Obraz, myśl, słowo
Każde nowe przedstawienie Józefa Szajny jest przedmiotem zainteresowania. Skłania do myślenia, do wymiany zdań i poglądów. Tak jest również w wypadku "Crevantesa".
Inaczej, niż przy opracowaniu {#re#7718}"Dantego"{/#} nie opierał się tu Szajna na jednym utworze, czy nawet na tekstach {#au#332}Cervantesa{/#}. Twórczość wielkiego pisarza hiszpańskiego była dla niego tylko inspiracją dla kreowania na scenie biografii wewnętrznej autora "Don Kichota", na którą nakładają się sceny, zaczerpnięte z jego dzieł. Jest więc w tym spektaklu Rycerz (którego Szajna: nie nazywa Don Kichotem), jest Dama Serca (która nie nazywa się Dulcynea) i jest Giermek (który nie nosi imienia Sancho Pansy). I są zdarzenia, w których, rozpoznajemy elementy wielkiej pewieści Cervantesa. Nie ma tu jednak literatury; zastąpiły ją obrazy i myśli. Obrazy są chwilami porywające. I to jest największa wartość tej nowej pracy Szajny. Mają siłę wielkiej metafory i piękno urzekającej kompozycji plastycznej, poczynając od płonących książek, zza których wyziera ponury cień świętej Inkwizycji, poprzez sieć, jaka oplątuje Cervantesa i jego bohatera w jednej osobie, z której Rycerz usiłuje daremnie się wyplątać, poprzez wspaniałą scenę obracających się skrzydeł wiatraka, których czepiają się ludzie, to unoszeni w górę przez koło historii, to znów zrzucani na dno życia - aż po scenę z wyspy szczęścia, z jej urokami i pułapkami. Za obrazami idzie myśl. Jest to opowieść o człowieku na drodze, o wielkiej drodze życia, na której znalazł się pisarz usiłujący samotnie walczyć ze złem świata. I skazany na skutek owej samotności na porażkę. Różni ludzie będą mu współczuli, niekiedy nawet zdobędą się na gest pomocy, lecz on, samotny i nieszczęśliwy, skazany jest na klęskę. Zginie opuszczony przez wszystkich. I tylko jego dzieło pozostanie.
Do tego momentu wszystko (lub prawie wszystko) jest cenne, ważne, chwilami piękne. Lecz oto trafiamy na rafę, która utrudnia odbiór widowiska. Jest nią warstwa słowna przedstawienia. W "Replice" nie było prawie słów. Był tylko obraz i myśl. I był to najlepszy, najczyściejszy spektakl Szajny. W ,,Dantem" był przede wszystkim tekst "Boskiej Komedii", który współgrał bardzo dobrze z myślą i stroną wizualną spektaklu. Natomiast w przedstawieniu "Cervantesa" słowo razi, jest niewspółmierne z pięknem obrazu i głębią myśli. Nie wiem, czy Józef Szajka jest autorem scenariusza spektaklu, nie zostało to powiedziane w programie. Czyż nie lepiej było zawierzyć Cervantesowi i posłużyć się wyłącznie jego tekstem? Po cóż ten dystans pomiędzy wspaniałą wizją i myślą, a ubogim, chwilami wręcz rażącym językiem przedstawienia? Słowo przegrało w walce z obrazem. I przegrali skutkiem tego także aktorzy, dla których słowo jest tworzywem najważniejszym. Byli tylko ożywionymi kukłami w tym wielkim panopticum, wykonującymi przeróżne działania sceniczne, gesty i ruchy w sytuacjach pięknie pomyślanych i skomplikowanych przez inscęnizatora i scenografa w jednej osobie. Tadeusz Włudarski nie potrafił wykrzesać życia z tak żywej i barwnej postaci Rycerza - Don Kichota - Cervantesa. Był tragicznym człowiekiem w beznadziejnej sytuacji, borykał się z życiem i jego zasadzkami, lecz nie miał nam na ten temat nic do powiedzenia, gdyż to, co mówił, brzmiało jałowo i niejstotnie. Męczyła się także z tekstem aktorka tak wytrawna, jak Irena Jun (Dama Serca), usiłowali przedrzeć się przez opary złego, pretensjonalnego tekstu: Józef Wieczorek (Giermek), Stanisław Brudny (Mnich), Jerzy Kozakiewicz (Grabarz) i inni.
Oglądamy to przedstawienie, chwilami ulegamy jego czarowi, myślimy i narzucają nam się refleksje : czy można wyrzucić słowo z teatru malarzy? Być może. Lecz wtedy trzeba być konsekwentnym do końca i zostawić tylko strzępy języka. Najgorsze są rozwiązania połowiczne.