Artykuły

ah

Rozmowa Tomasza Jastruna z Adamem Hanuszkiewiczem została zarejestrowana w 2007 roku, w warszawskim domu reżysera. Wybitny reżyser, aktor i wychowawca kilku pokoleń aktorów. A jednak w ostatnim przed śmiercią wywiadzie Adam Hanuszkiewicz mówił mi mniej o teatrze, a więcej o sobie. Najszczerzej i najintymniej, jak potrafił. Rozmawia TOMASZ JASTRUN

Tomasz Jastrun: Już będąc dzieckiem, oglądałem go w telewizji i w teatrze. Głos, uroda - robiło to wrażenie nawet na dziecku. Potem słynne spektakle, dalej wiry lat 80. Pod koniec tych lat nagle do mnie zadzwonił, po jakimś moim tekście w paryskiej "Kulturze", zaprosił, abym pojechał z nim i z jego zespołem na Litwę, która stała u progu wolności. Od tego czasu spotykałem go na tyle często, by czuć się z nim blisko, ale na tyle rzadko, by za każdym razem mieć poczucie przygody. Adam był niezwykły, także w swoich słabościach, nawet jego narcyzm miał klasę. Byłem potem świadkiem jego zmierzchu, kiedy zaszył się w depresji, która nie opuściła go już do końca. Zdążyłem spotkać się z nim, gdy coraz głębiej zapadał w milczenie. Był jak wielki kolorowy owad, coraz słabiej szamocący się w pajęczej sieci. Chciał, bym utrwalił naszą rozmowę na przyszłość. Rozmowa nie jest, niestety, pełna, na drugiej stronie taśmy nagrałem wywiad z Zofią Nasierowską. Zmarli zacierają ślady po zmarłych. I tak spektakl trwa.

Kiedy czytałem, co o sobie pisałeś i mówiłeś, dziwiło mnie, że tak słabo pamiętasz dzieciństwo. A pamięć masz genialną. Muszą być przebłyski... Kiedy zacząłeś coś pojmować, rozumieć?

Adam Hanuszkiewicz: Zrozumieć świat? Nie rozumiałem go i nadal nie rozumiem. A dzieciństwo? Izolowałem się. Brałem książkę i zamykałem się w swoim pokoju. Od dziecka miałem instynkt antystadny.

T.J.: Jaki był twój dom?

A.H.: Lata 20. i wojna polsko-bolszewicka. Przebłyski...Tak widzę wojnę. Elegancka armia niemiecka, Bawarczycy, a potem Rosjanie, sznurki, zardzewiałe karabiny na sznurkach, chałaty straszne. I taki generał, zresztą bardzo zasłużony, narzeczony mojej matki. Kiedy przyszedł się oświadczyć, widać mu było te "strączki" od kalesonów. Nie chodził nigdy w cywilu, ale oświadczyć się przyszedł bez munduru. Matka dostała nagłego wzdrygnięcia estetycznego. I dlatego jestem - wybrała mego ojca.

T.J.: Czy w twoim dzieciństwie nie za mało było uczuć? Wybacz, że psychologizuję, ale mam wrażenie, że z prawdziwymi głębokimi uczuciami miałeś zawsze problem... Popatrz na relacje z własnymi dziećmi.

A.H.: Wiesz, gdy się urodziłem, to ważyłem sześć kilo bez paru deka. A matka była drobna. Dostała szoku poporodowego. Pół roku w sanatorium. To masz za odpowiedź... Z tego też wynika pewnie moje pobabranie w relacjach z kobietami. W erotyce mam taką nietypowość, że ciągnęło mnie u kobiety przede wszystkim ciepło ciała. I właściwie samo przytulenie było ważne. I z tego szedł seks. Czyli pewnie niedosyt kontaktu emocjonalnego.

T.J.: Potrzeba matki, przymus bliskości, której nie dostałeś jako dziecko?

A.H.: Im celniej pytasz, tym bardziej jestem bezradny.

T.J.: Próbuję zrozumieć.

A.H.: Nie wiem, czy cel jest słuszny. Czy można zrozumieć kogoś? Siebie?

T.J.: Można próbować. Z całą pokorą.

A.H.: Ja się pokorą brzydzę.

T.J.: Zawsze cię o to podejrzewałem.

A.H.: Widzę w pokorze obłudę. Co oznacza pokora? Tak naprawdę jest w niej wielka pycha. W ugrzecznieniu - też, dlatego często jestem niegrzeczny. Bywam prawdomówny, czyli w powszechnym poczuciu nachalny. Weredyk nielubiący świata, który pod sztandarem prawdy przy......la. Kiedy ktoś maniacko szuka prawdy, to gdy znajdzie, mówi bez względu na to, ile to kosztuje... Także dlatego byłem zawsze atakowany. Od samego początku. Miałem za sobą tylko publiczność. A krytyka - to same ukłucia.

T.J.:Pamiętasz pierwsze dotknięcie sztuki?

A.H.:Pamiętam mój rodzinny Lwów, niesamowity, wielokulturowy, zgodny. Wzór dla dzisiejszej zjednoczonej Europy. Coś ciągnęło mnie do myślenia i do sztuki, ale życia towarzyskiego już nie pamiętam. Była też ministrantura. O szóstej rano wstawałem, szedłem w śniegu kilkaset metrów do jezuitów i służyłem do mszy.

T.J.: Jeszcze z łaciną, więc magia.

A.H.: Żebyś wiedział... Był też jakiś konkurs na opowiadanie o oszczędności. Napisałem, wygrałem i dostałem pierwszą nagrodę. Dialogiem to napisałem. Jako jedyny.

T.J.: Coś dotknęło cię i powiedziało: "idź"?

A.H.: Przypadek. Sam byłem prawie dzieckiem, a już byłem żonaty. Marta była już w ciąży. Front przeszedł pod Rzeszowem, mieszkałem tam wtedy. I zaczęło się branie do wojska. Wujek mi mówi: "Wcielą cię do armii i zginiesz, nim Berlin wezmą. A tu będzie robiony teatr drugiej dywizji Wojska Polskiego, na wzór lubelskiego. Masz warunki, to zapisz się do szkoły teatralnej". Poszedłem na egzamin, wyrecytowałem "Smutno mi, Boże!". Jeden z komisji skrzywił się: "Jaki potworny akcent lwowski!". Poczułem się dotknięty i zdeklasowany. Z bólem wchodziłem w teatr. Dalej to już samo leciało. Przyjechała bogini teatru Siemaszkowa

i powiedziała, że pierwszy raz widzi aktora w moim wieku tak zdolnego. Fryczowi powiedziała, że odkryła geniusza.

T.J.: Od razu geniusz? Co czułeś?

Chyba zawsze miałeś w sobie potężnie ugruntowaną pewność siebie?

A.H.: Nikt z aktorów, którzy potem ze mną pracowali, nie podejrzewał, że ja udaję, szukam. Że nie znam swoich przedstawień, na miejscu je wymyślam. Też dlatego, że jestem samoukiem, nikt nie założył mi klapek na oczy. Nie nauczono mnie teatru. Na szczęście dlatego było mi łatwiej.

T.J.: A ten wczesny związek i od razu dziecko? Byłeś taki młody.

A.H.: Na ślub musiałem dostać zgodę obojga rodziców. Ojcu powiedziałem (był już rozwiedziony z matką, u nas to dziedziczne), że matka się zgadza. A potem matce - że ojciec mówi: "tak". I stanąłem przed ołtarzem, chociaż zapomniałem pierścionka. Jeszcze przed urodziła nam się córeczka Teresa. Miesiąc później debiutowałem w "Zemście" w roli Wacława.

T.J.: Masz dużą odwagę mówienia o seksie, myślę o tym, co pisałeś w swoich autobiografiach. Ale też walisz bez litości prawdę na temat tego polskiego, endeckiego kołtuna, co nam się teraz odrodził. Czyli o tym, z czego tak genialnie kpił już Norwid.

A.H.: Norwid powiedział o Polsce wszystko do dna, a ja go steki razy cytowałem. I zawsze były oklaski. Jakby Polacy przeczuwali swe wady. A seks? Może to mój ekshibicjonizm?

T.J.: Przeżywałeś życie przez poezję i kobiety.

A.H.: Wszystkie moje kobiety uważały mnie za tyrana.

T.J.: Może coś w tym jest?

A.H.: Jest i nie jest. One były spod znaku Byka. Rysiówna, Kucówna. A Byk musi mieć w domu porządek. Ten obóz koncentracyjny, o który mnie oskarżały, tworzyły same.

T.J.: Tyran zwykle nie jest świadomy swej tyranii. Zawsze sobie i innym organizujesz świat?

A.H.: Reżyser musi. Inaczej się nie da.

T.J.: Problem w tym, że zawsze chcesz trzymać kierownicę. A teraz tracisz kontrolę nad życiem, zresztą taka kontrola zawsze jest złudzeniem.

A.H.: Więc żyję już bez złudzeń. I bez pieniędzy. Wiesz, mój ojciec przepuścił wszystko, mnie też pieniądze się nie trzymały. I nawet nie pomyślałem, że na starość mogą być potrzebne.

T.J.: Patrzysz na życie, jak się patrzy na sztukę: wszystko w scenach z puentą. Z pierwszą żoną rozszedłeś się błyskawicznie. Pisałeś o tym, wynotowałem, to arcydziełko anegdoty.

A.H.: Zacytuj.

T.J.: "Wróciłem kiedyś wcześniej, niż było to w planie, z teatralnego objazdu po Wałbrzychu i Świdnicy, zobaczyłem nagle w środku nocy w przedpokoju moim płaszcz i kapelusz, który na pewno nie należał do mnie. Nie wchodząc do małżeńskiej sypialni, przespałem się najspokojniej na kanapie w drugim pokoju, ale kiedy rano po głębokim śnie obudziłem się, byłem w mieszkaniu już sam, bez żony, dziecka, i byliśmy oboje bez winy. Wojna była winna".

A.H.: Nic dodać, nic ująć. Wydaje mi się teraz, że pamięć nie ma czasu. Stąd trudność w odczytaniu, rozumieniu, w poznaniu siebie, patrząc wstecz. Nie ma wstecz. Czas poznaje się po dzieciach, po ludziach, którzy osiwieli. I umarli.

T.J.: Co czujesz, gdy widujesz pięknego młodzieńca - siebie sprzed lat?

A.H.: Jak zbliżam się do końcówki, ojca mego widzę. Bez przerwy ojca, a nie siebie. Dziwne.

T.J.: Masz poczucie spełnionego życia?

A.H.: Choruję i jestem w sytuacji bardzo poważnej. Wcale bym się nie zdziwił, jakbym zaraz umarł. To mi zamazuje obraz. Ale pamiętam, co czułem, zanim przyszedł czas fatalny. Byłbym świnią, gdybym inaczej mówił niż, że miałem szczęśliwe życie...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji