Co na to hrabia?
Dziś premiera pierwszego w Polsce zawodowego teatru fredrowskiego. Kompania Fredrowska powstała we Wrocławiu. Swoją, okraszoną sporą porcją muzyki "Zemstę" pokaże na deskach klubu Firlej.
Dlaczego Fredro? - Bo ma tu pomnik, a Wrocław to tradycja lwowska - pół żartem, pół serio wyjaśniają aktorzy z Kompanii. - Jesteśmy pierwszym zawodowym teatrem fredrowskim w Polsce, bo amatorski, o nazwie Fredreum, już jest w Przemyślu.
Napakowani teatrem
Ich plany - wystawić wszystkie sztuki Fredry. Marzy im się festiwal fredrowski we Wrocławiu, a Wrocław widzą jako ośrodek kultury klasycznej. Na Fredrze bowiem poprzestać nie chcą. Nastawiają się na klasykę, nie tylko polską. Bo pragnienia ludzi od wieków są takie same. Nie zmieniają się też ludzkie charaktery. I zawsze aktualna będzie miłość.
- A tak modne dziś spektakle publicystyczne szybko stają się nieaktualne, umierają - mówi Marek Lis-Orłowski, który reżyseruje "Zemstę" i gra w niej Wacława.
Kompania nie ma dyrektora. To po prostu grupa aktorów, połączona wspólnym pomysłem. - Na pewno dostaniemy po głowie, bo tak zawsze jest, gdy ktoś chce coś zrobić w tym mieście - przewidują. Jest ich dziewięciu, ale szeregi Kompanii są otwarte.
- W Hollywood jest milion Clintów Eastwoodów, a tylko jeden się nadaje do roli. My też będziemy proponować kolejne role naszym świetnym kolegom po fachu - zapowiadają.
Wszyscy są aktorami. Nie ma wśród nich zawodowych reżyserów, teatrologów, kulturoznawców. Wierzą, że obejdą się bez nich.
- Jesteśmy wręcz "napakowani" teatrem, stąd czerpiemy wszystkie pomysły i rozwiązania - mówią.
Fryzjer pożyczył brzytwę
- Przemów mi, przemów do kieszeni, oszczędź mi i sobie wyszukanych słów! - skocznie rozbrzmiewa ze sceny muzyka Marcina Płazy do słów Artura Kusaja. Piosenki są współczesnym komentarzem do tekstu Fredry. Tylko komentarzem. - Nie zamierzamy poprawiać Mistrza - zarzekają się w Kompanii.
Tekst Fredry został nieco skrócony. Gdy kurtyna się podniesie, na scenie nie zobaczymy na pewno, jak w oryginale, Cześnika i Dyndalskiego. A gdy będzie opadać, na pewno nie usłyszymy "zgoda, zgoda", "Bóg wszystkim rękę poda".
Na pewno nie będzie to "Zemsta" w kompletnych kostiumach, rozbudowanej scenografii (tę ostatnią stworzyli Elżbieta Terlikowska i Dariusz Kubiński). Za to ma za zadanie działać na wyobraźnię widza. - Krzesło może być krzesłem, karabinem, plecakiem i widz w to uwierzy, jeżeli mu się to dobrze poda - przekonuje Lis-Orłowski.
W spektaklu takim wykorzystanym na wszystkie możliwe sposoby elementem będzie szafa. Ten minimalizm jest i zamierzony, i wymuszony. Teatr tylko częściowo jest finansowany przez Wydział Kultury i Sportu Urzędu Miejskiego. Aktorzy robią więc sami prawie wszystko. Szyją kostiumy, kompletują rekwizyty. Wczoraj zdobywali potrzebne do zapinania kostiumów czarne agrafki, a od zaprzyjaźnionego fryzjera pożyczyli brzytwę. Za darmo mają za to salę prób w klubie Firlej i studio nagrań.
Skazani na sukces?
Choć zaczęli w maju, przygotowanie spektaklu trwało i trwało, bo wszyscy grywają gościnnie w innych teatrach. Trudno im się było więc razem zebrać. Mimo to twierdzą, że Kompania Fredrowska nie ma być sposobem na zarabianie pieniędzy. Powstała tylko z potrzeby serca. -Nie chcemy żyć ze spędów ludzkich - zarzekają się. Wiadomo jednak, że "Zemsta" to szkolna lektura, więc pewnie zwabi na widownię całe klasy.
- Pokażemy młodzieży, że o wszystkim można mówić ładnie, pokażemy mistrzostwo wiersza, piękno polskiego języka, a grą ducha epoki. To będzie ta nasza dydaktyka - mówi Dariusz Lemieszek (w spektaklu Dyndalski i Mularz).
Prawdopodobnie pomysł okaże się trafiony. Wczoraj Kompania dostała już propozycję zagrania "Zemsty" w Krakowie, Częstochowie i Tarnowie.
Dzisiejszą premierę "Co jest grane w nocy w teatrze albo Zemsta Aleksandra Fredry" zobaczą tylko zaproszeni goście.