Artykuły

Ku czemu szła wiosna?

Najpierw były czasy przedhistoryczne, jakieś zrywy i upadki, a dy­rektorzy zmieniali się jak pogoda na wiosnę. Aż przyszedł dyrektor, któremu uroił się w tym mieście teatr z prawdziwego zdarzenia. I patrzcie: w ciągu trzech sezonów udało mu się ten cel osiągnąć. Teatr im. Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim zaczął się liczyć na teatralnej mapie Polski.

A sprawa nie była łatwa. Gorzów, do wczoraj miasto powiatowe, jeszcze się nie całkiem oswoił z rolą miasta wojewódzkiego. Przykład prosto z brzegu: tramwaje dwa razy w ciągu dnia przerywają ("aż do odwołania") kursy na parę godzin, nieświadom tego obyczaju przybysz wpada w pułapkę. I trochę senna jest ulica Teatralna.

Ale teatr nie jest senny. Zreorganizował Dużą Scenę i dysponuje Małą. Stworzył Scenę XX wieku i Scenę Monodramu. Czy trochę nie na wyrost? Ale objeżdża gorliwie województwo i trafia za jego granice - także do NRD. Ma rzetelny choć szczupły zespół aktorski i przyciągnął grupkę młodych reżyserów. Rola kulturotwórcza teatru w niektórych ośrodkach terenowych wydaje się niezastąpiona. Teatr gorzowski spełnia taką rolę.

Obejrzałem w Gorzowie dwa przedstawienia: Brechta ,,Wesele u drobnomieszczan" oraz Wedekinda "Przebudzenie wiosny". Błahy żart sceniczny Brechta został doskonale podany: widzów posadzono za "stołem weselnym" i przemieszano wśród nich aktorów grających nowożeńców, ich rodziny i gości weselnych. Pomysł wmontowania zabawy w zabawę okazał się celny. Powstała swoista jedność. W tań­cach, przerywających groteskową zresztą akcję, uczestniczyli widzo­wie gremialnie. Toasty wznoszono wspólnie. Tylko awanturom wyni­kającym z treści sztuki przyglądaliśmy się biernie. Bardzo udana sztuczka.

A Wedekind? To gorzowskie przedstawienie "Przebudzenia wios­ny" wzbudziło szerokie zainteresowanie i znalazło omówienia w pra­sie centralnej. Na ogół pozytywne. Przyłączam się do tych opinii. Sztuka została wyreżyserowana sprawnie i zagrana poprawnie, albo i lepiej. Katarzyna Wójcik w roli dziewczęcej Wendli miała wiele szczerości i prostoty. Janina Bocheńska, Jan Wojciech Krzyszczak, Aleksander Maciejewski, Bogumił Zatoński wydali mi się wartościo­wymi aktorami. Sceny udane przeplatały się z mniej udanymi - groteska okazała się jeszcze zbyt trudna (lub za łatwa, jak kto woli) - ale w sumie przedstawienie było całkiem dobre, i to jest najważniejsze.

A nasuwało też sporo refleksji. Z obyczajowych tę, iż żadna dzie­dzina życia nie uległa w ostatnich 60 latach większym przemianom niż obyczaje. "Przebudzenie wiosny", sztuka ze schyłku ub. wie­ku, ukazuje jak głęboko potrafiła pruderia mieszczańska upupić społeczeństwo. 14-letnia szekspirowska Julia była w pełni świadoma i dojrzała do miłości. 14-letnia Wendla u Wedekinda jest dziecinną, żałosną ofiarą, przy czym tragedie takie zdarzały się rzeczywiście. Różnice obyczajowe są tak wielkie, że już nawet nie śmieszą. Refleksje literackie. Obok wielkiego renesansu Strindberga wydaje się, że jest też faktem renesans - mniejszy - Wedekinda. Teatry wznawiają z powodzeniem jego sztuki. Przed Gorzowem widziałem, "Przebudze­nie wiosny" w Paryżu. Przed kilku miesiącami głośne stało się przed­stawienie tej sztuki w Berlinie. W warszawskim Studio nadal utrzymu­je się w repertuarze "Puszka Pandory" Wedekinda. Na przeszkodzie wznowieniu u nas "Przebudzenia wiosny" stał dotąd dawny przekład, wręcz okropny. Ta przeszkoda zniknęła: nowy przekład Izabelli Kosedy brzmiał ze sceny naturalnie i gładko. Renesans Wedekinda jest uprawniony. Ten pisarz obudował swój naturalizm bardzo śmiało groteską, a swoim ekspresjonizmem torował drogę Brechtowi i Kaiserowi (także autor ,,do odkrycia").

Wreszcie refleksje polityczne, Wedekind stał w opozycji do reżimu wilhelmińskiego (siedział nawet "za obrazę majestatu"), a jednocześ­nie był dzieckiem epoki. W "Przebudzeniu wiosny" ostra satyra na stosunki obyczajowe zbiega się z ukłonem w stronę nietzscheanizmu, który z bohatera "tragedii dziecięcej" stworzyć ma w przyszłości "mocnego człowieka". Przeradzania się nietzscheanizmu w hitleryzm nie mógł Wedekind przewidzieć. Ale my - z dystansu doświadczeń historycznych - mamy prawo te powiązania ukazać i dlatego aprobo­wać można gorzowski finał "Przebudzenia wiosny", w którym reżyser - w sposób zaskakujący ale sugestywny - przeobraża ludzi z Wedekinda w ludzi Hitlera, w gromadę maszerującą w takt komendy Zamaskowa­nego Pana. Teatr pozwala na takie drastyczne skróty, czasem do nich zachęca. "Przebudzenie wiosny" zachęca.

Andrzej Rozhin, reżyser "Przebudzenia wiosny" i dyrektor teatru w Gorzowie, od jesieni obejmuje kierownictwo teatru w Olsztynie. Wyrażam dwie nadzieje: żeby Olsztyn na tej zmianie zyskał i żeby Gorzów na niej nie stracił.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji