Orfeusz w świecie maszkaronów
Swój jubileuszowy 50. sezon teatr Lalka rozpoczął spektaklem niezwykłym i intrygującym. "Orfeusz" Zygmunta Smandzika, adresowany do starszych dzieci i widzów dorosłych, to widowisko plastyczno-muzyczne pełne metaforycznych obrazów, symbolicznych znaków i kulturowych odniesień.
Spektakl jest kontynuacją poszukiwań teatralnych tego wybitnego reżysera i scenografa z lat 70., kiedy to w Opolu powstały dwa jego pierwsze autorskie przedstawienia - "Ptak" i "Szufladka". Po dwudziestu latach Zygmunt Smandzik, mieszkający i pracujący od 1979 roku na stałe w Niemczech, powraca do nurtujących go wówczas problemów. Interesuje go człowiek uwikłany w cywilizację, w technikę, zmagający się z barbarzyństwem i agresją, które są zakodowane w jego własnej naturze.
Tym razem artysta sięgnął po wielki temat mitologiczny. Dziwna jest to jednak opowieść o Orfeuszu - bez Orfeusza, bez Eurydyki, bez dramatu wielkich namiętności, wreszcie - bez... samej opowieści. Widowisko Smandzika jest bowiem doskonale afabularne, zbudowane na zasadzie kolażu z samodzielnych metaforycznych scen, do których najlepszym kluczem jest przytoczone w programie motto - sentencja niemieckiego kompozytora i pedagoga Carla Orffa: "Fantazja jest jedyną wolnością człowieka".
Sceniczna rzeczywistość Smandzika to groźny, wszechobecny Hades, zaludniony tłumem niepokojących zjaw, agresywnych stechnicyzowanych maszkaronów, ponurych widziadeł. Przez ten nieprzyjazny, opresyjny świat żegluje papierowy okręcik, puszczony na niespokojne wody Styksu przez dziecko - chłopca w niegdysiejszym marynarskim ubranku. Ze swojego kuferka chłopiec wyjmuje dziecinne skarby - muszlę, fujarkę, papierowy kalejdoskop i łódeczkę, płócienną koszulę. Dźwiękiem fujarki przywołuje magiczny świat dziecięcych marzeń z niebem usianym choinkowymi bombkami i z płócienną koszulą uskrzydloną rojem jarmarcznych piórek.
Oto słoneczny, oniryczny prolog, przedsionek owego mrocznego Hadesu, który bez reszty zawładnie sceną, gdy tylko zejdzie z niej dziecko. Od tej chwili papierowy okręcik sam będzie musiał stawić czoło hadesowym strzygom i maszkaronom, rodem z obrazów Boscha i surrealistów. Zaś płócienna zgrzebna koszula - powłóczysta szata, raz po raz będzie nabierała życia i rozpościerała puste rękawy w poszukiwaniu swego wnętrza. Znajdzie je wreszcie w finale, kiedy ukrzyżowana na monstrualnych hakach, odbije wizerunek ludzkiej twarzy niby chusta Weroniki.
Spektakl Smandzika zbudowany jest na podobieństwo partytury muzycznej, gdzie symultanicznie przenikają się różne rzeczywistości. Nie ma w nim jednak gradacji napięcia, składa się bowiem z samych kulminacji. Wiele jest w "Orfeuszu" kulturowych odniesień, malarskich i teatralnych tropów. Wyraźne są fascynacje twórczością Hasiora, Makowskiego, Kantora i Szajny, wyczuwalne jest pokrewieństwo z teatrem Leszka Mądzika.
Ten intrygujący, niełatwy spektakl z pewnością wzbudzi wiele emocji i polemik. Pytanie zasadnicze - co na to dzieci? Są podczas przedstawienia okrzyki przestrachu, jest trochę płaczu, ale nade wszystko jest wielkie skupienie, zafascynowanie metaforycznym obrazem i abstrakcyjną, niefabularną formą. Młodzi widzowie przedpremierowych pokazów potraktowali spektakl jako intelektualne wyzwanie. "Pan dał nam nie gotową rzeźbę, ale glinę do jej ulepienia" podsumował "Orfeusza" jeden z nastoletnich widzów.