Artykuły

Zawsze trema

Rozmawiamy z Krzysztofem Babickim reżyserem "Arkadii" w Teatrze Polskim

Co czuje obcy reżyser, przyjeżdżając pracować do obcego teatru?

- Ma tremę. Jak go przyjmą? Ma oba­wy, czy da sobie radę, czy podoła, bo te­atr zaprosił go, żeby zrobił coś nadzwy­czajnego. Rozpoczynając próby, muszę przekonać aktorów do sensu pracy nad tym, co wymyśliłem i jak to sobie wy­obrażam. Traktuję aktorów jak partne­rów, razem szukamy drogi do celu. Upra­wiam ten zawód ponad 20 lat i z każdym rokiem, przed każdą następną sztuką, którą mam reżyserować, mam coraz większą tremę. Jednocześnie praca z no­wym zespołem, to jest zawsze większe wyzwanie i na pewno ma pozytywny wpływ na mój warsztat. Profesjonalnie ustawiłem sobie poprzeczkę wysoko i nie chciałbym nikogo zawieść, także siebie.

Wraca pan do "Arkadii" po raz trzeci.

- Nic nie narzucając, podsunął mi ten pomysł dyrektor tej sceny, Bogdan Tosza. Są dwie sztuki i jedna powieść, do których wracam. Ta powieść to "Biesy" Dostojewskiego, która mnie inspiruje i czytam na nowo "Pułapkę" Różewicza. Arkadia" Stopparda jest też sztuką niezwykłą, mo­że uda mi się przekonać do niej wrocław­skich teatromanów.

Robi pan teatr intelektualny, a żyjemy w czasach, w których nikt nie umie słuchać i myśleć, woli łatwe obrazki i najlepiej wesołe. Jako społeczeństwo idiociejemy.

- Okropnie pan przesadza. Sądzę, że jest wielu, w zasadzie większość ludzi, któ­rzy chodzą z wyboru do teatru. Jeśli, ktoś zdecyduje się iść na spektakl Krystiana Lu­py, to wie, że spektakl będzie długi i gęsty. Jeśli ktoś się wybierze na "Arkadię", to ze świadomością, że sztuka oparta jest na fi­nezyjnym dialogu, ale doprawiona wybor­nym angielskim poczuciem humoru, w końcu Stoppard to już prawie klasyk.

Trochę wyszedł z mody, podobnie jak pan.

- Kiedy byłem tak zwanym modnym re­żyserem, zrozumiałem bardzo szybko, że Polska jest takim miejscem, co jest nieszczę­ściem polskiego teatru, gdzie obowiązują sezonowe mody. Moda trwa od dwóch do czterech lat. Kiedy się spotykam z Tad­kiem Bradeckim po latach, to śmiejemy się, wspominając tę falę nagród i zainteresowa­nia prasy. Przede mną był Wiśniewski i Bradecki, potem byłem ja i wygrywaliśmy wszystkie możliwe festiwale, także wrocław­ski festiwal polskich sztuk współczesnych. Gdy się było na tej fali, można było zrobić spektakl lepszy czy gorszy, a i tak okazywa­ło się, że jest wybitny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji