samorząd jest zadowolony z dyrektora i chce przedłużyć mu kadencję, musi i tak ogłosić konkurs. Oczywiście, są też konkursy, w których szanse kandydatów są wyrównane - taki był konkurs na dyrektora Teatru im. Węgierki w Białymstoku, który wyłonił Agnieszkę Korytkowską -Mazur. To jednak wyjątki.

Ostatnio do konkursu na dyrektora Teatru im. Fredry w Gnieźnie stanęło 12 kandydatów, wygrała Magda Grudzińska, kuratorka teatralna, dyrektorka festiwalu Reminiscencje w Krakowie. Marszałek wielkopolski Marek Woźniak zignorował jednak werdykt i poparł Joannę Nowak, zastępczynię dyrektora poznańskiego Teatru Polskiego. Ma do tego prawo, zgodnie z ustawą komisje konkursowe wskazują bowiem nie dyrektorów, ale kandydatów, poza tym różnica między kandydatkami wynosiła tylko dwa punkty.

We wszystkich tych przypadkach prawo nie zostało przekroczone, protokoły z kolejnych etapów kwalifikacyjnych wiszą na stronach urzędów, przedstawiciele związków zawodowych, organizacji twórczych, Ministerstwa Kultury mają swój głos w komisjach. Wzrasta tylko poczucie, że nie wygrywają najlepsi specjaliści na rynku. Wielu poważnych kandydatów nie bierze udziału w konkursach, bo są przekonani, że kryteria merytoryczne mają drugorzędne znaczenie.

Konkursy są fikcją nie tylko w kulturze. Jak pokazuje nowy raport NIK, procedury wyłaniania kandydatów na stanowiska urzędnicze w samorządach nie spełniają standardów przejrzystości i merytoryczności. Urzędnicy nie publikują ogłoszeń o konkursach, w związku z czym startują w nich tylko wtajemniczeni, wyników nie umieszcza się w Biuletynie Informacji Publicznej, wygrywają osoby, które nie osiągnęły najwyższej punktacji: w mazowieckim urzędzie marszałkowskim komisja rekomendowała na stanowisko referenta kandydata, który zajął ósme miejsce! Dobrym testem dla tej procedury będzie ogłoszony w tym tygodniu konkurs na dyrektora biura kultury w Warszawie, z którym środowiska twórcze wiążą nadzieje na zmiany.

Czy jest alternatywa dla konkursów? Krytycy tej procedury jako model do naśladowania wskazują rekrutację w biznesie. Werbunkiem prezesów zarządów wielkich spółek i korporacji zajmują się firmy headhunterskie, które wspólnie z właścicielem tworzą profil idealnego kandydata, a następnie poszukują go na rynku. Ostateczną decyzję podejmuje właściciel, ale udział zewnętrznych ekspertów gwarantuje merytoryczny charakter kwalifikacji. Ale to jest kosztowne, poza tym nie ma na polskim rynku firm z doświadczeniem w rekrutacji dla sektora kultury.

Co pozostaje? Zmiana prawa? Poszerzenie składu komisji o ekspertów zewnętrznych? Konkursy zamknięte dla wybranych kandydatów? Liczenie na oświeconych urzędników, którzy będą wybierać dyrektorów w zgodzie z interesem kultury, a nie tylko własnym?

Trzeba szukać odpowiedzi, bo od tego, kto pokieruje instytucjami, zależy przyszłość polskiej kultury.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji