Artykuły

Górna Austria

Po telewizyjnych studiach i kuluarach krążą podobno znużeni reżyserzy w autoiro­nicznej tonacji powtarzając, że teatr TV nie ma się już gdzie rozwijać. A skoro tak, niech zatem stoi w miejscu i dba jedynie o per­fekcję wykonawstwa. Nieszczęścia nie będzie, jeśli zważymy, że zarówno zasięg teatru TV, jak i potrzeby nowych dorastających pokoleń telewidzów uzasadniają pewien umiarkowany poziom aspiracji twórczych na tym polu. Do­brze zrealizowana klasyka i choćby tylko kon­wencjonalna w formie i nie za ostra w myślo­wych konstatacjach literatura współczesna, wy­dają się wystarczającym programem dla "sce­ny", która w naszym życiu społecznym spełnia różnorakie funkcje. Zastępuje m.in. instytucję teatru młodego widza (przynajmniej dla mło­dzieży zamieszkałej poza wielkimi ośrodkami). A teatr powszechny? Ileż było jego definicji, ileż wspaniałych prób krótkiego, niestety, żywo­ta. Wszystkie te teatry z mniej lub bardziej udanymi rezultatami są zastępowane właśnie przez telewizyjne widowiska dramatyczne. Oczy­wiście w stopniu, jaki dopuszcza odmienny od scenicznego rodzaj warsztatu i organizacji pra­cy. Miniony sezon, który w kronikarskich za­pisach wiązać się będzie z osobą Jerzego Ant­czaka, niedawnego dyrektora teatru TV, wzbo­gacił doświadczenia w tym zakresie o kilka no­wych prób. Szerzej niż kiedykolwiek przedtem usiłowano spożytkować środki filmowe. W tym kierunku poszukiwań wyłoniły się jakby dwa nurty: filmy o charakterze widowiskowym, oparte na scenariuszach poetyckich i skromniej­sze w efektach, ale za to o trwalszym skutku, realizacje klasyki dramaturgicznej, jak "Ich czworo" w reżyserii Tomasza Zygadły. Ostatnia bodaj z Antczakowego portfela to ekranizacja dramatu współczesnego pisarza zachodnioniemieckiego zrealizowana przez Stanisława Róże­wicza. Prościutka i bezpretensjonalna sztuka Kroetza skłania do refleksji na temat pojmo­wania zadań sztuki współczesnej. Bawarczyk z pochodzenia, Franz Xaver Kroetz, należący do najpopularniejszych dziś dramaturgów nie­mieckiego obszaru językowego, nie waha się swoich - jakbyśmy to po naszemu powiedzieli - publicystycznych tez wyrażać w sztuce zbudo­wanej wedle skromniutkich wzorów zapisu reali­stycznego. I co znamienne, pisarz nie odczuwa żadnego kompleksu, że do rangi tematu literackiego podnosi problemy małe, banalne, codzien­ne, znaczące jednak w sferze elementarnego ko­deksu etycznego.

Oto młode robotnicze małżeństwo musi podjąć de­cyzję, czy może sobie pozwolić na dziecko, skoro po rezygnacji z wszelkich przyjemności typu: samochód, telewizor kolorowy, pozostaje im z pensji 330 marek na utrzymanie i ubranie. Domyślamy się, że to bar­dzo mało, z tym większą więc sympatią odnosimy się do ujmującej kobiecym ciepłem, wyrozumiałością i optymizmem Annie. Wprawdzie własny mąż nie szczędzi jej epitetów, twierdząc, że jest głupia, bo nie umie liczyć do trzech i stąd wywodzi się jej optymizm. Ale bohaterka "Górnej Austrii" podoba nam się naprawdę, mimo swojego malutkiego for­matu. Annie marzy o podróży do Wiednia! (400 km od jej miejsca zamieszkania), studiuje reklamy w ko­lorowym magazynie, emocjonuje się doniesieniami kroniki sądowej, wykształcenie ma oczywiście nie­wielkie. Jest więc najklasyczniejszym materiałem na typową "kurę domową", a jednak to ona przecież ocali życie swego przyszłego dziecka. W tej naiwnej kobiecie jest coś z lepszej prawdy życia. Z analizy stereotypów zachowań ludzkich wyłania się w sztuce wartościująca refleksja nad codziennością, jakaś pró­ba znalezienia zatraconej skali wartości.

Nasza telewizja wyjątkowo starannie potrak­towała prapremierę Kroetza na małym ekranie. Reżyserię powierzono Stanisławowi Różewiczo­wi, który sztuką niemieckiego pisarza zadebiu­tował jako reżyser teatru TV. Twórca ten we wszystkich niemal swoich filmach dowiódł, że interesuje go moralny aspekt życia współczesne­go i w tym scenariuszu z kręgu pedagogiki spo­łecznej nie odkrywczym w formie ani nowator­skim myślowo, znalazł jednak materiał, który wyposażył w pewną skalę ekspresji. Sztuka uzu­pełniona trafnym warsztatem reżyserskim dała w sumie obraz zajmujący. Autorem przekładu jest jeden z czołowych awangardystów naszej dramaturgii Helmut Kajzar, jego przejrzysty niezwykle trafny dialog był dodatkowym walo­rem spektaklu. Opracowanie scenograficzne przygotował Marcin Stajewski, a parę bohate­rów przekonująco zagrali: Jolanta Lotne i Ma­ciej Góraj. W sumie - otrzymaliśmy jeszcze jeden przykład, że w postępowej literaturze krajów zachodnich każdy temat o podłożu spo­łecznym jest godny literackiego opisu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji