Artykuły

Lubię być niedoskonały

- Będę miał benefis czterdziestolecia w Teatrze 6. Piętro w Warszawie. Zagram "Jubileusz", "Oświadczyny", "Niedźwiedzia", monolog "O szkodliwości palenia tytoniu", a na koniec będzie "Benefis" o starym aktorze, który budzi się po jubileuszu w garderobie, z kacem i rozlicza się z życiem - mówi ANDRZEJ GRABOWSKI.

O nowej płycie, Ferdynandzie Kiepskim i scenicznym benefisie z aktorem Andrzejem Grabowskim rozmawia Jacek Cieślak.

Zapytam słowami pana piosenki z poprzedniej, debiutanckiej płyty: "Jest dobrze, ale nie najgorzej jest"?

Andrzej Grabowski: Całe życie można podsumować w ten sposób. Gdyby było strasznie źle, to byśmy sobie palnęli w łeb. Zresztą: nikt nam nie obiecywał, że będzie wspaniale każdego dnia.

Chyba pan nie ogląda reklam?

- Gdyby reklamy mówiły prawdę - nie byłyby reklamami. Tylko jedna mi się podobała: "Piwo, takie i takie, jest bardzo dobre". Do dziś ją pamiętam. Potem zaczęli do niej coś dopisywać. Popsuła się. Stała się zwykłą reklamą.

Na pana debiutancką płytę Jan Wołek napisał dwa teksty, a teraz wszystkie. Wspaniałe. Jest współtwórcą sukcesu tego albumu?

- Absolutnie tak. Uważam, że najlepszy jest Janek Wołek, później Krzysiek Niedźwiecki, kompozytor muzyki, a na końcu ja. Jeżeli już - w ogóle. Z Jankiem znamy się od dawna, a kiedy kilkanaście lat temu zaczęliśmy rozmawiać częściej, poczułem, jakbyśmy znali się zawsze. Nie wiem, co Janek sądzi, ale uważam, że się zaprzyjaźniliśmy. Bywamy u siebie. Uważam, że jest genialnym malarzem. Uwielbiam oglądać jego malarstwo. Uspokaja mnie. Obrazy mają mnóstwo światła. Świecą. A teksty są tak samo znakomite jak malarstwo. Poprosiłem Janka, żeby napisał piosenki specjalnie dla mnie. Dwie zasugerowałem. Chciałem zaśpiewać o Polsce. Ale nie w stylu "Ukochany, umiłowany kraj". Powiedziałem Jankowi, że mamy podobne zdanie o partiach politycznych i stosunkach społecznych. Napisał fantastycznie.

O pseudopatriotach, politykierach, którzy robią sobie ze sztandaru onuce. Zastanawia mnie tylko prosty człowiek z piosenki, kochający Polskę, bo ma w czubie. Trudno kochać bez alkoholu?

- To licencja poetica. Zwrócę uwagę na fakt, że prosty człowiek kocha Polskę nie tylko dlatego, że ma w czubie, lecz pomimo tego. Nie jest idealny, ale też nie wyciera sobie Polską gęby na forum publicznym. Jedyną rzeczą, jaką może zrobić, gdy ktoś Polskę obrazi - to dać w ryja. Jest szczery, gdy mówi: kocham cię, Polsko, bo żeś fajna. Lubię cię.

Druga piosenka napisana na pana życzenie jest o Alwernii?

- Tak, o moim rodzinnym miasteczku i o tym, co się stało z marzeniami naszej młodości. Powiedziałem Jankowi tylko tyle, że w Alwernii jest rynek i klasztor. Że pagórki - wiadomo. Porzeczki rosną wszędzie. Teraz mogę słowami Janka prosić Pana Boga, żeby zwrócił nam kromeczkę dzieciństwa.

W piosence "Alwernia" pada pytanie: "Kiedy to się stało, że wciąż jest nam za mało?". Kiedy pan zrozumiał, że trzeba cenić to, co się ma, a nie gonić króliczka.

- Pewnie o wiele za późno, ale każdy człowiek chce się w życiu rozpędzić. Szczególnie aktor. Nie zamierzałem kolekcjonować dóbr doczesnych. Ale one same się zaczęły kolekcjonować. Nawet się nie obejrzałem, a dużo się zrobiło wszystkiego. Otoczyło mnie i, chcąc nie chcąc, musiałem o tym wszystkim myśleć. Naprawiać, wymieniać, dokładać, kupować. Tak stałem się niewolnikiem przedmiotów. Przypomina się stary dowcip. Leży czarny człowiek na plaży. Przechodzi biały człowiek i pyta: Czemu, leniu, leżysz, nic nie robisz? Wziąłbyś kawałek kija, przywiązałbyś do sznurka szpilkę z robakiem, złowiłbyś rybę. Sprzedałbyś - tobyś zarobił na prawdziwą wędkę. A jakbyś miał wędkę - tobyś łowił dużo ryb. Kupiłbyś łódkę, potem całą flotyllę statków rybackich. Ludzie by na ciebie pracowali, a ty byś sobie spokojnie na plaży leżał . Czarny człowiek na to: A co ja teraz robię? Mądra, śmieszna, ale i smutna anegdota. Okazuje się, że całe życie zapieprzamy tylko po to, żeby dojść do tego, co już dawno mieliśmy. Oczywiście, żyjemy w czasach, gdy jest potrzebny samochód, najlepiej klimatyzowany. I dom zamiast mieszkania z żelbetonu, również po to, żeby mieć spokój. No, ale nie można się dać zeżreć konsumpcji.

Co z rzeczy, za którymi pan gnał, było ewidentnie bez sensu?

- To jest związane z moim zawodem. Aktorem zostaje się pewnie również po to, żeby być rozpoznawalnym, mieć poklask. Kiedy byłem młody, zazdrościłem starszym kolegom popularności na ulicy. A kiedy ją osiągnąłem - nie lubię jej. Męczy mnie. Nawet kiedy jestem w kościele - muszę się chować w cieniu, w jakimś zaułku.

Bo na pana się ludzie patrzą, a nie na monstrancję?

- Mam na myśli księdza. Wielu ciekawi, czy uklęknę. Czy zaśpiewam w odpowiednim momencie. A może zapomnę, bo się rozkojarzę.

Do konfesjonału wejść pan chyba nie może.

- Mam przyjaciela księdza, zakonnika. Jak trzeba - rozmawiamy.

"A ja, widzisz, tak mam, że mi trzeba sto gram/ By osiodłać tę dal/ By roztopić w sobie stal". Dlaczego mężczyznom potrzebny jest dopalacz?

- Nie tylko mężczyznom, kobietom też. Wtedy kontakt jest lepszy. Bliższy. Śpiewam o facecie, który był również i we mnie. Teraz nie mam już takich problemów. Ale kiedyś wstydziłem się podejść i poprosić dziewczynę do tańca. Podejść, ukłonić się i poprosić o taniec.

Na modę zareagował pan z dystansem?

- Z dużym. Ale nie krytykuję ludzi, którym podoba się coś innego. Lubisz tańczyć? Tańcz! Lepiej tańczyć, niż turlać się na ławce w parku. Dobrze, że się ruszasz. A najlepiej ruszaj głową. Generalnie mam dystans do mody. Jestem konserwatywny. Nie mógłbym, tak jak Palikot, układać sobie codziennie rano kogucika na głowie. Mam naturalnego. I walę go w łeb.

Śpiewa pan "Wszystkie ładne są żadne. Wszystkie cudne są nudne".

- To także tytuł płyty. Upierałem się przy nim. To fajny częstochowski rym, ale i prawda, która odnosi się do całego mojego życia, twórczości. Lubię niedoskonałość. Lubię być nie do końca przygotowany przed premierą. Lubię wychodzić na estradę, kiedy mam nowy tekst i nie wiem, co się zdarzy. Lubię być niepewny, bo wtedy to, co robię, jest żywe. Od pewności blisko do doskonałości, a ta oznacza nudę.

Pewnie śpiewam tak, że wielu myśli, że oni też by tak zaśpiewali. Nie do końca się to sprawdzi, jak spróbują. Podobnie jest z Ferdkiem Kiepskim. Mam kolegów aktorów, którzy mówią, że się wygłupiamy. Wielu przyjechało na plan. Grali. I co? Śmiesznie? Nuda. Klęska. Ferdek jest we mnie.

Dostaję tekst i mówię. Ale długo dochodziłem do tego. Mówimy o śpiewaniu, o graniu - a wyobraża sobie pan świat, który jest doskonały?.

"Mnie pion nie leży/ Na granicy nieboskłonu/ nie próbujcie stawiać mnie do pionu". Kiedy ostatnio pan odpoczywał?

- Nie pamiętam.

W niedzielę też nie?

- A skąd! Teraz też w tygodniu kręcę "Kiepskich", w weekend mam spektakle i koncerty, potem jadę na plan "Blondynki".

A kogo pan zagra w "Pod Mocnym Aniołem" Wojciecha Smarzowskiego wg książki Jerzego Pilcha?

- Granadę, szefa oddziału deliryków w Tworkach. Mieliśmy pomysł pokazania go w knajpie albo pijącego w parku. I nakręciliśmy. Będzie to wizja Jurusia. Marzenie lub alkoholowy odjazd. Pojawia się też Charles Bukowski i Wieniedikt Jerofiejew.

A co pan planuje w teatrze?

- Będę miał benefis czterdziestolecia w Teatrze 6. Piętro w Warszawie. Zamierzam wystąpić w jednoaktówkach Antoniego Czechowa w reżyserii Żeni Korina i w jego tłumaczeniach.

Zagram "Jubileusz", "Oświadczyny", "Niedźwiedzia", monolog "O szkodliwości palenia tytoniu", a na koniec będzie "Benefis" o starym aktorze, który budzi się po jubileuszu w garderobie, z kacem i rozlicza się z życiem. Pojawiają się koledzy aktorzy, sufler. Z suflerem gra "Króla Leara". Mówi o jamie, jaką są scena i widownia, które go pochłonęły. Myśli, zastanawia się, spekuluje. Wtedy przychodzi sprzątaczka i wywala bohatera benefisu z teatru. Takie jest życie. Tak będzie również i ze mną.

***

Andrzej Grabowski (ur. 1952), jeden z najpopularniejszych aktorów polskich.

Przez wiele lat był związany z krakowskim Teatrem im. Słowackiego. Wydał płytę "Cudne jest nudne". Wokalnym debiutem był album "Mam prawo... czasami... banalnie" z 2010 r. Masową popularność zdobył w serialu "Świat według Kiepskich". Wcześniej wystąpił w "Bożej podszewce". Inne oblicze pokazał w "PitBullu". Jego najnowsza rola na dużym ekranie to poseł Musiał w "Drogówce". Szeroka publiczność oklaskuje go za role kabaretowe, często nie zdając sobie sprawy, że Grabowski ma również alternatywne i awangardowe wcielenie. Wciąż występuje w improwizowanych widowiskach opartych na tekstach Bogusława Shaeffera, m.in. u boku brata Mikołaja Grabowskiego. Najpopularniejszą obecnie jego teatralną rolą jest Argan w "Chorym z urojenia".

-j.c.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji