Artykuły

Pomarańcza bez soku

Robert Stiller, autor przekładu "A Clockwork Orange" (słusznie optujący za tłumaczeniem tego tytułu jako "Nakręcana pomarań­cza") w swojej przedmowie do polskiego wydania książki wspo­mina o sprzecznych odczu­ciach, jakie wzbudza twór­czość Anthony Burgessa. Podobne wrażenia miałem i ja po obej­rzeniu przedpremierowego po­kazu "Mechanicznej pomarań­czy" wyreżyserowanej w Tea­trze im. S. Jaracza przez Fe­liksa Falka.

Sprawiało ono wrażenie nie do­pracowanego. Czyżby twórców "gonił" wyznaczony termin pierw­szej prezentacji spektaklu? Na szczęście do oficjalnej premiery prasowej pozostało jeszcze trochę czasu (zaplanowano ja po Nowym Roku) i rzecz będzie można jesz­cze "doszlifować". Przydałoby się to zwłaszcza w scenach bójek, kiedy to uderzony jęknął w kil­ka sekund po ciosie, albo uderza­jący nie trafił w przeciwnika, a ten mimo to skręcił się z bólu. Marian Gańcza, który jest auto­rem układu ruchu powinien tro­chę jeszcze dopracować z aktora­mi te szczegóły, by nie wywoły­wać wśród publiczności niepo­trzebnych wybuchów śmiechu.

Tekst "Mechanicznej pomarań­czy" broni się sam. Także sce­nariusz Feliksa Falka przenosi chyba wszystkie najważniejsze problemy powieści, choć "umk­nął" mu trochę niesamowity kli­mat dzieł Burgessa. I rzeczywiś­cie, w Łodzi zapewne tylko zes­pół Teatru im. Jaracza mógł się pokusić o wystawienie tego utworu. Aktorzy (a naliczyłem ich na scenie czterdziestu pięciu) włożyli z pewnością dużo starań aby zasłużyć na brawa. Należą się one głównie: Jerzemu Światłoniowi za rolę Alexa, a swego rodzaju perełkami były epizody Ireny Burawskiej, jako Starej Kobiety i Marcina Kuźmińskiego, jako Georgie'go. Spektakl nie wywarł jednak takiego wrażenia, jakiego można by się było spodziewać, nastawiłem się na wy­darzenie i poczułem się rozczarowany. Nawet interesująca i znakomicie pasująca do konwencji inscenizacji scenografia Grzegorza Małeckiego nie poprawiła tego odczucia. Wartością samą w sobie było opracowanie muzyczne autorstwa Piotra Hertla, tym bardziej że tekst "zmusił" go do użycia m.in. "IX Symfonii" Ludwiga van Beethovena.

Co zatem sprawiło, że insceni­zacja Teatru im. S. Jaracza nie zachwyciła mnie? Dobry tekst, dobry zespół, dobra scenografia i muzyka... Przyczyn pozostaje więc szukać w reżyserii. Wydaje mi się, że Feliks Falk nie znalazł w powieści Anthony Burgessa żad­nej nowej ścieżki, którą mógłby poprowadzić swoją interpretację. Brakuje tej śmiałości w odczyta­niu "Mechanicznej pomarańczy" na jaką zdobył się Stanley Kubrick realizując swój głośny film. Pomarańczy a`la Feliks Falk bra­kuje po prostu soku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji