Artykuły

Pogrzeb z przytupem

Sztuka Bohdana Drozdow­skiego "Kondukt" stała się głośna dzięki procesowi o plagiat, o co oskarżał młode­go wówczas dramaturga reporter "Polityki" Ryszard Kapu­ściński. Serie artykułów, felietony, wyjaśnienia, czy można nazwać kradzieżą literacką przeniesienie podobnej sytua­cji do innego zupełnie gatun­ku - nie pozwalały po prostu oceniać wartości tego utworu. Obecnie spory wygasły, wiele osób nawet nie pamięta tam­tego skandalu. Można przeto oglądać spektakl bez żadnych uprzedzeń czy też nadmiernie przychylnej stronniczości.

Można stwierdzić, że jest to zręcznie bardzo napisany dramat o dużym zacięciu publicystycznym i wyraźnych ciągo­tach ku grotesce. Zwłaszcza w doprowadzaniu realistycz­nych pozornie dialogów - do ich ostatecznego absurdu. Szczególnie narzuca się to podobieństwo przy rozmo­wach owych dwóch jurnych parobczaków, którzy zaciągnę­li się do górnictwa, do miasta, które jest dla nich jednoznaczne z piciem, rozpustą i odkładaniem pieniędzy na moto­cykl. Składają sobie przysię­gę, że razem, wspierając się nawzajem - ocalą swój ho­nor wiejski, nie dadzą się. Z tą charakterystyczną, cho­ciaż nie formułowaną wprost odpowiedzią na wszystko: iii-tam...

Wędrówka przez las z trum­ną zabitego kolegi, którą nio­są oprócz jego dwóch wiej­skich rówieśników karykatu­ralny sekretarz partii i sympatyczny inżynier, w towarzy­stwie szofera i przypadkowo podwożonej dziewczyny - staje się okazją dla Bohdana Drozdowskiego do satyrycznie zarysowanych portretów. Do utrwalenia schematycznych wyobrażeń o konfliktach pomię­dzy przedstawicielami wsi, in­teligencją i miejskim proleta­riatem w osobie cwaniackiego szofera. Trafność w doborze obiegowego słownictwa, typo­wych sytuacji, obnażanie pu­sto brzmiących, wytartych frazesów wraz z wyraźnie kome­diową grą aktorów - sprawia ją, że widz doskonale się ba­wi. Zupełnie jak przy czyta­niu humoreski. Umyka mu właściwie sens tej satyry, jej społeczna wymowa, śmieje się z oddzielnych komicznych zdarzeń, powiedzeń. Nie wiem, czy właśnie o to chodziło re­żyserowi Jerzemu Krasow­skiemu. Zresztą nad każdą chyba koncepcją zaciążyłaby oso­bowość Wojciecha Siemiona, który tutaj jako sekretarz rozbudowuje swoją rolę filmową personalnego z ,,Zezowatego szczęścia". Jego znakomitym partnerem jest spokojny i na­turalny Artur Młodnicki, o imponującej sylwetce!

Bardzo dobrze gra swoją ro­lę pana kierowcy Witold Pyr­kosz, stwarza wiarygodną zu­pełnie sylwetkę przebiegłego, dowcipnego wyjadacza z wiel­komiejskich przedmieść. Jest kapitalnym kontrastem dla Ryszarda Kotysa i Ferdynan­da Matysika, bez zarzutu wywiązujących się z trudnej roli, także językowo, groteskowych chłopków. Najsłabsza jest chyba Maria Gdowska, zmuszona grać młodą dziew­czynę wiejską, uwiedzioną gdzieś tam w brzydkim mie­ście. Zdzisław Karczewski jako sołtys niezbyt dużo ma kwe­stii, ale uczynił wszystko, co mógł, żebyśmy za jego pośrednictwem dowiedzieli się, jak to wieś rzekomo czeka na swojego zabitego bohatera: Scenografia Krystyny Zachwatowicz - dosłowna. I dobrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji