Artykuły

Pokój na godziny

Każdy widz, który przychodzi do teatru po lekturze sztuki, ma jakieś własne wyobrażenie o jej scenicznej realizacji. Zazwyczaj między wyobrażeniami odbiorcy i realizatora istnieją mniej lub bardziej istotne różnice. Widz wówczas przeżywa pewnego rodzaju wewnętrzne zmagania i na koniec albo daje się przekonać twórcy i przyjmuje jego wizję za własną, albo też opuszcza teatr obstając przy swoim. W tym drugim wypadku twórca w oczach odbiorcy ponosi porażkę.

Gdy podniosła się kurtyna w Teatrze Kameralnym i zaczęło się przedstawienie "Pokoju na godziny" zrodził się we mnie pierwszy opór. Spodziewałem się naturalnie starego, zabałaganionego, trochę obskurnego wnętrza, ale przy tym w jakimś jednak stopniu przytulnego. Na scenie ujrzałem pokój, o którego nikt chyba nie przyprowadziłby dobrowolnie dziewczyny. Przesadzono, i to w dwu kierunkach. Najpierw nadano mu zrażający wygląd, następnie wyposażono w różne urządzenia, które próbowano wygrać jakby obok sztuki. Gag z natryskiem, który co pewien czas sam się włącza i wyłącza, jest sam w sobie zabawny, ale niczemu tu nie służy. Żeby było "wesoło" można było nie tylko cudacznie poubierać staruszków (co uczyniono), ale jeszcze np. zamontować radio w... zlewie. Tylko po co? Prawda, że ten "czeski realizm" jest podbarwiony groteską, ale subtelnie - i łatwo tu o zachwianie równowagi.

Wyobrażałem sobie Fana i Hanzla jako staruszków po trosze rzeczywiście zdziecinnia­łych, żyjących w skromnym, ciasnym świat­ku swoich nikłych spraw, marzeń i potrzeb, światku, który nagle znajduje styk ze świa­tem "normalnym", co może być pretekstem nie tylko do partu, ale i do refleksyjnej za­dumy. Po prawdzie sztuka Landovsky'ego trochę tu zawodzi i jej partie - naciągając to pojęcie - "refleksyjno-filozoficzne" nie imponują mi odkrywczością, pozwalają jed­nak na stworzenie pewnego dość sugestyw­nego klimatu. Tak mi się przynajmniej wy­dawało.

W przedstawieniu wrocławskim odczułem tylko klimat groteski i to dość absurdalnej. Fano i Hanzl, kreowani przez aktorów cał­kiem nie starych, ucharakteryzowanych tak, by nikt niej miał wątpliwości, że to starcy "sztuczni", a raczej karykatury starców, byli dla mnie już nie z tej sztuki. Oczywiście re­żyser ma prawo "pisać" na scenie nową sztu­kę. Rzecz w tym, że Pampiglione jej nie na­pisał. I nie na wiele tu się zdał skądinąd imponujący wysiłek Andrzeja Mrozka (Hanzl), który potwierdził swoje uzdolnienia do ról charakterystycznych.

Mniemam że Pampiglione - nie całkiem bez podstaw - nie miał pełnego zaufania do tekstu. Ale to, czym go postanowił wzmoc­nić, przyniosło problematyczne efekty. We wrocławskimi przedstawieniu dwa stare, po­kraczne, czasem aż żałośnie śmieszne ludo-zwierzaki wynajmują pokój parze młodych ludzi, która na ich oczach przeżywa banal­ny melodramat, ściślej jego fragment, nie wiadomo po co wciąga weń owych starusz­ków, przy czym nic albo prawie nic z tego nie wynika poza tym że staje się to pre­tekstem do rozegrania kilkunastu udanych i nieudanych gagów. Trochę mało, zwłaszcza że przecież mimo wszystko nie jest to pozycja rozrywkowa, obliczona li tylko na szczere ubawienie publiczności. Bo z czego tu w końcu śmiać się do łez? Z tego, że Hanzl nie miał w życiu kobiety? Z tego, że Fano był rzeźnikiem? Z tego, że starcy robią so­bie różne przykrości, chociaż - jak się wy­daje - żyć by bez siebie nie mogli?

"Pokój na godziny" jest trzecią sztuką zre­alizowaną w ostatnim okresie przez Giovanniego Pampiglione w dolnośląskich teatrach. Jeleniogórski "Sługa dwóch panów" był do­skonały, "Caligula" w Teatrze Polskim chyba więcej niż dobry. Ostatnia pozycja wydaje się zdecydowanie słabsza. Cóż, żaden reżyser nie potrafi kroczyć wyłącznie od sukcesu do sukcesu. A już młodemu chyba szczególnie trudno, zwłaszcza gdy jest ambitny i ma od­wagę ryzykować. Osobiście stosunek 2:1 (udane realizacje - nieudane) dla ryzykan­ta uważam za bardzo korzystny i to mi osła­dza rozczarowanie "Pokojem".

PS. Zważywszy, że była to polska prapre­miera utworu Landovsky'ego, należało by może nieco więcej napisać o samej sztuce. Skoro jednak niedawno Kajzar poświęcił jej sporo uwagi omawiając praskie przedstawie­nie (Teatr Nr 19/1970), wydało mi się to niecelowe, zwłaszcza że nie uniknąłbym powtórzeń.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji