Kremlowskie kuranty
Wszystko w tym spektaklu potwierdzało jego odświętny charakter. Znakomita obsada, barwny kształt widowiskowy i nawet ozdobniki w postaci liryczno-rodzajowych songów oraz urozmaicających scenografię malarskich plansz. Nie zawsze jednak nadmiar dobrych chęci dziełu sprzyja. I tym razem można by więc rozważać celowość jakby umyślnie atelewizyfnej formuły inscenizacyjnej przedstawienia, wszystkich zastosowanych układów i rozwiązań rodem z,,żywej" sceny wraz z płynącymi stąd pomyłkami, zwłaszcza w humorystycznej wręcz optyce niektórych scen. Ale i taki zamysł kompozycyjny również, jak mniemać można, wyniknął z chęci zaznaczenia odświętnej doniosłości sztuki o ludziach i wydarzeniach pierwszych lat po rewolucji.
Po "Kremlowskie kuranty" reżyserzy tradycyjnie już sięgają z okazji rocznicy Października. I nic dziwnego. Centralną postacią sztuki jest przecież Lenin, podobnie zresztą jak i dwu pozostałych części "Trylogii leninowskiej" tj. "Człowieka z karabinem" i "Trzeciej patetycznej". Z tego względu dramaty Pogodina, przynajmniej na naszych scenach, zyskiwały zwykle doborowe obsady. Przedstawienie telewizyjne okazało się w tej mierze rekordowe. W rolach głównych i epizodach wystąpiło aż kilkunastu najprzedniejszych aktorów, łącznie z nestorką scen polskich, Seweryną Broniszówną. Ignacy Machowski okazał się raz jeszcze niedościgłym w naszym teatrze i filmie odtwórcą postaci Lenina. Poza tym - zawsze imponujący swoim niezrównanym stylem Zdzisław Mrożewski, Tadeusz Fijewski - arcymistrz w kreowaniu poczciwej bezradności szarego człowieka, a także znakomita aktorka charakterystyczna Jadwiga Chojnacka. W ważnej dla omawianej sztuki roli inżyniera Zabielina oglądaliśmy Mieczysława Voita, aktora dysponującego ogromną skalą środków. Jako demon i biskup, książę i żebrak - w każdym wcieleniu Voit jest prawdziwą indywidualnością na scenie i ekranach. Nad całym wytrawnym gronem aktorów średniego pokolenia, a byli wśród nich Ewa Krasnodębska i Józef Nalberczak, Maciej Maciejewski, Witold Skaruch i in., górował tym razem aktor ostatnio przez telewizję jakby na nowo odkryty, choć legitymujący się niemałym dorobkiem zwłaszcza na scenie stołecznego Teatru Polskiego. Myślę o Michale Pawlickim. Po wielkim sukcesie w serialu "Przed burzą", gdzie grał Ribbentropa, Pawlicki wystąpił w roli Feliksa Dzierżyńskiego. Postać tę autor wyposażył w kilka zaledwie scenicznych "odzywek". Ale Pawlickiemu wystarczyły dwa epizodyczne wystąpienia, aby naszkicować niebanalny, nieplakatowy portret Dzierżyńskiego. W jego interpretacji jest to postać fanatyka nowego ładu, ale zarazem i człowieka wielkiej woli, inteligencji, przenikliwości. Wszystkie te cechy, jak wiemy z historii, sprawdziły się w działaniu, gdy Dzierżyński w warunkach ogromnego chaosu i powojennych zniszczeń okazał się świetnym organizatorem radzieckiego przemysłu i transportu. Nb. on także był rzecznikiem szerokiego zatrudniania starej kadry inżynierskiej bez względu na to, czy już zdecydowała się wstąpić w szeregi bolszewików. Pewne aspekty działalności Dzierżyńskiego znamy nieźle, mniej natomiast popularyzowana była dotąd jego działalność na froncie gospodarczym, kiedy to w ostatnich latach życia dokonywał wręcz cudów, gdy chodziło o przyspieszenie dostaw żywności dla głodującej Moskwy i Piotrogrodu, o realizację wielkiego leninowskiego programu elektryfikacji i uprzemysłowienia.
A więc dzięki wyjątkowo starannemu potraktowaniu przez aktorów wszystkich ról sztuka Pogodina zyskała walor interesującego zapisu z epoki. I chociaż "Trylogia leninowska" powstawała w latach 30-tych, a zatem już autor dysponował pewną perspektywą w stosunku do opisywanych spraw, jej postaciom i zdarzeniom nie brak rysów autentyzmu. Stąd i urok tej opowieści, w której wielkie postaci historii egzystują na scenie wśród bardzo zróżnicowanego tłumu ulicznych śpiewaków, przekupek, handlarzy, żebraków, tramwajarzy z nocnej zmiany, "odkomenderowanych" do służby w cywilu żołnierzy, kupczących cerkiewnym złotem popów i dąsających się na rewolucję inteligentów. Pełna charakterystyczności panorama ma swoją rodzajową dynamikę, swój historyczny koloryt. Ponadto z perspektywy czasu uwydatnia się pewien komizm opisywanego środowiska, a z drugiej strony bardzo ludzka mądrość i bardzo ujmująca bezpośredniość Lenina. W ogóle "udramatyzowane reportaże" Pogodina rozświetla optymizm płynący ze świadomości historycznego sukcesu i swoisty humor zawarty głównie w dialogach. Także ogólnie pogodny nastrój, umiarkowany patos i odwaga, która skłania autora do mówienia nawet niewesołych prawd o tamtych dramatycznych latach czynią "Kremlowskie kuranty" jedną z bardziej sympatycznych pozycji w dorobku radzieckiej klasyki rewolucyjnej.