Artykuły

Rialto czyli teatr

"Rialto znaczy most" w reż. Mirosława Neinerta w kinoteatrze Rialto. Pisze Aleksandra Czapla w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Powiedzmy wprost: wielkiej sztuki, dramatycznych uniesień i tragicznych bohaterów nie było. Był za to wieczór pełen szlagierów. Sentymentalna podróż, wyjątkowa szczególnie dla tej części publiczności, która pamięta czasy, gdy do Rialta chadzała w bistorowych koszulach. Artyści pod wodzą Mirosława Neinerta z pełną świadomością zaserwowali muzyczny kolaż z odrobiną estradowego kiczu, opowiadając historię kina Rialto od 1912 roku po festiwale filmów radzieckich lat osiemdziesiątych.

Wśród muzycznych hitów nie zabrakło "Miłości, która ci wszystko wybaczy" Ordonki (Maria Meyer), "Brunetek, blondynek..." Kiepury (w prawie tenorowym wykonaniu Dariusza Niebudka), Ewy Leśniak jako Marleny Dietrich czy niemieckich piosenek z filmów z lat trzydziestych, którymi publiczność czarowała Ruta Kubac. Całość poprzetykano obrazami filmowymi, urywkami dokumentów oraz zgrabnie spreparowanymi historiami pół żartem, pół serio (m.in. rzecz o tym, jak Fidel Castro zasnął na seansie w rzędzie szóstym lub dlaczego nie powstała spółka Korfanty - Goldwyn Mayer).

"Rialto znaczy most - czyli subiektywna historia najwytworniejszego kinematografu wyśpiewana przez najznamienitszych śląskich aktorów" to propozycja dla tych, którzy nie wstydzą się przyznać, że kochają sentymentalne piosenki. To repertuarowy sygnał, że Rialto to już nie tylko kino, ale i przestrzeń otwarta dla teatru. Tego z przymrużeniem oka, zabawnego, kabaretowego, ale i niewykluczone, że w przyszłości bardziej wyrafinowanego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji