Artykuły

Te szczeniaki przywiozły wspaniały film

- To nie są już nieopierzone kury, które nie potrafią same chodzić. Oni pokazali, że potrafią. Na pewno nie wchodzą za wcześnie w branżę - mówi reżyser Kazimierz Kutz studentach PWSFTViT, twórcach filmu "Oda do radości" nagrodzonym na XXX FPFF.

Krzysztof Kowalewicz: "Oda do radości" [na zdjęciu] to według Pana najlepszy film na tegorocznym festiwalu?

Kazimierz Kutz: Najlepszy dlatego, że był jedynym, jaki widziałem (śmiech). Ze względu na obowiązki senatora na Śląsku przyjechałem na festiwal dopiero w piątek wieczorem. Usłyszałem same dobre opinie o "Odzie do radości", no i postanowiłem ją zobaczyć. Po starszych kolegach raczej wiem, czego się spodziewać, a w tym przypadku spotkała mnie miła niespodzianka. Ten film będzie się cieszył wielkim powodzeniem u młodych ludzi, bo mówi o ich podstawowych problemach.

Po projekcji powiedział Pan: "To kino, na jakie czekamy".

- To wspaniały film, wielkie wydarzenie. Nie pamiętam, kiedy w gdyńskim konkursie pojawili się tak młodzi ludzie. Kiedy na scenę po nagrodę weszła cała ekipa, jakieś 30 osób, to robiło wrażenie. Czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Te szczeniaki przywiozły wspaniały film. Dostali drugą co do ważności nagrodę. Ten film pojawił się w ważnym momencie. Przecież właśnie zaczyna obowiązywać nowa ustawa o kinematografii. A "Oda do radości" stanowi kontrapunkt systemu. Nowa ustawa ma stawiać na młodych, pomagać im. Tymczasem okazuje się, że młodzi sami sobie dobrze radzą. To bardzo optymistyczne zdarzenie na festiwalu.

Czy nie za wcześnie "te szczeniaki" zaczynają przygodę z filmem?

- Po tym, co pokazali, pańskie pytanie należy uznać za obraźliwe. To nie są już nieopierzone kury, które nie potrafią same chodzić. Oni pokazali, że potrafią. Na pewno nie wchodzą za wcześnie w branżę. Dzisiejsze pokolenie ma o wiele szybciej kontakt z kamerą i kinem. Młodzi reżyserzy udowodnili, że mają nie tylko talenty artystyczne, ale i organizacyjne.

Cała trójka wzięła urlop dziekański na czas realizacji filmu. Pochwala Pan takie postępowanie?

- Co w tym dziwnego? Przecież ci ludzie nie mają jeszcze do perfekcji opanowanej techniki pracy, a przygotowanie fabuły wymaga nieprawdopodobnego skupienia i mnóstwa wolnego czasu.

Studenci boją się teraz powrotu na uczelnię. Mają wiele niezaliczonych egzaminów.

- Spokojnie. Spotkałem na festiwalu operatora Wiesława Zdorta, który był wniebowzięty po obejrzeniu "Ody do radości". Taki film to sukces szkoły, może nawet przede wszystkim szkoły. To świadectwo, że wychowuje się dobrych filmowców. A na uczelni na pewno sobie poradzą. Jedni profesorowie będą zawistni, ale ci, którzy ich uczą, z pewnością dadzą jakieś ulgi.

Podobno zabiegał Pan o spotkanie z młodymi reżyserami na festiwalu.

- Podczas wspólnego obiadu namawiałem ich, żeby się zorganizowali i próbowali działać wspólnie. Zaproponowałem nawet pomoc w zorganizowaniu pokoju w Instytucie Filmowym. Powinni stworzyć jakąś agendę młodych. Pojedynczo mają bardzo małe szanse.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji