Artykuły

Zgubiona w chaosie

Chore relacje między matką a sy­nem w najnowszym spektaklu tea­tru Wybrzeże przekładają się, nie­stety, na relacje aktor - widz. Te też są zaburzone.

W jakim celu po latach Wybrzeże wystawia znów jedną z najczę­ściej grywanych sztuk Stanisła­wa Ignacego Witkiewicza? By na nowo zanalizować skomplikowane stosunki ro­dzinne? Chcąc udowodnić, że zagrana we współczesnej estetyce "niesmaczna sztu­ka w dwóch aktach z epilogiem" (jak w podtytule określił ją autor) nabiera dziś nowych znaczeń? Może żyjemy w cza­sach, w których łatwiej zrozumieć dramat matki ubezwłasnowolnionej, uzależnio­nej od wódki i narkotyków, a przede wszystkim emocjonalnie - od jedynaka. Po piątkowej premierze najnowszej wersji "Matki" nie opuszcza mnie myśl, że widzów zaprasza się na ten spektakl głównie po to, by epatować formą. W przypadku tekstu Witkacego, orędow­nika Czystej Formy, mogłoby to wydać się uzasadnione, gdyby nie odbywało się kosztem spłycenia tekstu.

Dorota Kolak prowadzi spektakl

Witkacy w "Matce", oczarowuje bogac­twem odcieni uczuć macierzyńskich wo­bec marnotrawnego syna: od uwielbienia i pełnego oddania, podświadomą niechęć poznania prawdy o własnym dziecku, przez zwątpienie i próbę realnej oceny je­go postępowania aż po odrzucenie (choć chwilowe) po przekroczeniu cienkiej li­nii dzielącej miłość synowską od kazirod­czej. Próby odszukania tej obfitości w gdańskim spektaklu wyreżyserowanym przez Grzegorza Wiśniewskiego (okrzyk­niętego niepokornym reżyserem-eksperymentatorem) sprowadzają się w zasa­dzie do jednej postaci: Doroty Kolak w roli tytułowej. Ona prowadzi ten spek­takl, nadaje mu ton i dominuje nad zes­połem. Powiem tak: "Matkę" Wiśniew­skiego da się oglądać jedynie dzięki niej - jej szczerości i niekwestionowanemu talentowi. I po latach pewnie tylko ją za­pamiętam ze spektaklu. Niestety, Doro­ta Kolak nie ma na scenie partnerów na swoją miarę. Mało wyrazisty jest Piotr Jankowski w roli syna Leona (dla potrzeb spektaklu witkiewiczowskiego "myślicie­la, który ma zbawić ludzkość całą" zastą­piono niespełnionym muzykiem), nieco ciekawiej zbudowała rolę Zosi Marta An­na Kalmus, jako do cna zepsuta narze­czona Leona. Zaskakujący i pomysłowy jest natomiast koncept, by Lucyna Beer, kochanka Leona, okazała się... transwe­stytą (w udanej roli Grzegorz Gzyl).

Monitor z papieżem, Chopin i kokaina

W spektaklu, w którym nieznacznie uwspółcześniono tekst pierwowzoru większą uwagę niż do ról i charakterów przywiązuje się do oprawy. Czego tam nie ma?! Sceny z papieżem z monitorów telewizyjnych i muzyka Chopina, sce­niczna orgietka i kokaina, tekst Witka­cego i współczesne wstawki. W niewiel­kiej przestrzeni wkomponowanej w du­żą scenę teatru jest miejsce i dla akto­rów, i dla widzów. Wewnątrz czworo­boku stworzonego przez publiczność scenograf (Barbara Hanicka) powołał ascetyczną przestrzeń, której rytm wyz­naczają bębny i bębenki. Znalazły się w niej nie bez powodu - sceniczny Le­on jest przecież muzykiem, choć to nie przekłada się na skądinąd niezłe klubowo-transowe kompozycje Tymona Ty­mańskiego. Instrumenty perkusyjne i obrotowy taboret to wszystko, co za­staniemy na scenie w pierwszym akcie. Za to w drugim przygotowano cały prze­gląd nowoczesnych gadżetów kojarzo­nych z sukcesem (od laptopa i komórkę po serię monitorów telewizyjnych, któ­re zbombardują nas nachalnymi ikona­mi współczesności), a na scenie nagle robi się gęsto i dynamicznie. W natłoku rozwiązań formalnych chwilami gubi się, niestety, dramat matki. Intymna prze­strzeń, dzięki której widz miał szansę na bliski, niemal namacalny kontakt z ak­torem, wypełnia się stylistycznymi fajer­werkami, które utrudniają kontakt na li­nii aktor - widz. Większa powściągli­wość wyszłaby realizatorom na dobre. I publiczności z pewnością też.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji