Artykuły

Zemsta i szok murowany

"Zemsta" w reż. Pawła Kamzy w Teatrze Lubuskim w Zielonej Górze. Pisze Paulina Nodzyńska w Gazecie Wyborczej - Zielona Góra.

Pomieszanie z poplątaniem, odważna zabawa tematami, postaciami i konwencjami, kontrowersyjne sceny. Tak dużo, ale trudno powiedzieć o udanym spektaklu, a raczej o "Zemście" przekombinowanej

Po płomiennej przemowie Pawła Kamzy na konferencji prasowej w Teatrze Lubuskim, zakończonej burzą oklasków dziennikarzy, nie pozostało nic innego, jak tylko czekać na kolejny hit na miarę jego "Łez Ronaldo".

Tego się spodziewałam, mając w pamięci jeszcze genialny teatralny obraz o czeczeńskich uchodźcach, zagrany w ruinach teatru, reżyserowany przez tego samego twórcę. Niestety stało się zupełnie odwrotnie. Mimo że Kamza jak na tacy podał swoje intencje, dostaliśmy sztukę, z której zostaje dużo szumu, fajerwerków scenicznych i parę skandalizujących scen, jak gwałt hitlerowskiego strażnika na polskim jeńcu. Widz opuszcza teatr z jednym kołaczącym się pytaniem: o co tu właściwie chodzi? Przypomnijmy: sztuka nazywa się "Zemsta", a napisał ją w XIX wieku Aleksander Fredro.

Były Łzy Ronaldo

Paweł Kamza słynie z rozwiązań awangardowych. Wiemy, że od odważnych, niekonwencjonalnych zabiegów na scenie nie stroni, lubi szarpać emocjami. Takie były jego realizacje na scenie legnickiej, nie inaczej zrobił "Łzy Ronaldo".

Wiemy też, że zanim zabierze się za reżyserowanie, przygotowuje się perfekcyjnie. Korzysta wnikliwie z literatury, dociera do źródeł, a nim ubierze oficera w mundur, przetoczy godziny rozmów ze specjalistami. Podobnie postąpił tym razem. Reżyser dotarł do skrzynki pełnej listów, jakie pisał jeden z jeńców oflagu. Dowiedział się, że Fredro, mimo iż słynął z figlarnych komedii, spędził żywot w napoleońskim siodle i ledwo umknął śmierci. W wieku szesnastu lat wstąpił do armii, a wcześniej stracił matkę w pożarze domu.

- Jego komedie, jakby się dobrze wczytać, zazwyczaj opowiadają o tym, że świat się wali - tłumaczył. Reżyser powołał się też na fakt, że w oflagach, dla zabicia czasu i w ramach walki z depresją, żołnierze bawili się w teatr, a najchętniej wystawianą sztuką była właśnie fredrowska "Zemsta". Bingo! Mógł zakrzyknąć, by spełnić swoją artystyczną wizję: połączyć te dwie historie. Jak się okazało, nie była to fuzja spełniona. Scena nie poszybowała, a zaskrzeczała.

Lili Marlen z piórem w tyłku

"Zemsta", w dużym skrócie, to rzecz o konflikcie. O mur spierają się właściciele zamku, odwieczni wrogowie, Rejent Milczek i Cześnik. U Kamzy ta wojna schodzi jednak na drugi plan. Ważniejsze są mury między jeńcami i oficerami oflagu, a także metaforyczna brama, jaka dzieli polskich żołnierzy od II Rzeczypospolitej.

Kamza płynnie przeszedł do "Zemsty", każąc jeńcom grać ją dla Niemców. Nasi "aktorzy amatorzy" mówią więc tekstem Fredry. Referują celowo, jakby czytali sprawozdanie z pralni. Łatwo poznać, że myślami są zupełnie gdzie indziej. Kompletnie pomieszały się postacie; wcześniejszy kapitan Henryk Sosna nagle staje się Rejentem, a w groteskową Podstolinę wciela się podporucznik Zdzisław Łomiga. Zresztą groteskowość jest wszędobylska. Tyle że jest zbyt nachalna.

Całość kończy się, na pozór, pozytywnym finałem. Bohaterowie, z przyklejonymi uśmiechami i piórami wystającymi spomiędzy pośladków, odtańczą cykl pląsów do śpiewanej w różnych językach "Lili Marleen". Takie wspólne wykonanie słynnej piosenki Marleny Dietrich ma pozostawiać nadzieję na zgodę, na "dogadanie się". Pytanie tylko, czy aby żart z pióropuszem nie pogłębił uczucia jeszcze jednej kombinacji.

Bez owacji

Spektakl ratuje dobra gra aktorów. W "Zemście" oglądamy prawie samych panów, jedyną kobietą w szeregach jest tu Anna Chabowska. Męska część zielonogórskiego zespołu, przemieszana z aktorami gościnnymi, znakomicie sprostała niełatwemu zadaniu. Na szczególną uwagę zasługuje Łukasz Kucharzewski w roli bezwzględnego, ironicznego niemieckiego oficera Schwagermanna. Znakomity Aleksander Podolak jako przerysowana, egzaltowana Podstolina. Cóż, i chyba tyle...

Jasne, można robić spektakle dziwne, awangardowe, odbiegające od standardów. Można robić cuda z klasyką, wykrzywiać ją zgodnie z duchem nowych czasów, wplatać w nią nowoczesne technologie. W tym przypadku pojawia jednak pytanie: po co? W jakim celu łączyć temat przemielony przez kino i literaturę na milion sposobów (źli Niemcy) z poczciwą i wiecznie aktualną "Zemstą"?

Po premierze spektakl nie dostał owacji na stojąco, choć na zielonogórskiej scenie ostatnimi czasy takie reakcje stały się normą. Nie było kilkakrotnych braw i wyjść aktorów do ukłonów. Publiczność prędzej czuła się skonsternowana. A tym chyba dała znak, że eksperymenty jak najbardziej akceptuje, ale... nie przerysowane.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji