Artykuły

Z flagą na walizce

"Trans-Atlantyk" w reż. Henryka Jóźwiaka w Teatrze im. Szaniawskiego w Płocku. Pisze Milena Orłowska w Gazece Wyborczej - Płock.

Płocki teatr w sobotę zaprezentował swą najnowszą premierę - "Trans-Atlantyk" Witolda Gombrowicza w osobistym wydaniu aktora Henryka Jóźwiaka. Macie jeszcze dwie szanse, by w tym sezonie obejrzeć to przedstawienie. Pierwsza jest już w tę niedzielę.

A naprawdę warto. Spektakl jest niezwykle skromny, wystawiony na scenie kameralnej, z ograniczoną do minimum umowną scenografią i tylko jednym aktorem. Ale to wystarcza. Wieczór z "Trans-Atlantykiem" da wam - po pierwsze - odświeżenie kontaktu (lub, kto wie, może pierwszy kontakt) z tą absolutnie wspaniałą powieścią. Aż dreszcze przechodzą na myśl, że wydany w latach 50. tekst jest tak doskonale trafny i tak boleśnie aktualny. Po drugie - będziecie na czasie, bo Gombrowicz jest teraz na ustach wszystkich, cały literacki świat czeka z zapartym tchem na wydanie jego osobistych zapisków, "Kronosa" (książka ma się ukazać pod koniec maja i ujawnić, jaki pisarz był "naprawdę"). I po trzecie - będziecie mieli kontakt z solidną teatralną robotą.

Henryk Jóźwiak jest autorem adaptacji scenicznej powieści, wyreżyserował spektakl i jako jedyny w nim wystąpił. No i spisał się doskonale. Jeśli chodzi o adaptację - skupił się bardziej na groteskowej prezentacji polskiego piekiełka w Buenos Aires w pierwszych dniach wojny (choć jasne jest, że Polacy podobne popisy mogą dawać wszędzie i w obliczu każdego zbiorowego doświadczenia). Słynny konflikt ojczyzna - synczyzna jest tu ledwie zaznaczony. Ale to zrozumiałe - coś z całego bogactwa powieści trzeba było wybrać, a spektakl i tak trwa całe półtorej godziny.

Jest przekomicznie i przetragicznie. Wszystko tu mamy - odmienioną w całej galerii postaci tę okropną stronę polskości - zamiłowanie do awantur, pieniactwo, pozerstwo. To, jak człowiek chcąc nie chcąc, bierze udział w tej farsie, powtarza te ojczyźniane puste gesty. A wszystko podane na śmiesznie, choć i strasznie jednocześnie.

Jeśli zaś chodzi o aktorstwo, Jóźwiak zmienia się na scenie w Gombrowicza, bohatera powieści. Gombrowicza jako takiego, do tego Gombrowicza, który udaje, że gdyby mógł, to wróciłby do kraju (choć wcale nie chce), i jeszcze Gombrowicza, który zgrywa geniusza, mistrza pisarstwa (choć dobrze wie, że to blaga). Ale przecież nie tylko - jest i jednym z pasażerów statku, i posłem - ambasadorem w Argentynie, trzema skłóconymi wspólnikami w interesach, tradycyjnym ojcem - Tomaszem i "putem" Gonzalą i we wszystkich rolach wypada przekonująco.

I jeszcze reżyseria - płocki "Trans-Atlantyk" to półtorej godziny rozpisanej na kilkanaście postaci tragifarsy przedstawionej w opowieści, przeplatanego tańcami, zamaszystymi marszami i najróżniejszymi pozami nieustającego monologu Gombrowicza-Jóźwiaka. Tylko zakończenie jest liryczne, z monologiem o tym, że wiecznie błądzimy, z flagą na walizce, czapką z orzełkiem, płynącym z głośników Chopinem. To jeszcze po gombrowiczowsku czy już na poważnie? Najlepiej, jeśli pójdziecie do teatru i zdecydujecie sami.

Niedzielny spektakl będzie o godz. 19, potem jeszcze będzie można go zobaczyć pod koniec czerwca. Bilety są po 20 i 30 zł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji