Artykuły

Powrót Zawieyskiego

Tyle tu dziwności. Egzotyczne jest miejsce - ruina schroniska w kanadyjskich górach; w środku lata pełno śniegu. Niezwykli są ludzie - pastor, zgasła gwiazda sceny, jarmarczna wizjonerka, student spragniony ekscytujących amorów, wojskowi ścigający... powietrze, burmistrz co utracił władzę. Wprost nieziemskie wy­darzenia, jako że w centrum uwagi, rozmów i akcji są nieziden­tyfikowane obiekty latające i świecące. Oczywiście niecodzien­ne też rozmowy, namiętności, uczucia. A w tym wszystkim może najdziwniejsze jest to, że na scenie wszystko to się godzi i jest naturalne. No, może prawie naturalne.

Z tego, że utworem swoim mo­że publiczność zadziwić - zdawał sobie sprawę Jerzy Zawieyski, bo we wstępie do dra­matu "Ziemia nie jest jedyna" - gdy o nim tu mowa - usprawie­dliwiał się:

"Zresztą, jak się tu naocznie ukaże, rzeczy zgoła nieprawdopodobne, rze­czy przeciwne zdrowemu rozsądkowi, nie są dziełem ludzi ani ich wymy­słem. Są dziełem natury, tak zdawa­łoby się niewzruszonej w swych od­wiecznych prawach". ("Dramaty współczesne", 1962).

Wystawiając tę prapremierową sztukę na swojej Scenie Kame­ralnej Teatr Polski we Wrocła­wiu kierował się zapewne jej współbrzmieniem z aktualnymi wydarzeniami w kraju. Wsparta ona bowiem została na hamletow­skim zawołaniu: "Świat wyszedł z posad". Oczywiście u Zawieyskiego, jest pewien nadmiar tej metafory. Znajdziemy u jej pod­staw sens społeczny, który przy­nosi burmistrz pobliskiego mia­steczka St. Laurent Willi Williams wraz z wieścią, że wybuchła tam rewolta. Jest aktualizująca ane­gdota, kiedy wojsko przybywa rozpoznać teren, złapać przyby­szów i zaprowadzić porządek. Władza się boi, żąda pomocy, opieki, obrony. I kiedy dowiaduje się, że dowódca ekspedycji też się boi, Williams wybucha:

"Ależ, panie sierżancie. Pan jest na­szym obrońcą. Armia jest naszą na­dzieją. I pan mówi, że też, tak jak my, nędzni cywile? Nie, nie! Ja pana proszę, ja pana błagam... No... no, żeby pan się nie bał. Bo ktoś musi się nie bać! Ktoś musi coś wiedzieć. Ktoś musi nas uspokoić!"

Ta metafora wraz z aluzjami oczywiście sprawdziła się. Była żywo odebrana, pozwoliła aktorom się wygrać. W tym celu na­wet trochę tekstu Zawieyskiemu dopisano.

Ale są też jej odmiany w sfe­rze duchowości. Pod wpływem niezwykłych wypadków ludzie się otwierają, ujawniają, potężnieją. Wracają ich najlepsze talenty, ich moce. Osiągają wyższe rejestry duchowości. To jest ta szansa, którą Zawieyski daje zawsze ak­torom, żeby się mogli zrealizować na scenie, ewentualnie "zejść z brawami", jak nazywa to w Dzienniku. I szanse te w zasadzie Wrocławski Teatr Kameralny wy­korzystał. Dalej, wyżej prowadzą tropy ku metafizyce, intuicji, nie­nasyconej egzystencji. Przy czym Zawieyski zawsze ustawiany pod pręgierzem zarzutu "niewydol­ności" realistycznej, stara się przemieszać ową metafizykę z fizycznością, mit i symbol z co­dziennością i zwyczajnością. W tej warstwie utworu teatr dokonał największych cięć tekstu i reduk­cji sytuacji. Zaraz powiemy dla­czego.

Słowem. Wszystko co wyżej, dałoby się sprowadzić do dziania się scenicz­nego na schodach. Wszystkie po­wojenne dramaty Zawieyskiego usta­wiały swych bohaterów na schodach:, historii, drabiny społecznej, wtajem­niczania duchowego. Na nich odbywa

się narastanie tragiczności i grozy ist­nienia, bądź ujawnia - komizm sy­tuacyjny. Ale najważniejsze, że one łączą górę i dół, zarówno w sensie władzy politycznej jak też władania duchowego. Wszak nic nie stoi w miejscu: w świecie procesów, ruchu i tajemnic musi odbywać się albo wstę­powanie, albo zstępowanie. W tym miejscu zdało mi się że teatr nie do­czytał do końca Zawieyskiego. Tego pisarza i polityka, który w 1959 r. tak bolał, że dorobek Października, że na­dzieja odnowy została przekreślona.

Ale cóż tu mówić o wyczerpaniu jednorazowym, jeśli nie morza, to przynajmniej tak mało pi­tego jeziora? Ważne, że Zawiey­ski wrócił w przedstawieniu barwnym, zabawnym, poetyckim. Reżyser Maria Straszewska - obchodząca tym spektaklem mały jubileusz 30-lecia pracy twórczej - otrzymała rzęsiste brawa za to, że zadbała o efekt całości, a szcze­gólnie maksymalne zróżnicowanie charakterologiczne postaci. Ema­nuel - Grzegorz Górny - dostał kostium hippisa na przykład, bardzo pomysłowy. Wyłoniła typy pikników, sangwiników itp. Panie są barwne i obwiedzione mgiełką poezji (coś w rodzaju Ireny Sol­skiej), sentymentu, tragizmu. Są przede wszystkim autentycznymi nosicielkami problemów ludzi sceny. Zuzanna, Iga Mayer, posia­da wielki gest byłej gwiazdy, Re­beka - Jadwiga Skupnik - ce­chy wtajemniczenia, choć tu już rola się miejscami załamuje. Męż­czyźni - Andrzej Wilk, Eliasz Kuziemski, są wiarygodni w swych odruchach i na swej (schodkowej) życiowej drodze. To już Iżykowski twierdził, że nig­dzie nie masz tak wyrazistych osobowości mężczyzn jak u Zawieyskiego. Zdanie malkontenta sprawdza się w zupełności. Oczy­wiście najwięcej radości dał wi­dzom Ryszard Michalak rolą bur­mistrza Williamsa i Stanisław Mielski sprężystą postacią sierżanta. Schody władzy i szarży zwieńczył Andrzej mrozek w roli pułkownika Jonesa. Dla wszystkich było jasne, jak te trzy i cztery słońca świecące nad schroniskiem "Esperance", że Zawieyski sprawdza się, że zyskuje na scenie. Że daję szansę teatrowi współczesnemu, gdyż potrafi sięgnąć po środki absurdu i gro­teski.

Oczywiście, że przedstawienie zaw­sze nie zgadza się z naszymi oczeki­waniami. Tak zresztą być powinno. Brakło mi na przykład muzyki i kom­pozycji polifonicznej scen. Trochę ra­ziły gwałtowne ruchy i przesadna bie­ganina. Nie znaleziono sposobu insce­nizacyjnego na słuchanie "kosmicz­nej" muzyki. Czyli, rytm sceniczny był wyrażony inaczej niż to projekto­wał Zawieyski.

Za to uczyniono znakomite sko­jarzenie. Mianowicie, prapremie­ra komedii - buffo "Ziemia nie jest jedyna" odbyła się następne­go dnia po premierze sezonu "Wesela" Wyspiańskiego. Ileż dodatkowych skojarzeń! Tu za­słuchanie i uśpienie ideowe, i tu słuchanie sygnałów, na które władza jest głucha (a nawet nie chce widzieć tego, co świeci).

W "Weselu" - które Zawieyski tak kochał - misterium duże w "Ziemi"... misterium małe, dziw­ne, unaoczniające wartości sztu­ki, intuicji, artysty - słowem du­cha. Chociaż z wyraźnym dla dra­maturgii Zawieyskiego unowo­cześnieniem warsztatu, wypróbo­waniem nowych środków artys­tycznych sceny ubogiej, sceny metaforycznej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji