Artykuły

Fredro na słońce i deszcz

Dusza starego sknerusa Pro­spera Łatki zamknięta w ciele młodego człowieka. Odważny, choć nie nowatorski to zabieg ze strony reżysera. Podwójnie odważny ze strony odtwórcy głównej roli - Tomasza Sapryka - nie tylko obciążonego "niełatkowskim" wiekiem, ale także pochodem wielkich aktorów, którzy od prapremiery w 1835 roku wcielili się w tę postać.

Po raz kolejny Teatr Polski w Warszawie sięgnął po Fredrę, a Andrzej Łapicki jako reżyser rozsmakował się w swym ukochanym dramaturgu i poecie.

Wielość elementów scenografii Łucji Kossakowskiej zmienia du­żą scenę w kameralne wnętrze i daje ogromne możliwości sytu­acyjne. Wspaniale odnajduje się w nich Tomasz Sapryk. Jego Łat­ka (rolę tę gra na zmianę z Woj­ciechem Pszoniakiem) to pełny nerwowej ruchliwości, nadekspresyjny, wręcz histeryczny spryciarz-pechowiec. Przypomi­na drobnego kapitalistę-dorobkiewicza, wiecznego kombinatora, który w ostatecznym rozrachun­ku i tak zawsze traci. Miast obrzy­dzenia, wstrętu i niechęci, budzi

on politowanie, a nawet pobłażli­we współczucie. To taka swojska karykatura bohatera romantycz­nego - archetyp polskiego "small-biznesmena". Saprykowski Łatka jest charakterystyczny, nie zaś - jak literacki pierwowzór - odraża­jący. Jest także prawdziwie śmieszny i nie pozbawiony specy­ficznego uroku, co w zestawieniu z mdławym, nijakim, rodem wprost z międzywojennego teatru ogródkowego Leonem Birbanckim (Dariusz Biskupski) poddaje w wątpliwość matrymonialne marzenie Rózi. Birbancki, które­go egoizmu, krzywdzących żar­tów i przyziemnych sposobów walki z przeciwnikiem nie równo­waży nieprzeparty wdzięk osobi­sty, budzi jedynie antypatię. Inne­go zdania jest niestety cielęco za­kochana w nim panna Organówna w wykonaniu debiutantki - Ewy Konstancji Bułhak. Jej Rózia pretenduje do miana mdlejąco rozanielonego wzorca amantki. Jednak w tym przypadku jest to zabieg założony i konsekwentnie prowadzony.

Współczesnego rekina kapitali­zmu w krzywym zwierciadle przedstawia Ignacy Gogolewski w roli Twardosza. Twarz pokerzysty, zimna kalkulacja, brak ludzkich uczuć i odruchów, a to wszyst­ko "wygrane" bardzo oszczędnymi i precyzyjnymi środkami - zrytmizowanym gestem, zaskakującą mo­dulacją głosu. Pierwsza scena po­między Łatką a Twardoszem to prawdziwy majstersztyk, kwitowa­ny przez publiczność brawami.

Na uwagę zasługują również Wojciech Alaborski i Damian Damięcki w rolach braci Lagenów. Te świetnie przez Fredrę na­pisane perełki-epizody, wcielają oni w sceniczne życie z wdzię­kiem, humorem i brawurą tworząc przesympatyczną parę pantoflarzy-niezgrabiaszy.

Jak zawsze charakterystyczny, przeuroczy i przewrotny jest Wieńczysław Gliński jako Doktor Hugo, a Wiesław Gołas rozśmie­sza do łez w ciekawym epizodzie Oberżysty.

Zadziwiająco współcześnie brzmi komedia hrabiego Fredry w czasach raczkującego kapitali­zmu, renesansu małżeństw kon­traktowych i pełnego wachlarza nowych form ubezpieczeń na ży­cie. Jednak pomimo współcze­snych odniesień "Dożywocie" jest przede wszystkim mistrzow­ską, prześmieszną i pełną czaru, choć nie pozbawioną goryczy ko­medią.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji