Artykuły

Aktorzy rzeszowskiego teatru

- Udało mi się zostać studentem niezwykle prestiżowej Krakowskiej Szkoły Teatralnej, gdzie rozpoczęła się moja wielka przygoda z prawdziwym teatrem. W czasie studiów moimi profesorami byli wybitni aktorzy, których do tej pory znałem tylko z kina i telewizji. To oni wprowadzali nas w tajniki tego niezwykłego zawodu i odkrywali przed nami piękno i niezwykłą moc teatru - mówi MATEUSZ MIKOŚ, aktor Teatru im. Siemaszkowej w Rzeszowie.

Jak to się stało, że został Pan aktorem?

- Prawdę mówiąc, przed ukończeniem gimnazjum nigdy nie przyszło mi do głowy, że w przyszłości mógłbym zostać aktorem. Byłem typowym umysłem ścisłym i wyobrażałem sobie, że w przyszłości zostanę inżynierem lub lekarzem. Wszystko zmieniło się wraz z początkiem liceum, kiedy to zacząłem brać udział w szkolnych akademiach, a potem trafiłem do dynowskiego stowarzyszenia, które raz w roku organizuje spektakle plenerowe. Dostałem rolę w przygotowywanym przedstawieniu i wówczas chyba po raz pierwszy pojawił się w mojej głowie pomysł o aktorstwie. Dodatkową zachętą do spróbowania swoich sił w tym zawodzie była wiadomość, że mój kolega, z którym startowałem w wielu konkursach recytatorskich, dostał się do Białegostoku na wydział lalkarski, więc i ja postanowiłem zawalczyć o swoje marzenia. Udało mi się zostać studentem niezwykle prestiżowej Krakowskiej Szkoły Teatralnej, gdzie rozpoczęła się moja wielka przygoda z prawdziwym teatrem. W czasie studiów moimi profesorami byli wybitni aktorzy, których do tej pory znałem tylko z kina i telewizji. To oni wprowadzali nas w tajniki tego niezwykłego zawodu i odkrywali przed nami piękno i niezwykłą moc teatru. Okres studiów wspominam bardzo mile, był to czas nie tylko intensywnej pracy nad warsztatem, ale też obcowania ze sztuką, kształtowania się artystycznych gustów i nawiązywania wielu znajomości i przyjaźni z niezwykłymi osobami, z którymi do dzisiaj pozostaję w kontakcie.

Niezapomniane wspomnienia ze sceny...

- Pierwsze, co przychodzi mi na myśl, to mój spektakl dyplomowy - "Damy i huzary". Grałem w nim porucznika, a moja koleżanka Zosię. W jednej z pierwszych scen, o lekko miłosnym zabarwieniu, spotykamy się z Zosią po dłuższym niewidzeniu, ona rzuca mi się w objęcia, patrzy na mnie oczami pełnymi tęsknoty i czułości, uśmiecha się... a ja na jej zębach widzę kawałek liścia sałaty. Spektakle dyplomowe odbywały się wieczorami, bo do południa mieliśmy zajęcia i żeby zdążyć z jednych na drugie, dosłownie wszystko robiliśmy w biegu. Najwidoczniej koleżanka w ostatniej chwili posiliła się kanapką i już na nic innego nie starczyło jej czasu. Ale co ja wtedy na tym przedstawieniu przeżyłem, to tylko ja wiem (śmiech). Myślałem, że nie zdołam powstrzymać śmiechu, a sytuację jeszcze pogarszała mina zdziwionej moim zachowaniem koleżanki... Naprawdę, do tamtej pory nawet nie przypuszczałem, ile może kosztować człowieka powstrzymanie się od śmiechu. Ze sceny zszedłem dosłownie mokry, a na domiar złego, ilekroć graliśmy to przestawienie, zawsze przypominała mi się ta sytuacja i miałem przed oczami tę moją Zosię z sałatą między zębami. Pamiętam również przezabawną sytuację z moich pierwszych spektakli w Siemaszce. Otóż przygotowywaliśmy się do spektaklu "Murzyn (może odejść)". Ja, młodziutki aktor zaraz po szkole, dzieliłem garderobę z doświadczonymi kolegami z tego teatru. Miałem do zawiązania coś w rodzaju fartucha, więc podszedłem do jednego z nich z prośbą, by pomógł mi go zawiązać. I nagle słyszę z przerażeniem od jednego z nich: "Przepraszam pana bardzo, ale mam nadzieję, że nigdy więcej nie obrazi pan w ten sposób innego aktora, bo takie rzeczy robią panie garderobiane. Mam nadzieję, że pan to zapamięta." Wyszedłem z garderoby przestraszony i zszokowany, bo oczywiście we wszystko uwierzyłem. W szkole aktorskiej wszystko musieliśmy robić sami, bo oczywiście nie było pań garderobianych, a tu nagle ledwo pojawiłem się w Siemaszkowej, a już nieumyślnie obraziłem aktora. Chciałem go nawet przepraszać i się wytłumaczyć, że młody jeszcze jestem, że nie wiedziałem, ale w końcu koledzy aktorzy uświadomili mi, że to był jedynie żart. Tego żartu i tego, ile ja się wtedy wstydu najadłem, nie zapomnę do końca życia (śmiech).

Mateusz Mikos - pochodzi z Dynowa, obecnie mieszka w Rzeszowie. Aktorstwo studiował w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie. W Teatrze im. W. Siemaszkowej w Rzeszowie zadebiutował rolą Rosencrantza w spektaklu "Hamlet. Tragiczna historia księcia Danii" w reżyserii S. Livermore'a. Występuje także w sztukach: "Hetery", "Bogu ducha winni", "Zemsta" oraz w najnowszym spektaklu dla młodej widowni pt. Jim Talar albo sprzedany śmiech".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji