Artykuły

Demony nauki, nowoczesność wampirów i poddaństwo kobiet

Ostatni dyptyk Jarzyny: ,,T.E.O.R.E.M.A.T" (jako dowód na istnienie Boga) i ,,Nosferatu" (jako dowód na istnienie wampira) - kamufluje zmagania polskiej nowoczesności z niedokonaną rewolucją seksualną: jest próbą uchwycenia takich kwestii, jak pożądanie jako figura transgresji, wymykająca się spod kontroli seksualność jako próba przekształcenia modelu rodziny i życia społecznego - pisze Agata Araszkiewicz w Czasie Kultury.

I wiele w tym słusznych intuicji. Jednak demony nauki kryptonimujące demony religii krzyżują się tu ciągle z demonami kołtuństwa, nie utrwalając w gruncie rzeczy więcej ponad konserwatywne klisze.

Wszystko niby się zgadza. Na współczesnej okładce pospolitego wydania powieści irlandzkiego pisarza Brama Stokera ,,Dracula" (1894) widnieje dość toporny rysunek. W cieniu upiornego zamczyska ciemny mężczyzna w czarnej pelerynie, z kłami w otwartych jak do krzyku ustach, unosi na ramieniu brankę, której obnażona pupa (w przezroczystych figach), a także wydatne piersi wychylają się z resztek podartej białej szaty. Arcysłynna powieść z gatunku popularnych, należąca do utworów, które niezwykle obficie zapłodniły kulturę masową (od filmu Murnaua, przez Herzoga i Coppolę, aż po powieści Annę Rice i serię filmową ,,Zmierzch"), doczekała się masowej, nęcącej okładki (choć może ona także rozczarowywać - książka napisana jest przecież wedle XIX-wiecznego purytańskiego kodu, więc bezpośrednich aluzji seksualnych właściwie prawie w niej nie ma). Jest to pierwszy w historii literatury kunsztownie przeprowadzony dowód na istnienie wampira. Stoker skompilował i usystematyzował w swej powieści wiele ludowych podań, romantycznych wierzeń i niepokojów epoki industrialnej. Drobiazgowo skomponowana, mistrzowska narracja, składająca się tylko z zeznań bohaterów akcji (i tropicieli Drakuli), utrzymuje czytelników w niemałym suspensie również i dzisiaj, ponad 100 lat po napisaniu utworu. Zarówno wyprawa Jonathana Harkera do Transylwanii, jak i przewrotne "fortele" morskiej podróży Drakuli do Londynu i jego w nim działalności czy somnambulizm i śmierć panny Lucy, a także naukowa krucjata profesora van Helsinga to trwałe toposy, rozwijane i przekształcane przez całą późniejszą wampirologię.

We współczesnym spektaklu Grzegorza Jarzyny ,,Nosferatu" [na zdjęciu] (premiera w listopadzie 2011) na motywach tej powieści, który można było zobaczyć ubiegłej jesieni w Paryżu w ramach Festival d'Automne (Theatre de 1'Odeon), wszystkie te wątki wracają. Spektakl rozgrywa się w całkowicie podszytej pragnieniem nowoczesności scenerii willi Art Deco, gdzie w pierwszej scenie widzimy większość bohaterów akcji (i bohaterów Stokera) jako pięknie wystylizowanych i nieco zblazowanych przedstawicieli wyższej klasy średniej. Postacie rozmawiają wyszukanym tonem o artykułach w prasie naukowej - najświeższe odkrycia z dziedziny fizyki mają wnieść nowe światło w rozumienie metafizyki i życia pozaziemskiego. I właśnie ta pierwsza scena, jak i późniejszy dialog doktora Sewarda (Jan Englert) z profesorem van Helsingiem (Jan Frycz), w którym jak echo powraca język "retrowirusów i limfocytów" współczesnej medycyny, najbardziej utkwiły mi głowie. Jednak nie tylko one. Towarzyszyło im wspomnienie scen, w których ubrana w zwiewną, obszerną, "przezroczystą" suknię panna Lucy (Sandra Korzeniak) odgrywa jakąś dziwną, "lubieżną" choreografię z mówiącym z obcym akcentem ponurym, ciemnym Draculą (Wolfgang Michael). Panna Lucy jest wykreowana w tym spektaklu na prawdziwy obiekt pożądania (obiekt "małe a", mówiąc po lacanowsku), jej suknia nie tyle skrywa, ile odkrywa ponętne, kobiece ciało, jej gra obejmuje kilkakrotne wykonanie dziwnego tańca pożądania w stylu peep show. Bezpośrednich aluzji seksualnych jest tu wiele, niby więc wszystko się zgadza. Ale nie zgadza się nic.

Jarzyna podjął się próby przeniesienia spektaklu wampirologii na obszar kultury wysokiej. Jego sztuka ma tchnąć mroczną powagą niezbywalnych kwestii, związanych z pytaniem o naturę dobra i zła, izolacji i samotności w życiu społecznym czy o możliwość zbawienia. Zamiast tego mamy niezbyt udaną, nieco pretensjonalną adaptację popularnej powieści, w której demony nauki opętańczo skupionej na konflikcie metafizycznym skrywają inne demony - niedokonanej rewolucji seksualnej. Mimo zamierzonego kapiącego erotyzmu wszystko tu jest płaskie i jakieś niedokonane. "Sceny pozostają zimne i pomimo ich wymownego charakteru nie przekazują nawet namiastki jakiejś zmysłowości. Wszystko tu zimne, smutne, brzydkie. Jak wysokie reformy w kolorze ciała głównej bohaterki Lucy" - pisał jeden z francuskich krytyków (wydanie internetowe "Un Fauteuil Pour L'orchestre"). Oswojona, nowoczesna, seksualna (nieco Młodziakowa) gotyckość, którą staje się opowieść o Nosferatu, zamienia się w krypto-mieszczański pastisz niemożliwej transgresji. W dokonanej przez Jarzynę adaptacji powieści Stokera język nauki jest histeryczny jak przyspieszony kurs nowoczesności. Wydaje mi się, że możemy tu odnaleźć konflikt współczesnej polskiej transformacji - przyspieszone nadrabianie lekcji pluralistycznej demokracji liberalnej zupełnie inaczej odbywa się w kwestii gospodarczej niż obyczajowej. Polska staje się krajem rozdartym między jej prawdziwym statusem cywilizacyjnym materialnego rozwoju a nie nadążającym za tym rozwojem świadomości obyczajowej kontrolowanej przez konserwatywną instytucję Kościoła (świadczą o tym niski poziom sejmowych i publicznych debat nad przemocą wobec kobiet czy małżeństwami homoseksualnymi, a także niska świadomość seksualna młodzieży itd.). Polska nowoczesność jest spazmatyczna i podszyta lękiem. Trochę tak jak spektakle Jarzyny.

W dzisiejszym rozumieniu toposu "wampira", tak jak na przykład analizuje to Maria Janion w kultowej obszernej pracy ,,Wampir. Biografia symboliczna" (2002) - jest on przede wszystkim kryptonimem pożądania. Tak zakodował go również Bram Stoker. W jego ,,Drakuli" industrialna nowoczesność zobrazowana jest chociażby w sposobie budowy narracji, która składa się z zapisków, wspomnień i dzienników poszczególnych protagonistów, utrwalonych na maszynie do pisania lub przy użyciu stenografów i fonografów. Ta wczesna nowoczesność ufundowana jest na wykluczeniu kobiet i kontroli ich seksualności w triumfie porządku rodziny mieszczańskiej zachodniej cywilizacji. Dracula, przybysz z Transylwanii, czyli ze Wschodu (reprezentant Słowiańszczyzny i Bałkanów), jest postkolonialną kliszą powrotu tego, co wyparte. Jest synonimem obudzonego pożądania kobiet (lub inaczej ich pragnienia emancypacji). Równocześnie w swym zrównoważonym języku naukowego opisu powieść Stokera koduje najbardziej skrajne zachowania seksualne: dopatrywano się w niej scen kazirodztwa, pedofilii, nekrofilii i sadyzmu oralnego. Po akcie przetoczenia krwi panny Lucy, potajemnie atakowanej przez wampira w napadach somnambulizmu, profesor van Helsing żartuje, że poprzez transfuzję krwi czterech mężczyzn Lucy "popadła w wielożeństwo". W tradycyjnej symbolice krew oznacza często zaślubiny, a czasami utożsamiana jest ze spermą. Można więc powiedzieć, że pod egidą profesora czterech bohaterów powieści, "dzielnych młodych mężczyzn", jednoczy się w ciele panny Lucy, dokonując tym samym rodzaju homoseksualnego (homospołecznego) zespolenia. Gdyby je lepiej przeanalizować, akty ,,Drakuli" same w sobie nie są nadmiernie drastyczne - zadowala się on tylko symbolicznym erotycznym przebudzeniem kobiet. Drastyczne jest to, że raz puszczone w ruch pożądanie nie może się zatrzymać i obnaża to, co stłumione. Wampir zaś staje się symbolem stłumienia kobiecego, męskiego, heteroseksualnego i homoseksualnego, symbolem seksualnej rewolucji.

Zresztą to możliwość właśnie seksualnej rewolucji, jej zaistnienie w Zachodniej Europie (bo o zakończeniu to chyba jeszcze mówić nie można), przynosi zupełnie nowe, "uczłowieczone" wizerunki wampira (by wspomnieć choćby powieści Annę Rice czy absolutnie kultową serię kinową ,,Twilight", która pokazuje wampiry jako "dobre", walczące ze swą złą naturą i o dobro na świecie). Wampirzyca, jako findesiecleowa femme fatale w ponowoczesności, jest raczej ikoną odzyskiwanej tożsamości, która rewolucjonizuje społeczny porządek. Dlaczego u Jarzyny nie ma na to miejsca? Jego adaptacja ugruntowuje, a nawet pogłębia kliszę "kobiety fatalnej" - Lucy jako post-Stokerowa Biała Dama odbywa nawet swoisty pojedynek z Drakulą, w którym ogłasza swą całkowitą nad nim wyższość. W kanonicznej wersji, u Stokera, w kulminacyjnej scenie Lucy "ma usta mokre od świeżej krwi", a "cienka, czerwona strużka spływa jej po brodzie na biały batystowy całun". Wiktoriański anioł domowego ogniska skalany tu zostaje nieczystą dwuznaczną seksualnością, noszącą znamiona anarchii. U Jarzyny Lucy prycha i parska jak zwierzę, próbując seksualnie zdominować mężczyzn, ale nie pozostaje niczym więcej niż nieprzetrawioną mistyfikacją męskich lęków. Żadnej wieloznaczności tu nie ma i właśnie dlatego pozostaje to nieprzekonujące. Zamierzone atuty spektaklu: powolność akcji, powaga wymawianych kwestii, pomimo wielkiego estetycznego piękna kolejnych odsłon (kolory i gra świateł przynoszą tu niemało wizualnej satysfakcji), ugruntowują tylko nadmierną, chybioną jednoznaczność.

Reżyser twierdzi, że w swym spektaklu chciał się odnieść przede wszystkim do współczesnych problemów społecznych, związanych z "zachowaniami narcystycznymi, pragnieniami bycia uznanym i nieśmiertelności oraz z lękiem przed upływem czasu". Gdzie indziej mówi jednak o możliwości zbieżnego odczytania Nosferatu z poprzednią wyreżyserowaną przez niego sztuką ,,T.E.O.R.E.M.A.T." według Passoliniego (premiera w lutym 2009). Można je nawet traktować jak dyptyk. W obu chodziłoby o to, że Obcy/Przybysz wkracza w zakonserwowaną wspólnotę, budząc i obnażając pragnienia jej członków. Pamiętam, że obejrzałam tę sztukę tuż po premierze w Warszawie i byłam nie mniej rozczarowana niż po ,,Nosferatu". Reakcje moich przyjaciół były podobne. W Paryżu nawet jedna ze starszych, bardzo uznanych dla polskiej sztuki na arenie międzynarodowej osób trafnie powiedziała, że spektakl wydaje się nużący, gdyż autor sam nudzi się problemami, które podejmuje. No właśnie. ,,Teoremat" Pasoliniego (1968) to film o pożądaniu, którego synonimem jest Obcy - intruz atakujący porządek rodziny. Jednak jego wtargnięcie nie jest jednoznaczne, a pożądanie, pomimo jego destrukcyjnych efektów, okazuje się też siłą poznawczą i odkrywczą. Jak wiemy, opowieść wampiryczna z definicji służy uwodzeniu, by przywrócić i ponownie ustanowić status tego, co wyparte, czyli pożądania. Można by więc powiedzieć, że ostatni dyptyk Jarzyny nie opowiada o lęku przed upadkiem wartości, jak on sam czasem mówi, ale o lęku przed pożądaniem.

W tym sensie dyptyk Jarzyny odnosiłby się do niedokonanej w Polsce rewolucji seksualnej, a nawet zapisywałby coś w rodzaju konserwatywnej rewolucji obyczajowej, która dokonała się w transformacji. Zwłaszcza odniesienie do Pasoliniego jest tu znaczące, jako że włoski reżyser traktował samego siebie jako krytyka mieszczaństwa w imię rewolucyjnego modelu wolności nie tylko seksualnej, ale przede wszystkim osobistej, jednostkowej. Krytykował zachodnią cywilizację za ugruntowywanie kapitalistycznego, konsumenckiego stylu życia, skupionego na kumulacji i utowarowieniu wartości, w tym również seksualności. Trudno powiedzieć, jak dalece projekt Pasoliniego był emancypacyjny, jako że nie wierzył on w emancypację jako gest polityczny, lecz bardziej mu chodziło o utworzenie fantazmatu innego wolnościowego projektu egzystencji, w którym sfery sacrum i profanum zostają przemieszczone, inaczej rozdystrybutowane. W tym sensie mistyczny Teoremat (dowód na istnienie Innego albo inaczej rozumianego boga - wedle Pasoliniego, film miał być spełnieniem zapowiedzi: "A słowo stało się ciałem") obnażał zamknięty mieszczański świat i otwierał go na transgresyjne doznania, mieszające porządek seksualności i sakralności.

U Jarzyny jednak Teoremat zamienił się w dowód na istnienie, i to istnienie o wielkiej sprawczej mocy - tradycyjnej moralności oraz religijnych wartości (których upadku niby się obawiają współcześni bohaterowie sztuki). Pożądanie pozostaje tu sprawką Obcego, ponieważ - mimo że niszczy istniejący świat (nuklearnej rodziny skupionej wokół figury Ojca-Profesora) - pozostaje mu obce. Największą cenę płacą kobiety: Obcy uwodzi po kolei każdego z członków rodziny, w tym także służącą ale to matka zostaje zgwałcona (gdy nienasycona szuka przygód w parku), a córkę ogarnia szaleństwo (i powtarza Chrystusową pozę ukrzyżowania bodaj na elektrycznym słupie). Nie wiemy, jak do tego dochodzi, gdyż trudno nam jako widzom wejść w środek inscenizacji uwiedzenia i pożądania, pozostajemy wobec niej zewnętrzni. Wszystko znowu jest zimne, wręcz sadystyczne, role są rozdane... I znowu - pomimo estetycznego piękna spektaklu - pozostaje pusta, niewykonana próba transgresji.

Ostatni dyptyk Jarzyny: ,,T.E.O.R.E.M.A.T" (jako dowód na istnienie Boga) i ,,Nosferatu" (jako dowód na istnienie wampira) - kamufluje zmagania polskiej nowoczesności z niedokonaną rewolucją seksualną: jest próbą uchwycenia takich kwestii, jak pożądanie jako figura transgresji, wymykająca się spod kontroli seksualność jako próba przekształcenia modelu rodziny i życia społecznego. I wiele w tym słusznych intuicji. Jednak demony nauki kryptonimujące demony religii krzyżują się tu ciągle z demonami kołtuństwa, nie utrwalając w gruncie rzeczy więcej ponad konserwatywne klisze.rym sfery sacrum i profanum zostaj trudno nam jako widzom wej

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji