Artykuły

Szczecińska Bazylissa Teofanu

Przedstawienie "Bazylissy Teo­fanu" w inscenizacji Ryszarda Majora, wystawione przez Teatr Współczesny w Szczecinie, trudno uznać za sukces. Złożyło się na to kilka przyczyn.

Każda inscenizacja utworu Ta­deusza Micińskiego wymaga od teatru podjęcia trudu adaptacji. Nie jest to tyko zabieg technicz­ny, konieczny ze względu na roz­miary dramatu. Sztuka Miciń­skiego jest dziełem chorym, cier­piącym na nadmiar - słów, po­mysłów, wizji i wątków. W jej gąszczu trzeba dopiero wytyczyć ścieżki, którymi reżyser popro­wadzi publiczność. Od powodze­nia tych zabiegów wstępnych (które należy mierzyć stopniem osiągniętej jasności i klarownoś­ci) zależy w ostatecznej mierze sukces lub porażka przedstawie­nia.

Nie żądam wypreparowania z dramatu Micińskiego akcji fabu­larnej i uczynienia z niego kro­niki dziesięciu lat krwawych zmagań o tron bizantyjski. "Bazylissa Teofanu" jest czymś wię­cej niż sztuką historyczną. Idzie o to, by teatr nie gubiąc tego, co stanowi wartość utworu Mi­cińskiego, pominął to, co jest w nim powtórzeniem, mielizną, boczną odnogą głównego nurtu. Tego właśnie nie udało się osiągnąć w Szczecinie. Na scenie pojawiają się wciąż nowe postaci, sprawy i okoliczności, przez co przedstawienie ani nie postępu­je do przodu, ani się nie pogłę­bia, a tylko poszerza, puchnie, wikła i komplikuje, zaś widz gubi się w jego chaosie.

Major-reżyser niezbyt wspoma­ga Majora-autora adaptacji. In­scenizując "Bazylissę" w Sali Bo­gusława Zamku Książąt Pomor­skich, Ryszard Major wykorzy­stuje całą jej wielopoziomową przestrzeń. Akcja przedstawienia rozgrywa się wśród widzów, na pomoście poprowadzonym przez środek sali, na umieszczonym w jej głębi podwyższeniu sceny oraz na dwóch kondygnacjach obiegających salę krużganków. Ale tej zaplanowanej z rozma­chem w stylu le grand spectacle inscenizacji towarzyszy re­żyseria i gra aktorska rodem z te­atru rapsodycznego. W niezliczo­nej ilości scen powtarza się jed­no i to samo rozwiązanie: sto­jącą na scenie postać zagaduje inna, pojawiająca się nagle w krużganku po prawej stronie. Pa­da kilka kwestii, postać z pra­wego krużganka znika, a poja­wia się inna - tym razem w le­wym itd., itp. Poszczególne sce­ny stają się w związku z tym statyczne i nużąco do siebie po­dobne, i - co najważniejsze - nie dokonuje się w przedstawie­niu ich sumowanie, które Wilam Horzyca uznaje za zasadę tech­niki dramaturgicznej Micińskie­go.

Niezbyt fortunny jest sam po­mysł wystawienia utworu Mi­cińskiego w gotyckim Zamku Książąt Pomorskich. Pozornie mogłoby się wydawać, że trud­no o lepsze miejsce dla zapre­zentowania napisanej świadomie przeciw wymogom tradycyjnej sceny pudełkowej "Bazylissy Teo­fanu". Jak jednak w surowej, bia­łej Sali Bogusława ukazać tę oszalałą orgię barw i form, która cechuje wizję Bizancjum przed­stawioną przez dramaturga? Sce­nografia Jana Banuchy nie tylko nie zdołała narzucić swego stylu zamkowemu wnętrzu, lecz sama została przez nie zdominowana.

W spektaklu nie ma Bizancjum, tego "ropiejącego wrzodu ludz­kości", pokazanego w całej jego wielkości i nędzy, w wyniku cze­go gubi się gdzieś racja walki prowadzonej przez Teofanu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji