Zabawnie i groteskowo
Wyznanie osobiste: "Tania" była bodaj pierwszym moim wrocławskim doświadczeniem teatralnym. Szlachetnie wyróżniała się zresztą wśród schematycznych raczej, obcych i rodzimych sztuk współczesnych, grywanych wówczas przez nasze teatry. Prosto, bez emfazy i obowiązującego patosu mówiła o zwykłych sprawach zwykłych ludzi.
Jest to zresztą - tak mi się przynajmniej wydaje - cecha charakterystyczna teatralnych dokonań Arbuzowa. Kiedy na przykład podejmuje temat Wielkiej Wojny, bohaterami swymi czyni nie herosów - bojowników, lecz troje młodych ludzi, których los przypadkowo zetknął w oblężonym mieście. ("Mój biedny Marik"). Kiedy pisze o wielkiej budowie nad brzegiem Angary, ukazuje ją przez drobne człowiecze sprawy, osobiste a nawet intymne, radości i smutki. ("Irkucka historia").
"Ten miły, stary dom" mimo wszelkich formalnych odmienności (komedia) ma - przynajmniej w autorskim egzemplarzu - wiele zupełnie oczywistych związków z utworami wymienionymi uprzednio. A więc znowu przemieszanie nastrojów - od czystej zabawy po wzruszenie, a nawet sentymentalizm. A więc znowu drobne, prywatne tragedie ludzi miłych, sympatycznych, a przecież jakoś tam skrzywdzonych przez los i tzw. "twardą rzeczywistość".
W tym miłym, starym domu, w mikrokosmosie rodziny Gusiatnikow, wbrew najlepszej woli i najszlachetniejszym intencjom i postawom bohaterów "dzieją się" przecież rzeczy zgoła ponurawe. W egzemplarzu autorskim jest "Ten stary, miły dom" tradycyjną raczej komedią obyczajową, opartą na także niezbyt nowej zasadzie "śmiechu przez łzy", sztuką zgrabnie zbudowaną, sympatyczną, ale jednak dość konwencjonalną.
Ale tekst autorski stał się dla realizatorów - leningradczycy Piotr Fomienko - reżyser i Igor Iwanow - scenograf - zaledwie pretekstem. Zbudowali dzieło autonomiczne, żyjące własnym, scenicznym życiem.
Naczelnym założeniem tej koncepcji jest najdalej posunięta teatralizacja, odrealnienie działań bohaterów, oderwanie ich od obyczajowej otoczki.
W nastrój ten znakomicie wprowadza scenografia Igora Iwanowa, prowokacyjnie teatralna, pozornie odwołująca się do tradycyjnych, dziewiętnastowiecznych nawet doświadczeń, ale w tym właśnie jej przewrotność. W gruncie rzeczy bowiem jest bardzo współczesna, poetycka, powiedziałbym nawet - nadrealistyczna.
Scenografię tę znakomicie zresztą ogrywa reżyser. Nieczęsto spotyka się w naszym teatrze tak idealne współdziałanie realizatorów. Piotr Fomienko poprowadził spektakl w brawurowym tempie, wprowadził szereg przezabawnych gagów, ostro i groteskowo zarysował sytuacje sceniczne. W tym przedstawieniu nie ma oczywiście miejsca na sentymentalizm, czy też czułostkowość. Inscenizator (bo trzeba tu jednak mówić o inscenizacji) ani przez moment nie pozwala nam zapomnieć, że wszystko to nie "dzieje się" naprawdę, że oto znajdujemy się w teatrze i śledzimy losy, wymyślonych, literackich bohaterów. Przez moment tylko, w końcowych sekwencjach sztuki, twórcy jakby poważnieją. Ale wówczas mowa jest przecież o prawdziwych ludzkich uczuciach, o pięknym, człowieczym poświęceniu. Głębsze są zresztą konsekwencje tych czysto formalnych zabiegów. Utwór zyskuje nowy wymiar. Wypreparowane z jednostkowych, obyczajowych układów, postawy ludzkie rysują się ostrzej, nabierają też nowego wyrazu. Gusiatnikow choćby nie jest tak czysty i szlachetny, jakby to na pierwszy rzut oka wyglądać mogło. Powiem więcej: jego mieszczańskie pięknoduchostwo jest ze społecznego punktu widzenia groźne.
Niewątpliwą zasługą reżysera jest także aktorska strona widowiska. Wszyscy wykonawcy konsekwentnie i interesująco wypełniają swe zadania, wszyscy też zasłużyli na gorący aplauz. Wśród równych wymienić pragnę przede wszystkim Andrzeja Hrydzewicza (Gusiatnikow), który zaprezentował niemałe wcale możliwości charakterystyczne, Władysława Dewoyno w niewielkiej tekstowo roli Erasta Wenecjanowa oraz interesująco debiutującą we Wrocławiu Halinę Śmielę (Nina Biegak). Z najtrudniejszą, najbardziej wewnętrznie skomplikowaną rolą Julii Nikołajewny interesująco poradziła sobie Irena Remiszewska. Jeszcze bardzo zabawna Ewa Kamas (Saszeńka), a także Sabina Wiśniewska (Raisa Aleksandrowna), Wanda Grzeczkowska (Ala), Stefan Lewicki (Fryderyk), Rafał Mickiewicz (Makary) i Jerzy Grałek (Mitia Chrustikow), a więc wszyscy zasługują na oklaski.
A w sumie premiera, którą z pełnym przekonaniem można rekomendować publiczności.