Wedekind w Gorzowie
Twórczość Franka Wedekinda - pisarza niemieckiego - na dziesiątki lat legła w zapomnieniu. Nie tylko jego nazwisko nie pojawiało się na afiszach teatralnych, ale również nieosiągalne są jego utwory w sporadycznie czynionych tłumaczeniach na język polski.
Po "Puszce Pandory" zrealizowanej przez warszawski teatr "Studio", sięgnął obecnie po utwór Wedekinda gorzowski Teatr im. Juliusza Osterwy. Posłużył się nowym tłumaczeniem Izabelli E. Kosedy.
"Przebudzenie wiosny" nie należy do utworów łatwo poddających się realizacji scenicznej. Sztuka zbudowana jest z fragmentarycznych, dialogowych mini-scenek, które autor rozplanował w różnych miejscach akcji. Jednolitość problemowa utworu, powstałego w odruchu fin-de-siecle owego buntu artysty przeciwko pruderyjności i ciasnocie myśli dziewiętnastowiecznego mieszczańskiego społeczeństwa, rodzi dziś niebezpieczeństwo realizacji scenicznej martwej i dla widza papierowej obojętnej widzowi.
Utwór ten nie cieszył się również powodzeniem w czasach bliższych Wedekindowi - budził zgorszenie i sprzeciw publiczności, na którą atak był skierowany. Oburzała otwartość z jaką autor potraktował problemy płci oraz drastyczność, jak na ówczesne czasy, obrazowania niepokojów dorastającej młodzieży, ustawionej w opozycji do społeczeństwa dorosłych, ujętego w niezachwiane i bezkompromisowe normy moralno-obyczajowe.
Andrzej Rozhin - autor inscenizacji gorzowskiej - odczytał dramat Wedekinda z perspektywy doświadczeń historycznych i teorii psycho-socjologicznych dwudziestego wieku. Odciął się tym samym od realistycznego obrazu, wyznaczonego przez dramaturga, na rzecz symbolicznego zinterpretowania treści, jakie niesie utwór. Wydobył z niego akcenty psychologiczne, szukając dla nich motywacji w duchu psychoanalizy. Mimo, że "Przebudzenie wiosny" powstało w roku 1891, a więc o parę lat wcześniej niż ogłoszono koncepcję freudyzmu, wydobycie zbieżności odczuć artysty z badaniami Freuda wzbogaciło utwór.
Idąc tym tropem - Rozhin wyszedł nawet poza samego Wedekinda, wprowadzając do tekstu cytaty z Nietzsch'ego i inscenizując scenę ostatnią - faszystowskiego marszu na tle pokazanych na ekranie sylwetek wodzów III Rzeszy. Wskazał tym samym na historyczne przeobrażenia psychologiczno-społeczne narodu. Trafiając na stan zmęczenia i rezygnacji, ideologia faszystowska, proponująca człowiekowi znalezienie swojego miejsca w społeczeństwie przez subordynację i uznanie nowych autorytetów, pociągnęła za sobą wpierw jednostki, potem masy.
To, co zaproponował Rozhin, pozostaje wprawdzie w zgodzie z poglądami wielu psychologów i socjologów, prowadzących badania nad faszyzmem, niemniej posłużenie się do zilustrowania tego zjawiska tekstem Wedekinda było posunięciem ryzykowanym. Nie uwzględnia on bowiem, bo uwzględniać nie mógł - uwarunkowań najistotniejszych rodzącego się faszyzmu: ekonomicznych i politycznych.
SAMA inscenizacja poprowadzona jest konsekwentnie. Akcja rozgrywa się w surowej, szarej przestrzeni, z trzech stron ograniczonej kratami. Wisząca nad wydarzeniami ciężka, narastająca atmosfera niepokoju i grozy łagodzona jest miejscami nutami liryzmu. Na to rozplanowanie nastrojów wpływa między innymi bardzo sugestywna muzyka, opracowana przez Lidię Rydlewicz-Zielińską. Cały zespół zarówno w scenach o charakterze naturalistycznym jak i w scenach wyraźnie karykaturalnych (sceny w szkole), dał się poznać jako wyrównany i zdyscyplinowany.