Artykuły

Wojaczek, którego nie było

Twórca "Jak zwykle po końcu świata" - debiutujący w teatrze reżyser filmowy Andrzej Titkow - szukając formuły dla prezenta­cji twórczości Rafała Wojaczka, sięgnął po rozwiązanie najprost­sze, ale i w przypadku tego pisa­rza szczególnie ryzykowne. Osią konstrukcyjną swego scenariu­sza uczynił bowiem biografię poety. Nie byłoby to groźne, gdy­by ta tak natrętnie autobiograficz­na twórczość, będąca często szo­kującym poprzez swój ekshibicjo­nizm wyznaniem, pozwalała na łatwe utożsamienie autora z li­rycznym "ja" wierszy czy bohate­rem prozy. Tak jednak nie jest. Wiadomo, iż tego rodzaju zależ­ności były przedmiotem szcze­gólnie wyrafinowanych gier w twórczości Wojaczka. Kim zaś jest Poeta z "Jak zwykle po końcu świata", grany przez Roberta Cze­chowskiego? Jest zarazem real­nym Wojaczkiem, podmiotem z wierszy i Piotrem z "Sanato­rium". W sumie zaś kimś o nie­określonej tożsamości. Czechow­ski gra bowiem młodego i wrażli­wego, choć czasami nieprzy­stosowanego i agresywnego czło­wieka, który pisuje wiersze. Ten młody człowiek wynajmuje gdzieś pokój, sporo pije, leczy się w kli­nice, poznaje dziewczynę i żeni się z nią, chce wydać tomik w wy­dawnictwie, jeździ na wieczory autorskie, znowu pije, aż w końcu popełnia samobójstwo. Ponie­waż jednak jest poetą, przez cały czas mówi wiersze.

Celowo ironizuję. Rezultat bo­wiem udramatyzowania tej poezji jest żałosny. Jest ona pisana tak subtelnym językiem poetyc­kim, że włożenie jej w realistycz­ny kontekst powoduje taką reduk­cję znaczeń, likwidację wielo­znaczności czy złożoności wypo­wiedzi, że staje pod znakiem zapytania sens takiej prezentacji. Poza tym scenariusz tak jest uło­żony, iż pomija wszystkie szoku­jące lub drastyczne momenty tego pisarstwa, nie dotyka też sprawy chyba najistotniejszej w tym wyznaniu, a więc powo­dów, dla których tak systema­tycznie człowiek ten siebie nisz­czył, a w końcu popełnił samo­bójstwo. Prawdę powiedziawszy, spektakl sugeruje tu pewną odpo­wiedź, ta jednak wydaje mi się fałszywa. Winnymi tej śmierci jest, według Titkowa, świat, w którym przyszło żyć poecie, i lu­dzie, którzy nie potrafili mu po­móc w znalezieniu jakiegoś miejsca w nim. Sugestia taka zawarta jest w scenografii: spek­takl rozgrywa się w klatce, do któ­rej z dwóch stron prowadzą wy­biegi, takie jakie się ustawia dla drapieżników w cyrku. Ta klatka jest pokojem poety, gdzie znajduje się łóżko, stolik, lustro, kredens i zlew. Na pewien czas przemie­nia się on w knajpę, salę szpital­ną, urząd stanu cywilnego, ga­binet redaktora w wydawnictwie, aulę szkolną - zawsze pozostaje jednak dojmujący stan uwięzienia czy zamknięcia. W tej klatce jest jeszcze zamalowane okno. Gdy w końcowej scenie Poeta, szuka­jąc wyjścia, otwiera je, okazuje się, że jest zamurowane. Ale prawdziwe piekło tworzą inni. Są ordynarni i gruboskórni, agre­sywni i bezlitośni. Poza jednym wyjątkiem - Dziewczyną, któ­ra rozumie Poetę, gdyż mówi tym samym językiem, co on (Titkow włożył w jej usta wiersze z cyklu "Głos kobiecy"). Tu reżyser rozgrywa sceny miłosne pełne nieznośnego sentymentalizmu, gdy np. sadza Ewę Skibińską, autorkę w typie naiwnej, na huś­tawce i każe jej, kołysząc się, mówić wiersze. Dlatego nagłe przejście u Poety do agresji w sto­sunku do Dziewczyny po ślubie wygląda na ilustrację powiedzenia o krótkotrwałości małżeń­skiego szczęścia.

W przedstawieniu jest też parę scenek rodzajowych, na ogół dość zabawnych, o wydźwięku satyrycznym. Niektóre z nich, takie jak wesele czy wieczór autor­ski w szkole, są tak znakomite, że przyćmiewają resztę przed­stawienia. Aktorzy - szczegól­nie Miłogost Reczek - dają w nich prawdziwy popis aktor­stwa,opartego na złośliwej obser­wacji obyczajowej. W tej drugiej scenie daje to zresztą niezamie­rzony rezultat: racja jest po stro­nie podszczypujących dziew­czyny i dłubiących w nosie liceali­stów, a nie czytającego niezro­zumiałe i nudne wiersze Poety. W scence tej, podobnie jak i w drugiej, dotyczącej starań o wydanie tomiku - gdy Zyg­munt Bielawski, grający Redak­tora, wygłasza tekst recenzji napisanej po złożeniu przez Wo­jaczka tomiku w Wydawnictwie Literackim - widać, iż spektakl odwołuje się do mitu poety nie­zrozumianego i odtrąconego przez społeczeństwo. W przypadku tej twórczości jest to poważne nie­porozumienie.

Swoistym "efektem obcości" miało być wprowadzenie, w roli Narratora brata poety - Andrze­ja Wojaczka. Parokrotnie wchodzi on na scenę, by spokojnym i ściszonym głosem powiedzieć wiersze brata. Jest jakby świad­kiem patrzącym na zmagania poety z perspektywy czterna­stu lat, jakie minęły od tego "koń­ca świata", jakim była śmierć Wojaczka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji